REKLAMA

Schowaj ten telefon. Bo wstyd

Stałam na zewnątrz, rozmawiałam przez telefon i patrzyłam przed siebie na jedną z głównych dróg przelotowych przez miasto. Samochody stały przed pasami, przez które przechodzili ludzie. Nagle ruszyły, w tym stara, zielona prawie-ciężarówka, coś pomiędzy furgonetką a TIR-em. Krzyk, rozsypane na asfalcie jabłka, pogięty rowek i ktoś leżący pod kołami.

Schowaj ten telefon. Bo wstyd
REKLAMA
REKLAMA

Byłam jeszcze w liceum, rzecz stała się w trakcie przerwy. Nagle stado rówieśników rzuciło się w stronę jezdni i… wyciągnęło telefony z marnymi jak na dzisiejsze standardy kamerami by robić zdjęcia i nagrywać wideo. Drama, drama, trzeba to uwiecznić! Ja, znajoma z innej klasy i kolega pobiegliśmy na miejsce by sprawdzić, czy da się jakoś pomóc. Wydawałoby się naturalny odruch - przygotowywano nas na to przecież wiele razy na szkoleniach z pierwszej pomocy. Niestety nie dało się nic zrobić. Rowerzysta wpadł pod koła, jego głowa została dosłownie zmiażdżona. Kierowca prawie-ciężarówki wyszedł, zobaczył co się stało i usiadł w przerażeniu na schodku do kabiny.

Potem okazało się, że rowerzysta stał przed pasami obok furgonetki. Kierowca z kabiny ruszając nie widział, że rowerzysta jadący z działki nagle ruszył i chciał przejechać dosłownie pod kabiną przez pasy.

Oprócz widoku na jezdni doskonale pamiętam stado nastolatków z wyciągniętymi telefonami, filmujących i robiących zdjęcia całej tragicznej scenie.

YouTube dopiero zbierał popularność, nie było fejsa czy Twittera więc pewnie robili je, by pokazywać znajomym.

Kiedyś była to przypadłość jedynie reporterów, fotografów dla których zdjęcie potrafiło “zrobić” karierę. Dziś lubimy bajki o tym, że każdy jest dziennikarzem, nazywamy to dziennikarstwem obywatelskim i wmawiamy sobie, że zdjęcia i filmy z naszych smartfonów są ważne.

Znajomy opowiadał, że jechał ostatnio autostradą. Na przeciwległym pasie osobówka wepchnęła się na trzeciego i wylądowała bokiem w tirze. Gdy przejeżdżał było już po wypadku, ale jeszcze przed przybyciem służb. Dookoła stali ludzie zatrzymani w korku - droga stała się nieprzejezdna - i nikt nie pomyślał nawet o zabezpieczeniu miejsca wypadku. Za to kilkanaście osób pomyślało, by wyciągnąć smartfony i zrobić sobie pamiątkę z wakacji w postaci filmu z wypadku.

Przez sieć co chwilę przelatują historie o podobnych przypadkach. A to kilku widzów nagrywało palący się samochód z kobietą uwięzioną w środku, a to fotograf zamiast pomóc mężczyźnie wydostać się z toru metra zrobił zdjęcie i mężczyzna zginął.

Pewien koleś filmował ofiary wypadku samochodowego zamiast pomóc, a potem próbował sprzedać wideo stacjom telewizyjnym.

Kolejny zwykły dzień w świecie, w którym każdy ma aparat i kamerę.

Zresztą to nie tylko takie ekstremalne sytuacje - ile razy oglądaliśmy filmy z bijatyk w tramwajach czy na ulicy? Pytanie, czy trzeba i można zareagować w takiej sytuacji jest wciąż otwarte, ale nie można przejść wobec niego obojętnie. Czy przyzwoity człowiek pozwoli na przemoc wobec innej osoby w imię ochrony siebie? Czy filmowanie takich przypadków jest niemoralne, czy może pomaga zebrać dowody?

Bywa różnie. Na pewno w specyficznych przypadkach pomaga ustalić przebieg zdarzeń. Jednak bądźmy szczerzy sami ze sobą.

REKLAMA

Zwykle jest to impuls, chęć zachowania czegoś niecodziennego, być może zdobycia kilku lajków na Facebooku. I brak szacunku.

* Zdjęcie: Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA