Jeszcze niedawno ta firma sprzedawała dziesiątki milionów smartfonów. Dziś nie chwali się nawet wynikami sprzedaży
BlackBerry - jeszcze nie tak dawno temu (tak, to było kilka lat temu!) firma, która stanowiła o tym, co było popularne na rynku. Firma, która w ręce dziesiątek (jeśli nie setek) milionów osób włożyła telefony z dostępem do Sieci i poczty elektronicznej. Dziś firma, która nawet nie podaje dokładnej liczby sprzedanych urządzeń.
Spadek popularności urządzeń firmowanych przez BlackBerry jest widoczny gołym okiem. W tym momencie właściwie trudno nawet mówić o popularności w jakiejkolwiek rozsądnej skali - kanadyjska korporacja w poprzednim kwartale zarobiła jedynie na 800 tys. egzemplarzy. Tym razem, przy okazji ogłoszenia rezultatów za trzeci kwartał roku fiskalnego 2016 (tak, 2016), w komunikacie prasowym... nie padło prawie słowo o smartfonach.
Owszem, wspomniano o nich w miejscu, gdzie wymieniane były źródła przychodów BlackBerry.
I niestety to nadal sprzedaż sprzętu, czyli w przypadku BlackBerry niemal wyłącznie telefonów komórkowych, stanowi nadal aż 40% całości. Niestety, bo oznacza to, że firma jest w dalszym ciągu uzależniona od działu, który ledwo przędzie, a którego wyniki sprzedażowe konkurencja bije nie tyle w kwartał, co w godziny od wprowadzenia do dystrybucji nowego modelu.
Czytając jednak nawet dokładnie cały komunikat prasowy, nie znajdziemy w nim jednak nawet najmniejsze wzmianki o tym, ile dokładnie sprzedano smartfonów. Już kwartał temu te informacje były "zakopane" w prasówce, ale nadal dało się je odnaleźć. Teraz nie ma ich w ogóle. Właściwie jedynymi miejscami, gdzie pada samo hasło "smartphone" jest informacja o premierze Priva oraz planach wydania BlackBerry OS 10.3.3.
To tyle, jednak też bez żadnych dodatkowych szczegółów. Co może z kolei sugerować, że Priv, zgodnie z przewidywaniami większości komentatorów, uderzającym hitem nie jest. Oczywiście, można argumentować, że jest na rynku bardzo krótko, w niektórych najważniejszych krajach (np. Stany Zjednoczone) jest jeszcze na wyłączności u wybranych (lub wybranego) operatora. Jeśli jednak wyniki byłyby naprawdę dobre, trudno oczekiwać, że BlackBerry nie podzieliłoby się nimi ze światem. Tego jednak nie zrobiło.
Z ostateczną oceną warto się jednak jeszcze trochę wstrzymać. W końcu to nie miała być konkurencja (w liczbie sprzedanych egzemplarzy) dla Galaxy S6 czy iPhone'a 6S. To miał być po prostu finansowy ratunek dla BlackBerry i próba odnalezienia chociażby kawałka stałego gruntu na tym rynku. I to może się udać, nawet jeśli nie nie ustawiały się po niego w kolejce tłumy.
Co jednak nie pojawiło się w komunikacie prasowym BlackBerry, pojawiło się chwilę później.
Podczas spotkania z inwestorami przedstawiciele BlackBerry ujawnili ostatecznie, ile dokładnie egzemplarzy trafiło do sprzedaży. Nietrudno się domyślić, że było ich nawet mniej, niż w poprzednim kwartale, czyli 700 tys. Spadek nie tak drastyczny jak przy poprzednich podsumowaniach, a i średnia cena sprzedaży była wyższa (napędzana głównie droższym Passportem i Privem), ale - jak skomentował to jeden z użytkowników CrackBerry - z jednej strony można powiedzieć, że 700 tys. to tyle co nic, dlatego nie ma większych powodów do radości. Tym bardziej, że sprzedając po mniej niż milion smartfonów na kwartał, osiągnięcie i tak już obniżonego przez Chena planu (5 mln urządzeń rocznie) wydaje się być wciąż poza zasięgiem. Z samym drogim Privem może się to po prostu nie udać, nawet jeśli w tym momencie nie mamy pełnych danych na temat jego ewentualnego sukcesu.
Jeśli jednak patrzeć na sytuację z perspektywy BlackBerry, udało się zrobić "coś". To "coś" to dalsze prace nad zapewnieniem sobie przynajmniej minimalnej rentowności działu sprzętowego, który był (i możliwe, że jeszcze jakiś czas będzie) dużym problemem. To nie jest krok w kierunku odbudowany dawnej potęgi, której odbudować się już po prostu nie da i najprawdopodobniej nigdy już nie będzie się dało. To kolejny podejmowany przez Chena krok w kierunku tego, by chociażby na papierze istniał powód, żeby ten dział nadal utrzymywać. I zatrzymanie dramatycznego spadku plus wzrost ASP może prowadzić do czegoś konkretnego.
Nadal jednak wiele pytań pozostaje w kwestiach smartfonowych bez odpowiedzi i nie ma żadnych podstaw, żeby wróżyć, że jeszcze długo będziemy mogli kupić nowe BlackBerry. Albo, że nie będziemy mogli tego zrobić.
Poza tym jest jednak... zaskakująco dobrze.
Cudów oczywiście nie ma i nie będzie. Kanadyjska firma straciła w tym roku 89 mln dol., co jest jednak wynikiem lepszym, niż rok temu (148 mln dol.). Rosną jednak przychody ze sprzedaży oprogramowania, czyli to, na co BlackBerry kładzie teraz największy nacisk, a i cały przychód, jak podaje WSJ, jest większy, niż oczekiwali analitycy.
Jest więc wciąż jakieś życie w BlackBerry, a kto wie, czy kiedy zakończy się ten cały, trwający już lata (!) okres przejściowy, nie będzie go jeszcze więcej. Tyle tylko, że w kwestii przyszłości smartfonów z tym charakterystycznym logo nadal możemy postawić wielki znak zapytania.
No, może troszkę mniejszy niż poprzednio.