Nexus 6, czyli wielki orzech do zgryzienia - pierwsze wrażenia Spider's Web
Co najmniej dwie ostatnie generacje Nexusów pokazywały, jak można zrobić bardzo dobry telefon, jednocześnie oferując go klientom w cenach, które przeważnie można było uznać za promocyjne. W przypadku szóstej generacji tego urządzenia zerwano z praktycznie wszystkimi tradycjami, prezentując światu gigantyczny i drogi phablet. Czy słusznie?
Największy Nexus w historii i najdroższy Nexus w historii - te dwa określenia przychodzą do głowy automatycznie, gdy myślimy o najnowszej sprzętowej propozycji Google, stworzonej z pomocą należącej teraz do Lenovo Motoroli. Niekoniecznie są to niestety określenia, które na dzień dobry wzbudzają sympatię. Wręcz przeciwnie - każą się dwa razy zastanowić przed zakupem, tym samym, przynajmniej pozornie, wykluczając N6 z grona pewniaków. Wyjmijmy jednak nowego Nexusa z pudełka i sprawdźmy, czy wątpliwości te są w jakikolwiek sposób uzasadnione.
Jeśli chodzi o wymiary N6, tutaj nie ma absolutnie żadnej dyskusji. Telefon jest ogromny nawet przy dzisiejszych standardach, a choć można mówić, że są od niego większe urządzenia, to jest ich zdecydowanie niewiele i żadne z nich nie odniosło zbyt wielkiego sukcesu sprzedażowego. Nawet inni giganci - Note 4 czy iPhone 6 Plus, powinni być zakwalifikowani do nieco innych kategorii, głównie ze względu na mniejszą masę, grubość i szerokość. Na szerokość, z telefonów, o których mówiło się sporo, przewyższa go praktycznie tylko BlackBerry Passport, ale ten z kolei jest wyraźnie niższy.
Można oczywiście dyskutować tutaj o tym, jak który z wymienionych wcześniej smartfonów gospodaruje miejsce na przednim panelu. W przypadku Motoroli wynik jest ten niezaprzeczalnie doskonały, ale nawet gdyby całkowicie usunąć ramki, ekran o przekątnej równej prawie 6" musi się gdzieś zmieścić.
W związku z tym Nexus 6 przy pierwszym kontakcie budzi dość mieszane uczucia. Z jednej strony wyraźnie czuć, że producent starał się w każdy możliwy sposób sprawić, aby ten gigant wpasowywał się w naszą dłoń. Odpowiednie profilowanie obudowy, krawędzi i reszta elementów aż krzyczą "chciałbym być wygodny". I częściowo tak jest - mimo wstępnych uprzedzeń, z Nexusa 6 korzysta się całkiem przyjemnie i nawet jedną dłonią można na nim zrobić całkiem sporo. Połowicznie trudy projektantów zakończyły się więc sukcesem.
Połowicznie, bo przy takich wymiarach trudno jest je ukryć. N6 w żadnym wypadku nie sprawia wrażenia "o rozmiar mniejszego", ani też bardziej przystępnego, niż mogłoby się wydawać. Nie jest to telefon z tych, które w dłoni wydają się mniej przerażające niż na prospektach reklamowych. To gigant, przy którym Note 4 czy Note Edge jest co najwyższej ponadprzeciętnie wyrośniętym produktem. Chcąc wygodnie obsłużyć telefon jedną dłonią, nie możemy objąć go w całości i zapewnić sobie pewnego chwytu, co bez problemu robię z telefonem z 5-calowym ekranem. Konieczna jest więc gimnastyka i liczenie na to, że N6 nie wyląduje w pewnym momencie na ziemi.
Nie do końca też właściwie dobrano wyważenie telefonu. Nawet naoczne (czy raczej "napalczne") obserwacje pokazują, że jego środek ciężkości umieszczony jest trochę powyżej geometrycznego środka, co powoduje, że przy rozmiarach wymuszających trzymanie go raczej w dolnej części, całość odchyla się ku tyłowi.
Nie ma tu więc żadnej magii i czarów - jest natomiast prosta zależność. Duży telefon to trudniejsza obsługa, więcej sytuacji, w których będziemy mieć problemy i większe wątpliwości przed zakupem. Gdzieś jest ta granica pełnego komfortu obsługi i Nexus 6 dla wielu osób zdecydowanie ją przekroczył.
Z drugiej strony nie da się w żaden sposób podważyć zalet wielkiego ekranu, szczególnie że ten zastosowany w nowym Nexusie jest po prostu fantastyczny. Idealna ostrość, błyskawiczne reakcje na każde polecenie, świetna precyzja i dobra jasność. Dodajmy do tego ogromną powierzchnię roboczą, która w części przypadków pozwoli zrezygnować z mniejszych tabletów i wiemy, z czym mamy do czynienia. Wiemy też, z czym musimy się pogodzić.
