Ten pendrive spali twój komputer. Teraz jest jeszcze skuteczniejszy
Zaprezentowany w marcu USB Killer to jeden z najciekawszych sprzętów komputerowych tego roku. Choć na pierwszy rzut oka wygląda on jak zwykły pendrive, to lepiej nie wkładać go do jakiegokolwiek komputera. No chyba że bardzo zależy nam na zniszczeniu go.
Warto przypomnieć, że historia pierwszej wersji USB Killera zaczęła się od miejskiej legendy. Opowiadała ona o człowieku, który jadąc metrem wyciągnął z tylnej kieszeni cudzego plecaka pendrive z napisem “128”. Po przyjściu do domu włożył go do swojego laptopa, który wtedy przestał działać. Nieuczciwy znalazca wówczas wyjął z komputera pendrive, zmazał stary napis i zastąpił go liczbą 129, a następnie włożył do tylnej kieszeni swojego plecaka.
Następnie bloger o pseudonimie “Dark Purple” wraz z grupą znajomych ze studiów zaczęli rozważać, czy stworzenie takiego pendrive’a jest faktycznie możliwe. Po zaprojektowaniu wielu prototypów udało im się wyprodukować wymarzone urządzenie. Po podłączeniu go do portu USB mogło ono zgromadzić ładunek o napięciu -110 V, który był przekierowywany do interfejsu USB. Następnie proces ten był powtarzany do skutku, aż uszkodzone zostały wszystkie elementy komputera.
USB Killer nie był jednak idealnym niszczycielem sprzętu.
Ładunek o napięciu -110 V nie miał problemów ze zniszczeniem newralgicznych podzespołów komputera w zdecydowanej większości pecetów. Druga wersja USB Killera może zgromadzić ładunek o napięciu -220 V, dzięki czemu unicestwi praktycznie każdą maszynę z portem USB.
Dodatkową zaletą nowej wersji sprzętu jest też jego krótki czas reakcji. Wystarczy umieszczenie takiego pendrive’a w pececie na kilka sekund, by uszkodzić płytę główną i znajdujące się na niej podzespoły. Twórca USB Killera zaprezentował to na przykładzie zakupionego specjalnie na potrzeby testu laptopa Lenovo ThinkPad X60. Poniżej znajduje się film przedstawiający proces niszczenia urządzenia. Jak widać, rzeczywiście trwa chwilę i jest nieodwracalny.
Nie będę oryginalny i powtórzę to, co pisałem ponad pół roku temu, przy okazji premiery pierwszej wersji tego urządzenia. Jest to sprzęt podobny do bomby atomowej. Fajnie byłoby go mieć, ale użycie go byłoby skrajnie nieodpowiedzialne i mogłoby doprowadzić do sporych szkód.
Mam nadzieję, że nie zaczną używać go pranksterzy, którzy w pogoni za odsłonami są w stanie zrobić wszystko, nawet upozorować śmierć swojego dziecka. W porównaniu z tym zniszczenie komuś komputera może okazać się zaledwie igraszką. W końcu to tylko sprzęt i można go odkupić. A że znajdowały się na nim ważne dokumenty? Trudno, wypadki chodzą po ludziach.
Urządzenie to może też być wykorzystywane przez niezbyt życzliwe osoby.
Wystarczy przecież wyjść do toalety i zostawić na chwilę komputer bez opieki, by ten został zniszczony dosłownie w kilka sekund. Na pojawieniu się tego sprzętu stracą też producenci urządzeń. Masz laptopa lub płytę główną już od niemal dwóch lat i chcesz otrzymać nowy model? Śmiało, podłącz do niego USB Killera, spal maszynę i wyślij ją na gwarancję. Najprawdopodobniej serwis nie domyśli się, że grzebałeś przy sprzęcie. Zwłaszcza jeśli ten będzie miał założone plomby gwarancyjne.
Pozostaje tylko cieszyć się, że USB Killer nigdy nie trafi do szerokiej sprzedaży. Niemniej jednak martwi mnie, że każdy może samodzielnie zrobić takie urządzenie korzystając z zamieszczonej w Sieci instrukcji. Warto o tym pamiętać przed włożeniem do swojego komputera znalezionego przypadkiem pendrive’a. Kiedyś takie urządzenie mogło co najwyżej zawirusować maszynę. Dziś może ją dosłownie zniszczyć.