Istnieje spora szansa, że Google odrzuci twój wniosek o bycie zapomnianym
Pierwszego dnia pojawienia się możliwości wnioskowania o usunięcie wybranych, dotyczących nas wyników wyszukiwania z Google, amerykańska firma zmuszona była przyjąć około 12 tys. wniosków. Przez około 4 miesiące napłynęło ich jednak łącznie zaledwie 120 tys., a większość z nich i tak została odrzucona.
Najwyraźniej więc osoby, które w sumie starały się do tej pory o usunięcie około 400 tys. wyników, stanowią większość spośród tych, którym nie odpowiadały informacje na ich temat, które można było wyszukać za pomocą Google. Trudno bowiem mówić o braku odpowiednich informacji - temat ten odbił się szerokim echem zarówno w internecie, jak i w bardziej tradycyjnych mediach.
Dostep do odpowiednich narzędzi też nie jest zbyt skomplikowany. Odnalezienie odpowiedniego formularza nie powinno stanowić dla nikogo większych problemów, tak samo jak wypełnienie wymaganych pól. Oczywiście jest dostępna polskojęzyczna wersja wszystkich niezbędnych dokumentów.
Mimo wszystko kolejnych chętnych do składania wniosków jest coraz mniej. Ci, którzy natomiast zdążyli już złożyć swój wniosek, w większości muszą spotkać się z odmową.
I choć brak oficjalnych danych, własnie takie wnioski można wyciągnąć z raportu opracowanego przez Forget.me, do którego dotarł serwis Quartz.
Forget.me, jak pisał w jednym ze swoich tekstów Damian Jaroszewski, zajmuje się niczym innym, niż podejmowaniem za nas/w naszym imieniu starań o usunięcie niewygodnych dla nas wyników z wyszukiwarki i przyspieszenie całego procesu. W sumie na skorzystanie z takich usług (na razie bezpłatnie) zdecydowało się aż 15 tys. osób. Stosunkowo niewiele, w porównaniu do całej puli próśb o usunięcie, ale i tak wystarczająco dużo, żeby przynajmniej móc wyciągać jakieś wnioski.
A te są raczej proste - spośród 15 tys. podań zaledwie 36% zostało rozpatrzonych pozytywnie i tylko w 5% przypadków zadano dodatkowe pytania. Google przeważnie prosiło przy tym o dodatkowe uzasadnienia naszej prośby lub też np. udowodnienie naszej niewinności w danym przypadku.
Pociesza jedynie fakt, że po niezbędnych zmianach w odpowiednich działach w Google, gwałtownie spadł czas oczekiwania na odpowiedź w naszej sprawie. Z początkowych ponad 40 dni, dziś okres ten wynosi zaledwie kilka dni.
Niemal 60% wniosków zostaje jednak ostatecznie odrzuconych jako bezzasadne. Google najczęściej argumentuje przy tym swoją decyzję tym, że informacja ta jest nadal istotna np. dla naszych potencjalnych klientów. Co ciekawe, drugą najpopularniejszym powodem odmowy było to, że sam wnioskujący jest autorem danego materiału.
Na niemal tak samo wysokim miejscu znalazła się niemal identyczna odpowiedź, tyle że związana z sieciami społecznościowymi. Jak więc widać, to co napiszemy na naszym blogu czy forum, musimy usunąć własnymi siłami i Google wcale nie zamierza nam pomóc w tym zadaniu. To samo tyczy się zaindeksowanych przez giganta treści umieszczanych przez nas na naszym profilu na Facebooku, Google+ czy innych tego typu sieciach.
Często także odmawiano usunięcia wyników wyszukiwania z bardziej oczywistych powodów - dana informacja była według Google nadal istotna dla opinii publicznej.
I tutaj właśnie pojawia się największy problem całego procederu i właśnie z tego powodu Google obecnie prowadzi w prawie całej Europie (w tym i w Polsce) odpowiednie konsultacje społeczne. Nie wiadomo bowiem dokładne według jakich kryteriów niektóre wyniki określane są jako faktycznie nieistotne, a inne muszą pozostać w wyszukiwarce.
Co do części wniosków, prawdopodobnie nie ma najmniejszych wątpliwości i wystarczy, że podanie odczeka w kolejne odpowiednią ilość czasu, niezbędną do jego rozpatrzenia. W przypadku innych, trudniejszych spraw, pewnie wszystko zależy od tego, do kogo trafi dany wniosek. Gdyby kryteria były sztywno określone, z całą pewnością konsultacje społeczne nie byłyby niezbędne.
W oficjalnym komunikacie związanym z konsultacjami, Google poinformowało, że stara się odnaleźć idealny balans pomiędzy prawem do prywatności jednostki, a prawem do informacji ogółu. Problem tylko w tym, że jednostka zawsze będzie przekonana do tego, że może w każdej chwili “wypisać się” z Google, a ogół zawsze będzie przekonany, że powinien mieć dostęp do wszystkich informacji.
Wyniki konsultacji społecznych będą więc nie tylko niesamowicie ciekawe, ale też niezwykle istotne. Czy okaże się, że będziemy mogli w większym stopniu “cenzorować” internet z danych na nasz temat, czy może możliwości te zostaną jeszcze bardziej ograniczone?
---
Zdjęcie pochodzi z serwisu Shutterstock