Pstryk i twoje źródło utrzymania znika - tak poczuli się twórcy aplikacji na Androida
Wydałeś popularną aplikację, która przynosi stałe dochody? Zarabiasz na niej tyle, że możesz poświęcić się swojej pasji? A może pozwoliła zupełnie zapomnieć o regularnej pracy? Niezależnie od tego, jak popularny pogram zrobiłeś, Google może go po prostu usunąć, nie wspomnieć o tym nawet słowem, nie dać żadnej możliwości wytłumaczenia się i zachowywać się, jakby nic się nie stało.
To nie żart. Właśnie w ten sposób Google postąpił z popularną aplikacją Tasker. Jak sama nazwa wskazuje, służy ona do planowania zadań. To, co wyróżniało Taskera na tle innych aplikacji mobilnych to bardzo duże możliwości. Korzystając z tej aplikacji można było ustawić praktycznie każdą możliwą akcję. Po włączeniu światła o konkretnej godzinie chciałbyś usłyszeć radiowe wiadomości? Bardzo proszę! Chciałbyś głosowo uruchamiać domowy wentylator na hasło “Gorąco!”. Tasker prawdopodobnie potrafiłby to zrobić.
Aplikacja ta cechuje się bardzo dużymi możliwościami, a co za tym idzie, potrzebuje wielu uprawnień. Okazało się, że sposób działania programu nie jest do końca zgodny z najnowszą wersją Androida. Konkretnie chodzi tu o manifest android.permission.REQUEST_IGNORE_BATTERY_OPTIMIZATIONS, który skutkował blokowaniem działania funkcji Doze, jednej z najważniejszych nowości w najnowszym systemie Android 6.0 Marshmallow.
Co w tej sytuacji zrobił Google? Po prostu usunął znany, lubiany i dobrze oceniany program.
Zamiast najpierw zgłosić błąd deweloperowi, dać mu kilka dni na jego naprawę i wtedy sprawdzić działanie aplikacji, Google. Zamiast tego firma z Mountain View poinformowała go tylko, że aplikacja została usunięta ze sklepu Google Play za naruszenie regulaminu Google Play. Google poradził też deweloperowi zapoznać się z artykułem na temat optymalizacji aplikacji pod kątem Doze, zaktualizować manifest aplikacji i jeszcze raz zamieścić aplikację w Google Play.
Można pomyśleć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Otóż nie. Wspomniane uprawnienia nie były bowiem w żadnej wersji Taskera dostępnej z poziomu Google Play. Można było ją znaleźć wyłącznie w wersji beta aplikacji dostępnej na stronie internetowej Taskera. Oznacza to, że błąd zgłosił użytkownik wersji beta aplikacji lub został odkryty na przez automatyczny mechanizm Google’a skanujący programy zainstalowane na smartfonach użytkowników w poszukiwaniu naruszeń zabezpieczeń. W żadnej z tych sytuacji Google nie powinien jednak kasować tej aplikacji ze sklepu.
Tym razem wszystko skończyło się dobrze.
Po bardzo utrudnionej próbie kontaktu Google postanowił przywrócić aplikację do sklepu, jestem jednak sobie w stanie wyobrazić, że skoro tak niemiła sytuacja była w stanie spotkać dewelopera, którego program został zainstalowany pół miliona użytkowników, to podobna sytuacja mogła spotkać każdego. Dotyczy to nie tylko programistów umieszczających programy w Google Play, ale też AppStore. Apple też słynie z natychmiastowego usuwania aplikacji bez słowa wyjaśnienia. Można, całkiem słusznie zresztą, pomyśleć, że deweloperzy są na łasce i niełasce włodarzy Apple oraz Google’a.
Google jest jednak w tym przypadku groźniejszy, bo płaci nie tylko deweloperom, ale też youtuberom. Wystarczy kilka ostrzeżeń za naruszenie praw do kupionej wcześniej lub pobranej bezpośrednio z bazy YouTube’a muzyki, by Google zablokował lub skasował kanał i pozbawił youtubera środków do życia. Zresztą dotyczy to też popularnych fanpage'y na Facebooku, o czym brutalnie przekonali się admini "Beka z mamuś na forach". Internetowe korporacje często działają niechlujnie i nie sprawdzają dokładnie wszystkich zgłoszeń, a to prowadzi do nadużyć.
Niestety w takiej sytuacji nie pomoże nam nawet fakt, że prawo jest po naszej stronie, bo w wielu przypadkach odwołanie się od decyzji Apple’a, Google’a czy Facebooka jest praktycznie niemożliwe.