Gdzie te tragiczne wyniki BlackBerry? Bo nie widzę
Na kilkanaście dni przed oficjalną prezentacją wyników finansowych BlackBerry, medialną karierę zrobiła publikacja, zgodnie z którą - bazując na szacunkowym udziale kanadyjskich telefonów - mieliśmy dziś spodziewać się istnego dramatu i ogromnego spadku przychodów. Tak się jednak nie stało.
Mówiąc wprost, jak to bywa w przypadku takich analiz, nic nie zgadzało się z ostatecznymi wynikami. Prognozowany ogromny spadek sprzedaży smartfonów nie miał żadnego przełożenia na rzeczywistość - zamiast przewidywanych 960 tys. egzemplarzy, w ręce klientów trafiło 1,9 mln urządzeń z jeżyną w logo, natomiast BlackBerry zanotowało przychody z "około 2 mln" sztuk swoich urządzeń.
Tutaj istotne są dwie rzeczy. Po pierwsze, w ujęciu rok do roku, pod względem finansowym nie ma właściwie żadnego spadku sprzedaży. W trzecim kwartale roku fiskalnego 2014 (czyli rok temu) BlackBerry odnotowało przychody z takiej samej lub nawet odrobinę niższej (1,9 mln) liczby telefonów.
Nie oznacza to jednak, że nowych Jeżynek pojawiło się w rękach klientów więcej - w grudniu 2013 ogłaszano sprzedaż na poziomie 4,3 mln, z czego większość jednak nie przyniosła firmie ani grosza - były "leżakami magazynowymi", których nie udało się wypchnąć w poprzednich kwartałach, a z których przychód podliczono po prostu wcześniej. Warto też pamiętać, że BlackBerry samo przyznało, że "większość" ze sprzedanych wtedy telefonów pracowało pod kontrolą OS 7, podczas gdy teraz praktycznie całkowicie zniknęły z oferty i nie są już produkowane.
Przy marginalnym udziale rynkowym BlackBerry nie zmienia to jednak zbyt wiele. Najistotniejsze, z perspektywy finansowej firmy, jest to, że urządzenia nie zalegają już w takim stopniu w sklepach i że faktyczna, licząca się sprzedaż pozostaje na podobnym poziomie.
Po drugie, jest to drugi kwartał z rzędu, kiedy ta sprzedaż przekłada się na zysk. Jeszcze do niedawna BlackBerry być może i sprzedawało względnie dużo urządzeń, ale co z tego, kiedy na większości z nich tak naprawdę traciła? W obecnej sytuacji firmy zdecydowanie lepiej sprzedawać jest mniej, nawet "cokolwiek", jeśli jest się w stanie zarobić na każdym sprzedanym egzemplarzu. Najwyraźniej porozumienie z Foxconnem i tymczasowe wznowienie produkcji 9900 Bold, na "korzystnych warunkach" przyniosło oczekiwane rezultaty.
Jeśli więc patrzeć na sprzedaż smartfonów w ujęciu liczbowym w odniesieniu do całego rynku, jest słabo.
Niegdyś jeden z największych producentów smartfonów, dziś dostarcza kwartalnie pięciokrotnie (!) mniej urządzeń niż Micromax, sześciokrotnie mniej niż ZTE i siedmiokrotnie mniej niż TCL, Xiaomi czy Lenovo. Jeśli jednak traktować ten wynik jako potwierdzenie starań o przywrócenie firmie płynności finansowej, jest co najmniej przyzwoicie. Przynajmniej, jeśli zakładać, że w pewnym momencie pojawi się jakiś czynnik, który albo całkowicie zatrzyma spadek sprzedaży, albo zapoczątkuje jej wzrost.
Żeby jednak nie było tak różowo, pomiędzy oczekiwaniami rynku, a ostatecznym wynikiem pojawiła się całkiem spora rozbieżność. Podczas gdy, bazując m.in. na wyższej o 200 tys. sprzedaży w poprzednim kwartale, spodziewano się 936 mln przychodu, BlackBerry może pochwali się jedynie 793 mln. Kwartał do kwartału sprzedaż spadła też o 200 tys. egzemplarzy, ale i trzeba pamiętać, że BB od dawna nie pokazała nowego modelu, nie licząc świeżego i kontrowersyjnego Passporta i dopiero teraz debiutującego Classica.
Niestety nie wiadomo dokładnie czy Z3 okazał się strzałem w dziesiątkę na rynkach rozwijających się, ale tak prawdopodobnie nie jest. CEO firmy stwierdził jedynie, że na rynkach, gdzie jest dostępny, sprzedaje się "rozsądnie".
Tak czy inaczej, sprzętowo BlackBerry to dziś absolutna nisza, ale i nisza, z której Kanadyjczycy wiedzą, jak wyciągnąć pieniądze. I tak prawdopodobnie będzie traktowana ta gałąź biznesu - jako dodatek, który może istnieć, ale od którego firma może się ostatecznie uniezależnić, jeśli będzie jej zbytnio ciążył. Nawet pomimo tego, że paradoksalnie udział sprzedaży sprzętu w przychodach wzrósł w porównaniu z poprzednim rokiem z 40% do 46%, a Chen przewiduje, że w przyszłych kwartałach na każdym telefonie będzie w stanie zarobić jeszcze więcej.
Na pozostałych frontach jest bowiem o wiele ciekawiej. O szczególnym sukcesie można mówić chociażby w przypadku zakończonego niedawno programu EZ Pass (związanego z BES), w ramach którego udało się kwartał do kwartału podwoić liczbę klientów korporacyjnych (6,8 mln licencji). Jednocześnie, aż 30% z nich zamieniło na BES rozwiązania konkurencji, która przez ostatnie lata dość mocno dała się BlackBerry we znaki w segmencie korporacyjnym.
Pozostaje teraz pytanie, na jak duże zyski będą w stanie przekuć ten sukces Kanadyjczycy, ale nie ma wątpliwości, że są tutaj ogromne pieniądze.
Pod względem finansowym sytuacja prezentuje się natomiast stabilnie, a w ujęciu rocznym nawet świetnie. Stratę w wysokości 4,4 mld dol. z zeszłego roku udało się zredukować do zaledwie 148 mln dol., natomiast zapasy gotówki utrzymały się na podobnym poziomie - 3,1 mld dol. Nie ma więc gigantyczny strat, nie ma dramatycznych spadków sprzedaży, nie ma właściwie niczego, co mogłoby szokować, chyba że ktoś jeszcze nie zauważył, że BlackBerry od dawna nie tylko staje się firmą mniejszą, ale też nastawioną na dystrybucję innego rodzaju dóbr niż do tej pory.
I że jest coraz większa szansa na wyjście z kryzysu, który miał przecież doprowadzić albo do całkowitego zniknięcia firmy, albo przekazania ją w ręce innego właściciela, albo rozsprzedaży jak w przypadku Nortela.