Samsung Galaxy Note Edge - pierwsze wrażenia Spider's Web
W chwili, kiedy tuż po prezentacji Galaxy Note 4 Samsung zaprezentował jego nieco bardziej oryginalną odmianę, Edge, natychmiast straciłem zainteresowanie prawdopodobnie świetnym, ale jakby nie było - wtórnym modelem. Liczył się tylko Edge - jedno z urządzeń, o których z czystym sercem można powiedzieć, że czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Teraz nie tylko mogę go dokładnie zobaczyć z każdej strony, ale też dotknąć.
W tym roku niewiele było smartfonowych premier, które wzbudziły u mnie jakiekolwiek emocje poza nudą. Kolejne lepsze, większe, szybsze telefony z piękniejszymi wyświetlaczami, mniejszymi ramkami, wydajniejszymi lub bardziej pojemnymi akumulatorami. To tyle - w dzisiejszych czasach trudno jest tak naprawdę kogokolwiek czymkolwiek zaskoczyć.
Wyraźnie wyróżniły się właściwie tylko dwa modele, których za nic nie da się pomylić z czymkolwiek innym - BlackBerry Passport i właśnie Samsung Galaxy Note Edge, który w końcu trafił do naszej redakcji na - z całą pewnością fascynujące - testy.
Patrząc na Note Edge, czy biorąc go do ręki, od razu mamy do czynienia z jedną, konkretną myślą - w mniej więcej 80%, przynajmniej z zewnątrz, to telefon taki jak wszystkie (choć z bardzo dobrymi podzespołami i fantastycznym ekranem). Zasłońmy dłonią jego prawą kwrawędź np. podczas pokazywania telefonu znajomym, a będą przekonani, że kupiliśmy sobie nowego Note'a, albo po prostu "nowy telefon od Samsunga". Wprawdzie wielki, ale do tego z całą pewnością zdążyliśmy się juz przyzwyczaić.
Prowadząc rozmowy telefoniczne, przynajmniej w przypadku osób praworęcznych, również małe są szanse, aby ktoś rozpoznał z dystansu ten wyjątkowy model.
Lewy bok, wykonany z naprawdę świetnych (przynajmniej w dotyku) materiałów, jest bowiem taki, jak u wszystkich innych producentów - prostopadły do frontu i tylnego panelu, przyjemnie zaokrąglony przy górnej i dolnej krawędzi, a jego jednolitość zakłóca tylko przycisk regulacji głośności. Standard. Z tyłu jest jeszcze mniej do ukrycia - na pierwszy rzut oka wygląda tak, jak Note 4. Identyczne elementy umieszczone w tych samych miejscach, identyczny materiał wykończeniowy. I tylko jedna drobna różnica - odcinający się od reszty obudowy czarny pas.
Ten jest, jak łatwo się domyślić, fragmentem pasa otaczającego telefon, w tym miejscu odpowiednio "odchudzonym" i poprowadzonym tak, aby pomieścić największą niespodziankę Note Edge - ekran "rozlewający się" na prawą krawędź telefonu. Taka niesymetryczna obudowa musi, lub przynajmniej powinna, budzić kontrowersje i to nie tylko ze względów estetycznych. Pierwszy fizyczny kontakt z telefonem jest bowiem dość dziwnym doświadczeniem.
Chwytając Edge palcami dotykamy bowiem "standardowej", płaskiej powierzchni, natomiast we wnętrze naszej dłoni delikatnie wbija się stosunkowo ostra prawa krawędź. Taka różnica powoduje, że przez pewien czas, przynajmniej na początku, trudno jest naszym dłoniom uwierzyć w to, że trzymają telefon odpowiednio. Nie oznacza to, że Note Edge jest faktycznie niewygodny, łatwo go wypuścić czy nie da się go w ogóle trzymać jedną ręką. Da się, jak najbardziej, może nawet pewniej niż zwykły smartfon. Problem raczej w tym, że przez lata w nasze ręce (w przypadku telefonów) trafiały w większości produkty symetryczne i coś cały czas podpowiada nam w głębi, że "coś jest nie tak".
