REKLAMA

Jeśli Uber i Google zrealizują swoje plany, rynek taksówek czeka rzeź

Kiedy prowadzisz firmę zajmującą się wożeniem ludzi i chcesz ograniczyć wydatki, dobrze wiesz, z czego będziesz musiał zrezygnować w przyszłości - z kierowców, których za jakiś czas będą mogły całkowicie zastąpić odpowiednie systemy. Musisz jedynie wspomóc rozwój takich rozwiązań. Z drugiej strony, jeśli już masz takie systemy, ale nie wiesz co z nimi zrobić, odpowiedź jest prosta - zacząć wozić ludzi. Do takich wniosków przynajmniej doszedł Uber i Google.

03.02.2015 12.49
Jeśli Uber i Google zrealizują swoje plany, rynek taksówek czeka rzeź
REKLAMA
REKLAMA

W ostatnich dniach, jedno po drugim, pojawiły się doniesienia, zgodnie z którymi rynek usług taksówkarskich może się dramatycznie zmienić. Nie dziś i nie jutro, ale za 5 czy 10 lat będzie już prawdopodobnie całkowicie niepodobny do tego, jak prezentuje się dzisiaj. Jedną z podstawowych różnic, zarówno dla właścicieli jak i klientów, ma być cena. Oczywiście nie obędzie się przy tym bez ofiar, choć te będą należeć wyłącznie do jednej konkretnej grupy zawodowej.

Zaczynamy od taksówki...

W tej chwili, jeśli pominąć kilka szczegółów, Uber funkcjonuje niemal tak, jak każda inna firma świadcząca usługi przewozowe. Za kierownicą siedzi kierowca, który wie dokąd jedziemy, sam wybiera trasę, a w naszej opłacie za przejazd zawarte jest zarówno wynagrodzenie dla niego, jak i dla Ubera. Gdyby jednak samochód był w stanie całkowicie sam podjechać pod wskazany adres najpierw po to, aby odebrać pasażera, a potem, aby wysadzić go na miejscu docelowym, Uber z nikim nie musiałby dzielić się zyskiem.

uber taxi

Oczywiście zakładanie, że opłata zostałaby ograniczona tylko do tego, co Uber zarabia teraz (czyli mniej więcej 1/5 uiszczanej przez klienta kwoty), byłoby zdecydowanie zbyt optymistyczne, ale wykluczenie "czynnika ludzkiego" w tej kwestii mogłoby doprowadzić mimo wszystko do sporej obniżki cen. Jednocześnie Uber zyskiwałby absolutną kontrolę nad swoją firmą i usługami - maszyny nie narzekają, nie buntują się (przynajmniej na razie), nie domagają się podwyżek (ba, nie otrzymują najmniejszej pensji - wymagają tylko serwisowania), nie mają gorszych dni i nie są w stanie zaskoczyć nas ekstremalnymi działaniami.

Mówiąc wprost, gdyby od początku historii Ubera w jego flocie znajdowałyby się wyłącznie autonomiczne taksówki, Uber nie musiałby zmagać się z takimi problemami jak np. obecnie w Indiach.

Lista potencjalnych zalet jest jednak jeszcze większa. Przede wszystkim tego typu pojazdy mogłyby być... mniejsze. Po co do jednoosobowego zamówienia wysyłać cztero- czy pięciomiejscowe auto? Tym bardziej, że zwalnia się miejsce, na którym do tej pory obowiązkowo musiał siedzieć kierowca. Każda taksówka mogłaby więc nie tylko być idealnie dostosowana do potrzeb przewozowych danego zamówienia, ale też przewieźć maksymalnie o jedną osobę więcej, niż w klasycznym układzie. Zyskują więc wszyscy, poza taksówkarzami.

Mimo więc wszystkich deklaracji Ubera, ludzcy taksówkarze są dla niego rozwiązaniem w tej chwili preferowanym, bo... jedynym możliwym. To jednak, za jakiś czas, ale jednak, ulegnie zmianie. Uber już teraz ogłosił nawiązanie współpracy z jednym z amerykańskich uniwersytetów, której celem będzie nic innego jak badanie rozwiązań, umożliwiających docelowo bezpieczną i autonomiczną jazdę. Czyli w skrócie, rozwiązań, które w pewnym momencie pozwolą wprowadzić na ulice taksówki pozbawione kierowców i zrealizować wizję ujawnioną w zeszłym roku - stworzenie całkowicie autonomicznej floty.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że nie jest to pomysł całkowicie nowy. Już 5 lat temu jedna z firm technologicznych prezentowała działający (w pewnym stopniu) pojazd koncepcyjny, mający pełnić właśnie rolę taksówki bez kierowcy.

uber

Mając jednak w pewnym momencie w ręce tak mocne karty jak Uber teraz (zasięg, popularność, rozpoznawalność, struktury) i tak wielkie możliwości obniżania cen, trudno oczekiwać, że którakolwiek klasyczna firma taksówkarska będzie w stanie zaprezentować ofertę dla klienta atrakcyjniejszą. Gdyby coś takiego udało się wprowadzić w życie, podczas gdy inni obstawaliby przy klasycznych wersjach usług, nie moglibyśmy mówić o pojedynku. Mówilibyśmy o rzezi.

