E3: Nadjechał nowy Need for Speed! I już dawno nie cieszyłem się tak na żadną ścigałkę
W czasie dzisiejszej konferencji Electronic Arts czekałem tylko na tę jedną premierę. Przyznaję, nie interesował mnie ani możliwy, nowy Mass Effect, nie do końca ekscytuję się Star Wars: Battlefront. Za to gra na którą czekałem, przyprawiła mnie o szybsze bicie serca i sprawiła, że zakreśliłem 3.11 w kalendarzu.
Mówię tu oczywiście o nowej odsłonie serii Need for Speed. Na taką edycję czekałem blisko dekadę, jako psycho-fan oryginalnych Undergroundów i Most Wanted, w które zagrywam się do dziś, pomimo wielu innych części, które pojawiły się w międzyczasie.
Po pierwszym teaserze i szumnych zapowiedziach o połączeniu wszystkiego, co kochaliśmy w tamtych wyścigach z mechaniką nowych produkcji, moje oczekiwania były niebywale wyśrubowane.
Co do ostatecznego spełnienia jeszcze się przekonam, ale dziś mogę powiedzieć, że wszyscy miłośnicy dobrych, arcade'owych wyścigów, pełnych ganianego z policją i rasowego tuningu, mają na co czekać.
Nowy Need for Speed to klimat, klimat i jeszcze raz klimat
Przede wszystkim, ponownie zanurzymy się w świat odpicowanych bryk i nielegalnych wyścigów. Na przebitkach fabularnych czuć podmuch fabuły Most Wanted, przemieszanej luźno z prostym motywem bycia najlepszym w okolicy. Słowem - standard.
Fabuła nie jest tu jednak najważniejsza. Najbardziej liczą się samochody i z tego co można było zobaczyć w czasie prezentacji, będzie czym pośmigać.
Pojawiały się takie klasyki, jak Mazda RX-7 oraz Porsche 911, jak również nowoczesne pojazdy, typu Mustanga GT 2015 oraz Subaru BRZ, którego oglądaliśmy w czasie krótkiego fragmentu gameplayu.
Jeśli wierzyć twórcom, dostaniemy więcej opcji tuningu niż kiedykolwiek w historii Need for Speeda. Oglądając modyfikacje dokonywane na BRZ w garażu można było zauważyć, że ikonka oznaczająca możliwość zmian pojawiała się przy dosłownie każdym elemencie karoserii, a co dopiero będzie, gdy zajrzymy pod maskę.
Odpicowaną furą będzie też gdzie pojeździć, bo Ventura Bay, gdzie dzieje się akcja gry, to obszar dwukrotnie większy od tego, znanego z NFS: Rivals.
Ścieżkę fabularną będziemy przemierzać na pięć sposobów:
- Skupiając się na prędkości
- Zbierając punkty za stylizację i tuning naszych pojazdów
- Opanowując do perfekcji styl jazdy, czyli drift, skoki i tricki
- Ścigając się grupowo z członkami naszej ekipy
- Zdobywając reputację podczas emocjonujących pościgów
Nie do końca wiadomo jak, ale twórcy zapowiadają, iż będziemy mogli specjalizować się w każdej z dziedzin, albo dowolnie mieszać style, by pokonywać kolejne wyścigi w unikatowy sposób.
Elektronicy dostarczyli. Oby tylko finalny efekt był równie efektowny, co prezentacja E3.
Oglądając krótki fragment gameplayu wszystko wskazywało na to, że twórcom faktycznie uda się spełnić obietnice połączenia wszystkiego co było najlepsze w NFS: Underground 2 i Most Wanted, z nietypowymi pościgami w kanionach znanymi z NFS: Carbon oraz mechaniką gry z NFS: Rivals.
Praca kamery, zachowanie się pojazdu, mnożniki punktów... wszystko to znamy z nowych odsłon Need for Speed, lecz po raz pierwszy jest to podlane sosem tego klimatu nielegalnych, ulicznych wyścigów. I ja to kupuję!
Nie łudzę się, że EA nie wykorzysta pola zarobkowego jakim jest tuning pojazdów, mam tylko nadzieję, że ograniczą swoją zachłanność do trybu multiplayer (o którym, swoją drogą, nie padło ani jedno słowo w czasie konferencji), albo przynajmniej zaoferują dodatki na tyle ciekawe, iż faktycznie będzie się chciało sięgnąć do portfela.
Jeżeli uda im się osiągnąć rozsądny balans pomiędzy modelem zarobkowym, a frajdą z rozgrywki dla graczy, to mogę już dzisiaj powiedzieć, żeby wszyscy miłośnicy wyścigów, podobnie jak ja, zakreślili 3.11.2015 w kalendarzu.
Coś czuję, że spędzę w Ventura Bay sporo czasu. Może nawet tyle samo, ile spędziłem w Olympic City.