Konstrukcja Edge ma jeszcze dwie, nieco mniej istotne wady. Po pierwsze, podnoszenie go z biurka czy innych płaskich powierzchni za nietypową prawą stronę wydaje się po prostu dziwne. Często też palce po prostu prześlizgują się po powierzchni wyświetlacza, zamiast pewnie podważyć go i unieść. Druga jest już nie tyle związana z dodatkową powierzchnią ekranową, co... obiektywem aparatu. Ten wyraźnie wystaje z obrysu obudowy, co przekłada się na nieprzyjemne bujanie się urządzenia przy korzystaniu z niego na płaskiej powierzchni.
Dodając do tego brak symetrii można mieć dość mieszane pierwsze wrażenia. Na szczęście niesłusznie, bo telefon wykonany jest praktycznie doskonale, z wysokiej jakości materiałów i poszanowaniem ergonomii.
Od dziwo, o wiele łatwiej przyzwyczaić się do dodatkowego, bocznego ekranu. Nawet pomimo tego, że jego obsługa wymaga pewnej zmiany przyzwyczajeń (niewielka powierzchnia, przewijanie góra-dół i lewo-prawo), większość mechanizmów jesteśmy w stanie opanować po zaledwie kilku minutach od wyjęcia sprzętu z pudełka. To robi wrażenie, podobnie jak fakt, że nie jest to całkowicie niekonfigurowalny gadżet, wprowadzony tylko po to, żeby pokazać, że coś takiego jest możliwe. Mam nawet dziwne podejrzenie, że będę za nim mocno tęsknił w momencie, kiedy trzeba będzie odesłać telefon.
Pierwszym, co może wydać się początkowo dość dziwne, jest fakt, że "zaślepka" spływającej części ekranu, wyświetlana w momentach, kiedy z niej nie korzystamy, nie obejmuje w całości wygiętego fragmentu. Prezentowane są na niej elementy klasycznego interfejsu, rozlokowane jednak w taki sposób, aby bez ich przesuwania pomieścić szerszą wersję bocznego panelu.
Czarny wąski pasek, wyświetlający dowolny wybrany przez nas tekst, można jednak rozwinąć prostym i zaskakująco naturalnym oraz przyjemnym (!) gestem z prawej krawędzi lub też aktywuje się automatycznie w aplikacjach, które wspierają takie rozwiązanie. Nadal pozostaje wprawdzie nieprzesadnie szeroki, ale staje się szeroki na tyle, aby wyświetlić kolumnę całkiem sporych ikon, czy (w prostopadle do treści na pozostałej części ekranu) informacje np. na temat pogody, powiadomienia czy najpopularniejsze hasła z Twittera.
Tutaj z kolei zaskakujące są cztery rzeczy. Po pierwsze, nawet celowe próby "przypadkowego" wciśnięcia przycisków bocznego panelu wnętrzem dłoni kończą się niepowodzeniem. Po drugie, bardzo szybko doceniamy fakt, że większość z tych informacji nie zaśmieca nam "głównego" wyświetlacza i ląduje na bocznym. Po trzecie, można z niego korzystać wygodnie nawet lewą ręką, choć wymaga to "podważania" telefonu i sięgania do wybranych elementów kciukiem. Odwracanie telefonu do góry nogami nie jest więc konieczne, choć oczywiście możliwe.
Po czwarte, co jest chyba najważniejsze, treści wyświetlane w ten daleki od standardowego sposób, są zaskakująco łatwe w odbiorze. Nawet pomimo tego, że kojarzy się to z paskiem informacyjnym z telewizji, obróconym o 90 stopni i tak absurdalnie wyświetlanym przy krawędzi telewizora, takie rozwiązanie sprawdza się. Jeden rzut oka i wiemy, jaka jest pogoda. Jeden rzut oka i znamy nowości z Twittera czy giełdy, wpisy z kalendarza, statystyki użycia telefonu czy podobne.