Chyba, że na rynku pojawi się podobnie myśląca konkurencja.

Zaczynamy od technologii...

Jeśli uda się opracować odpowiednie technologie (a że tak będzie, nikt raczej nie wątpi) i ludzie przekonają się do tego, że wozi ich w 100% maszyna, a nie maszyna kierowana przez człowieka, jedyną prawdziwą konkurencją będą inne firmy oferujące podobne usługi. Wśród nich może się znaleźć również i taka, której ze sprzętem, a tym bardziej takich rozmiarów, raczej nie kojarzymy - Google.

To samo Google, które do tej pory zarówno wspierało Ubera finansowo (przez Google Ventures), i które integrowało jego ofertę ze swoimi aplikacjami, według Bloomberga obecnie samo planuje stworzenie własnej "firmy" taksówkarskiej. Amerykanie nie mają wprawdzie praktycznie żadnego doświadczenia na tym rynku, ale mają coś, czego Uber nie ma i nie wiadomo jak długo jeszcze nie będzie miał - technologię.

auto google

Autonomiczne pojazdy Google nie są jeszcze wprawdzie gotowe, aby w ogromnych ilościach zapełniać ulice każdego dnia, ale m.in. trwające od dłuższego czasu testy, przygotowany osprzęt i dokładne mapy praktycznie całego świata dają im ogromną przewagę nad całą resztą stawki. Dodatkowo, Google samo zaprojektowało i stworzyło swoje sympatyczne pojazdy, które nawet w obecnej formie mogłyby świetnie sprawdzić się jako mini-taksówki w wielkich miastach. Pozostaje kwestia ich masowej produkcji, ewentualnych zezwoleń i organizacji całego przedsięwzięcia od strony klientów (aplikacja, etc.).

Wszystko to jednak, choć z całą pewnością nie będzie należeć do łatwych, może okazać się tą łatwiejszą częścią zadania.

Nie jest przy tym pewne, czy Google będzie chciało faktycznie pojawić się na tym rynku jako zwykła taksówka, tyle że pozbawiona kierowcy, czy faktycznie spróbuje zrewolucjonizować całą branżę motoryzacyjną, próbując przekonać nas, że nie potrzebujemy samochodu w ogóle. Wystarczy wyobrazić sobie np. abonament na samochód - od 7:00 zawozi nas z domu do pracy, po czym obsługuje innych pasażerów. O 16:00 przyjeżdża znów po nas, wiezie po drodze na zakupy, odwozi pod dom, po czym znika i pojawia się dopiero następnego dnia rano.

Nie wydajemy majątku na zakup auta, nie traci ono na wartości, nie martwimy się o jego utrzymanie i tankowanie, nie przejmujemy każdą ryską czy odpryskiem, nie jest nam straszna jego kradzież, nie męczymy się stojąc w korkach (bo możemy w nich robić cokolwiek), nie zajmujemy na drodze więcej miejsca niż potrzeba. Kiedy chcemy pojechać na wakacje lub potrzebujemy większego albo bardziej pojemnego pojazdu, po prostu dokupujemy odpowiednią opcję. Dokładnie tak, jak przy wypożyczaniu aut (w tej nowszej odsłonie, nie w tej "lotniskowej"), ale lepiej, wygodniej i nowocześniej.

W rezultacie na drogach mamy mniej aut, potencjalnie mniej wypadków czy niebezpiecznych sytuacji i na jazdę samochodem może pozwolić sobie niemal każdy - nie tylko ten, który ma w kieszeni kilka, kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy.

Oczywiście nikt nie mówi o tym, że każdy musi się z taką wizją godzić. Jeszcze przez długi czas każdy kto będzie chciał kupić "zwykłe" auto, będzie mógł to zrobić, a i samo przygotowanie infrastruktury pod powyższą wizję zajmie dobrych kilka lat. Nie wspominając o tym, że same rozwiązania technologiczne, na których będzie można w pełni polegać, również są od nas odległe o co najmniej 5 lat. Zawsze pozostają wprawdzie wątpliwości co do decyzji podejmowanych przez autonomiczne pojazdy (jak np. to, w jaki sposób wybierane będzie "mniejsze zło"), ale na to właśnie czekamy - na ich rozwianie. Na pokazanie, że można im zaufać.

REKLAMA

To właśnie może być na początku największym problemem wszystkich podmiotów, które będą próbowały w taki sposób wejść na rynek. Wizja, w której auto jedzie, a za kierownicą nie ma nikogo (albo nie ma jej w ogóle) będzie dla wielu osób z całą pewnością przerażająca. Ciekawe tylko, czy postanowią to wykorzystać np. firmy taksówkarskie, reklamując się jako te, gdzie "człowieka wozi człowiek" i wyceniając z tego też tytułu wyżej niż Uber czy Google.

Tylko czy dla podróżującego nie liczy się najbardziej to, ile zapłaci na koniec przejazdu?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA