REKLAMA

Homefront: The Revolution to bolesne, tragiczne powstanie - recenzja Spider’s Web

Wita mnie zaskakująco brutalny film. Tortury. Kobieta ginie od ciosów młotkiem zadanych prosto w twarz. Udaje mi się uciec. Wychodzę na amerykańską ulicę. Przepięknie zaprojektowaną, ociekającą brudnym klimatem. Jestem zachwycony! No, a chwilę potem sięgam po karabin i wszystko zaczyna się walić niczym domek z kart.

Recenzja Homefront: The Revolution - powstanie przegrane
REKLAMA
REKLAMA

Rozpoczyna się naprawdę dobrze. Możliwość poruszania się po pół-otwartej Filadelfii pod okupacją koreańskich sił to bardzo ciekawy pomysł. Z bronią schowaną za pasem, chodzimy po amerykańskich ulicach jak zwykły cywil, starający się wiązać koniec końcem w czasie żelaznych rządów azjatyckiego okupanta.

Homefront the Revolution 68 class="wp-image-497446"

Taka perspektywa jest kapitalna!

Wiecie, widok przeszukiwanych Amerykanów, łapanki na ulicach, patrole umundurowanych żołnierzy - Polacy doskonale znają podobną rzeczywistość, na trwałe zapisaną w naszym DNA, chociażby w czasie nazistowskiej okupacji. Przeniesienie Warszawy 1940 roku do USA czasów współczesnych to niesamowity punkt wyjścia.

Początek Homefront: The Revolution nastraja jak najbardziej pozytywnie. Jako członek podziemnego ruchu oporu, możemy eksplorować Filadelfię, spacerować po jej ulicach, zaglądać do opuszczonych mieszkań, rozglądać się za cennymi przedmiotami i wypełniać poboczne wyzwania. Ta namiastka swobody to jeden z najciekawszych punktów gry. Niestety, niemal wszystko inne jest już poniżej moich oczekiwań.

Homefront the Revolution 67 class="wp-image-497445"

Homefront: The Revolution jest pierwszą tak fatalnie zoptymalizowaną grą na konsole.

W momencie pisania tej recenzji, wersja na PlayStation 4 jest niemal niegrywalna. Absolutnie nie przesadzam. Gra regularnie spada do kilkunastu klatek na sekundę. Stany zapisu są powiązane z kilkusekundowymi zacięciami, z kolei okresy ładowania trwają zadziwiająco długo. Homefront: The Revolution to najlepszy przykład na to, jak nie wydawać gry wideo.

Szczerze się dziwię, że sito cenzorskie Sony przepuściło tę produkcję. Chociaż nowy Homefront początkowo działa bardzo dobrze, chwilę później dostaje ogromnej zadyszki. Wystarczająco zoptymalizowane lokacje przeplatają się z takimi, które doprowadzają animację do czkawek. Cholera jasna, nie po to kupiłem konsolę, aby męczyć się z tego typu problemami.

Homefront the Revolution 20 class="wp-image-497434"

W oczy od razu rzuca się bardzo nierówna warstwa graficzna.

Homefront: The Revolution miejscami jest prześliczne. Silnik graficzny Cryteka potrafi wygenerować piękne, niemal post-apokaliptyczne widokówki Filadelfii. Miejscami warto zatrzymać się i po prostu popatrzeć, jak wygląda amerykańskie miasto pod butem obcych sił inwazyjnych.

Wystarczy jednak zboczyć z jednego z głównych szlaków (co w grze z pół-otwartym światem jest bardzo proste), aby dostrzec bardzo wybiórcze podejście projektantów poziomów. Jedna przecznica ugina się od detali i dekoracji. Druga sprawia wrażenie całkowicie kartonowej, surowej, sterylnej i pozbawionej życia. W czasie gry miałem wrażenie, że przy tym tytule pracowały dwie zupełnie niezależne ekipy architektów lokacji.

Producentom należy się za to uznanie za nietypowe podejście do walki.

Rozgrywka jest wymagająca. To bardzo dobrze! Łatwo tutaj zginąć, bohater nie posiada wielkiej wytrzymałości, z kolei azjatyccy przeciwnicy najczęściej mają nad nami przewagę liczebną. Spodobało mi się, że musiałem toczyć bardzo krótkie pojedynki, po czym wycofywać się na bezpieczne pozycje.