Tak samo ma się sprawa z szybkim wybieraniem aplikacji czy kontaktów - jeden ruch ręki, kliknięcie i aplikacja jest już na naszym ekranie. Nie musimy wychodzić do menu głównego, wywoływać siatki ikon, szukać i dopiero wtedy klikać. Oczywiście to samo da się zrobić i nawet było robione na zwykłych ekranach, ale tutaj wywolujemy ten panel bez praktycznie żadnej straty
Dodając do tego możliwość personalizacji tych paneli i ich dodatkowe odmiany, które możemy pobrać na urządzenie - jest ciekawie, nowocześnie i... po prostu inaczej. Nawet pomimo tego, że z całą pewnością jest to tylko jeden z kroków w kierunku nowej generacji urządzeń i Note Edge pozostanie absolutnie niszowym sprzętem, Samsung zadbał o to, aby ta nowość nie była całkowicie "goła". Owszem, nie wszystkie aplikacje korzystają z tego dodatku. Wręcz przeciwnie - korzysta z niego względnie niewiele pozycji, a i szanse na to, że programiści masowo zaczną do niego dostosowywać swoje programy są mizerne. To, co dostajemy jednak fabrycznie, spokojnie wystarczy na długą zabawę.
Żeby nie być gołosłownym, w tej chwili możemy na bocznym panelu wyświetlić m.in.:
- Zestaw narzędzi - linijkę, stoper, minutnik, sterowanie "latarką", rejestrator dźwięku
- Dowolny zestaw aplikacji wybrany przez nas z zainstalowanych na telefonie
- Panel powiadomień wraz z pogodą
- Panel z najpopularniejszymi hasłami z Twittera
- Dane z S Health
- Wyniki sportowe (źródło Yahoo)
- Informacje (źródło Yahoo)
- Kontakty do szybkiego wybierania
- Wiadomości biznesowe (źródło Yahoo)
- Grę (!) Memory Match (tylko po co?)
- Informacje z S Plannera (w bardzo ciekawej formie)
- Zużycie transferu
- Menedżer zadań
- Panel S Note
- Wiadomości z CNN
- Zużycie pamięci RAM
- Pasek zakładek
- Panel "Wyraź mnie" (wyświetlany przy zablokowanym ekranie, bogata personalizacja, ale gadżet)
- Zegar nocny (w wyznaczonych przez nas godzinach)
- Dowolny tekst
- Kilka innych mniej znaczących
Oprócz tego odpowiednie panele wyswietlają się automatycznie w wybranych aplikacjach, np. S Note czy Aparcie, choć nadal jednym muśnięciem możemy powrócić do tych ustalonych przez nas.
Problem jest więc tak naprawdę jeden - brak polskojęzycznych źródeł wiadomości, co nieco zmniejsza sens użytkowania niektórych widgetów. Poza tym, niestety, nie zawsze boczny panel przejmuje funkcje belki powiadomień i czasem i tak tracimy trochę powierzchni roboczej na wyświetlanie informacji, które niekoniecznie muszą nas interesować.
Trudno jest przy tym na pierwszy rzut oka odnaleźć jakiekolwiek (może poza nieco abstrakcyjną ceną) wady Note Edge. Nie jest to wprawdzie ostatnie, co producenci smartfonów mają do powiedzenia, ale samo bycie innym może czasem wystarczyć, przy okazji przynosząc użytkownikom wymierne korzyści. Kwestia dyskomfortu psychicznego związanego z niecodzienną budową prawdopodobnie minie z czasem, pozostawiając jedynie świetne wrażenia płynące z wysokiej jakości wykonania i tego, co dostajemy w zamian za brak symetrii.