Szkoda tylko, że to pogodzenie odrobinę utrudnia materiał, z którego wykonano pokrywę akumulatora. Podczas gdy do samej jakości i tego jak wygląda nie można mieć żadnych zastrzeżeń, jest po prostu śliski, żeby nie powiedzieć, że niesamowicie śliski. Przy tak ogromnym telefonie, który za wszelką cenę stara się być poręczny, taka decyzja konstrukcyjna jest co najmniej dziwna. Do tego materiał wykończeniowy tak chętnie zbiera odciski palców i tak trudno się z nimi rozstaje, że prawdopodobnie mógłby stać się jednym z głównych bohaterów jednego z odcinków CSI. Jednocześnie nie jest tak przyjemny w dotyku jak aluminium z HTC One czy chociażby gumowane tyły niektórych modeli Samsunga, a to właśnie z tym fragmentem smartfonu mamy głównie kontakt. Pozostaje uczucie, że czegoś brakuje, czego nie dopilnowano.
Na szczęście nie ma żadnych problemów z pozostałymi elementami. Świetnie spasowana, przyjemna w dotyku i nie wbijająca się w dłoń aluminiowa ramka, poprzecinana antenami, robi kapitalne wrażenie. Wątpliwości można mieć jedynie do jej specyficznej formy - rozszerzonej na bokach i niemal dosłownie rozlanej na górze telefonu, przez co ten wygląda w tym miejscu na wyraźnie grubszy, niż jest w rzeczywistości. Równie dobre są dwa jedyne przyciski umieszczone na bokach obudowy - zasilanie, z odpowiednim prążkowaniem, oraz regulacja głośności. Obydwa łatwo odnaleźć bez patrzenia i wcisnąć, a ich lokalizacja jest dobrze dobrana do rozmiarów telefonu.
Front jest natomiast bez dwóch zdań zjawiskowy. Po części przez zastosowanie tak wielkiego ekranu, a po drugie przez ograniczenie powierzchni ramki wyświetlacza i usunięcie przycisków sprzętowych. Co ciekawe, w połączeniu z Androidem 5.0 w jakiś sposób w ogóle nie odczuwałem ich braku, co działo się w przypadku kilku innych modeli ze starszym Androidem. Wszystko działa tak, jak powinno działać.
Przy okazji dawno nie miałem też w rękach telefonu tak spójnego wizualnie, przynajmniej jeśli chodzi o przód. Efektowne, minimalnie zagięte na krawędziach szkło, a poza tym elegancka czerń, dwa głośniki, obiektyw kamery i oczywiście gigantyczny ekran. Nic poza tym, nic co mogłoby rozproszyć czy odwrócić uwagę od wyświetlanych treści. Niby prawie całkowicie standardowy zestaw, ale jednak w bezpośrednim kontakcie zrealizowany o wiele lepiej, niż robi to wielu innych producentów.
Tył jest natomiast estetycznie dość wątpliwy. Podczas gdy wiele firm stawia na niemal idealną "czystość", tutaj mamy kolejno wypukły napis w pionie, zagłębione logo Motoroli i mniej więcej na równi z obudową - obiektyw aparatu otoczony plastikowym pierścieniem z diodami. Dobór oczywiście niespecjalnie nowy dla produktów Google, ale jego piękno jest co najmniej dyskusyjne. Na szczęście tyłu nie musimy zbyt często oglądać. Możemy za to narzekać w momentach, kiedy będziemy próbowali korzystać z Nexusa Motoroli położonego na płaskiej powierzchni. Ten buja się tak, że zielone roboty w środku mają prawdopodobnie realną przyczynę, aby zrobić się zielone.
O oprogramowaniu, przy okazji pierwszych wrażeń, nie trzeba oczywiście dużo mówić, tak samo jak o wydajności. Czysty Android 5.0.1, przynajmniej na samym początku kontaktu, robi naprawdę dobre wrażenie, zwłaszcza na tak dużym ekranie. Poprawiona ogólna estetyka systemu, animacje, wielozadaniowość, a do tego brak żadnych dodatkowych aplikacji od innych producentów czy niekoniecznie poprawiających wrażenie nakładek.
Trudno, żeby przy wsparciu Snapdragona 805 i 3 GB RAM na starcie cokolwiek zgrzytało. Zobaczymy, jak całość będzie prezentować się po dłuższym czasie użytkowania, ale też trudno spodziewać się jakichkolwiek drastycznych zmian.
Na razie więc wkładam do Nexusa 6 moją podstawową kartę SIM i zobaczę, czy do takiego rozmiaru da się przekonać i czy ewentualne problemy z codzienną obsługą może wynagrodzić tak wielki i piękny wyświetlacz.
Zapowiada się ciekawa przygoda.