Otwarta wojna nie ma szans powodzenia w Homefront: The Revolution. Wrogów jest więcej, są lepiej uzbrojeni, mają wsparcie opancerzonych pojazdów, dronów i latających maszyn. Szybki, precyzyjny atak, a następnie jeszcze szybsza ucieczka to podstawowa mechanika rządząca The Revolution.

Homefront the Revolution 66 class="wp-image-497444"

Czegoś takiego wcześniej nie było. Zmuszanie amerykańskiego bohatera do udawania cywila, do szybkiego uciekania z miejsca zbrodni, do chowania się w kontenerach, bardzo odświeża rozgrywkę. Zupełnie zmienia perspektywę. Gra oferuje świeże podejście do tematu, wymuszając je brutalnym poziomem trudności.

Niestety, cała ta magia znika po chwyceniu karabinu i rozpoczęciu regularnego ostrzału.

Mechanika strzelania jest FA-TAL-NA. Bronie nie mają tego czegoś pod triggerem, jak na przykład w Destiny. Strzelanie z nich jest bez wyrazu. Nie daje absolutnie żadnej frajdy. Czy to karabin snajperski, czy maszynowa broń boczna, prowadzenie ostrzału to smutny obowiązek, niżeli frajda sama w sobie.

Sytuację nieco ratuje system ulepszeń ekwipunku, który naprawdę wciąga. Możemy nie tylko dodawać kolejne elementy do broni, ale również przebudowywać je niemal od podstaw. Dobrze sprawdza się to w praktyce i do złudzenia przypomina system, który pojawił się niedawno w grze DOOM.

Homefront the Revolution 38 class="wp-image-497438"

Niestety, w ogólnym rozrachunku używanie giwer nie daje radości. Jest nudne. Jest żmudne. Jest męczące. W połączeniu z fatalną optymalizacją, strzelanie staje się niechcianą torturą. To gigantyczna wada tej produkcji, która jest przecież niczym innym, jak właśnie shooterem.

Do pozostania przy Homefront: The Revolution przekonał mnie za to wciągający system zdobywania nowego terenu.

Wzorem serii Far Cry, The Revolution pozwala graczowi na przejmowanie kolejnych sektorów Filadelfii. Zazwyczaj wiąże się to z zajęciem kluczowej placówki, zdobyciem magazynu czy rozbrojeniem przeciwnika. Powiększanie swojej strefy wpływów to uzależniający mechanizm. Zwłaszcza, że nie zmusza nas do męczącego strzelania. Czasami wystarczy przekraść się do bazy wroga i na przykład wysadzić ją od środka.

Uwielbiam tego typu rozgrywkę. Far Cry 3, Mad Max, Assassin’s Creed - systematyczne powiększanie swojego królestwa od zawsze wydawało mi się świetnym dodatkiem do głównego scenariusza. No właśnie - dodatkiem. Niestety, w Homefront: The Revolution jest to sedno gry, która nie ma nic innego do zaoferowania.

Homefront the Revolution 69 class="wp-image-497447"

No, może poza trybem kooperacyjnym. W nim razem z innymi graczami mamy okazję przejmować te same tereny, co w kampanii dla samotnego powstańca. To jednak stanowczo za mało, aby naprawić fatalną optymalizację, męczącą mechanikę strzelania i bardzo nierówną warstwę graficzną.

Zalety

  • Ciekawa mechanika "cywila"
  • Partyzanckie walki w modelu "uderz i ucieknij"
  • Rozwój broni i wyposażenia
  • Zdobywanie kolejnych terenów bardzo wciąga
  • Miejscami gra jest naprawdę śliczna

Wady

  • Konsolowa optymalizacja to żart. Gra w takim stanie nigdy nie powinna się ukazać
  • Bardzo nierówna architektura lokacji
  • Strzelanie jest żmudne i męczące
  • Poruszanie się motorem całkowicie zabija płynność
  • Narracja i gra aktorska to dno
  • Niewykorzystany potencjał boli podwójnie
  • Masa pomniejszych niedoróbek
REKLAMA

Homefront: The Revolution to kapitalny pomysł na świat i kilka świetnych patentów na rozgrywkę. Niestety, odważne podejście zostało zalane betonową falą niedoróbek, nijakości, przeciętności, błędów i niedociągnięć. Przez to nie każdy dostrzeże potencjał, jaki był w tej produkcji.

A był ogromny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA