Nie będzie opóźnień, zdjęcia od następcy Hubble'a zobaczymy jeszcze w tej dekadzie
Amerykańska Narodowa Agencja Kosmiczna poinformowała, że prace nad wystrzeleniem na orbitę najpotężniejszego teleskopu w historii idą pełną parą. To oznacza, że według założonego harmonogramu, pierwsze zapierające dech w piersiach fotografie obejrzymy już za 3,5 roku.
Teleskop Hubble’a, choć nadal jest bezcennym narzędziem dla naukowców, staje się powoli wiekowym wynalazkiem. NASA od lat pracuje nad jego następcą, a będzie nim teleskop kosmiczny Jamesa Webba. I właśnie ogłosiła, że wszystko idzie zgodnie z planem, a ten zakłada wyniesienie owego teleskopu na orbitę już w 2018 roku.
JWST (James Webb Space Telescope) ma niełatwą rolę i wiele do udowodnienia. Teleskop Hubble’a trafił na orbitę okołoziemską w 1990 roku i nadal sprawuje się rewelacyjnie. Za jego pomocą dokonano wielu przełomowych dla astronomii odkryć. JWST ma nie tylko poszerzyć nasze horyzonty, ale również usprawiedliwić wyciągnięte od podatników miliardy (nie, nie miliony, a miliardy) dolarów.
Budżet na opracowanie i wystrzelenie nazwanego po byłym zarządcy NASA teleskopu to wydatek 8,7 mld dol. publicznych pieniędzy. Zdaniem amerykańskiej agencji kosmicznej, tyle kosztuje najpotężniejszy i największy teleskop kosmiczny w historii ludzkości.
Czym zajmie się JWST?
Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba będzie dostępny dla naukowców z całego świata. Zajmie się badaniem historii naszego wszechświata, wypatrując pozostałości po Wielkim Wybuchu i obserwując narodziny gwiazd i układów gwiezdnych. Jego najważniejszą częścią będzie składające się z osiemnastu segmentów elastyczne zwierciadło wykonane z ultralekkiego berylu.
Teleskop chroniony będzie przed działalnością Słońca pięciowarstwową osłoną wielkości kortu tenisowego, dzięki czemu instrumenty i sam teleskop będą chronione przed promieniowaniem i wysokimi temperaturami. Jego instrumenty pokładowe pozwolą na obserwację stu obiektów równocześnie.
Choć trudno w to uwierzyć, to JWST powstaje prawe że od dwóch dekad i ma na swoim koncie wiele opóźnień. Według pierwotnego planu, miał kosztować 1,6 miliarda dolarów i znaleźć się na orbicie już w 2011 roku. Rzeczywistość jednak zweryfikowała założenia NASA, stąd kuriozalne oświadczenie, które można streścić jako „nic się nie zmienia, wszystko idzie zgodnie z planem”.
Trudno jednak się dziwić nerwowości agencji, bowiem w 2011 roku Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych prawie doprowadziła do zamknięcia całego projektu. W ostatniej chwili został on uratowany przez Kongres.
Czego możemy się spodziewać? Choć trudno w to uwierzyć, to jeszcze lepszych fotografii niż te prezentowane poniżej: