REKLAMA

Mieli zginąć w tłumie, a wchodzą na kolejne rynki. Jolla żyje i ma się dobrze

Gdy nieco ponad dwa lata temu Finowie z Jolla ogłosili plany wprowadzenia na rynek nowego smartfonu i nowego systemu operacyjnego, mającego kontynuować przedwcześnie przerwaną misję MeeGo, mało kto wierzył w ich sukces. Ogromna konkurencja i nasycenie na niektórych rynkach miały wykończyć firmę w błyskawicznym tempie. A jednak firma istnieje nadal i nie przestaje realizować swoich planów.

Mieli zginąć w tłumie, a wchodzą na kolejne rynki. Jolla żyje i ma się dobrze
REKLAMA
REKLAMA

Sceptycy mieli przy tym pod dostatkiem argumentów. Mała i młoda firma nie mogła bezpośrednio konkurować z gigantami pokroju Apple czy Samsunga, a nawet mniejsze czy znajdujące się w kryzysie marki takie jak HTC czy LG znajdowały się poza zasięgiem. Pozostawała walka o wyróżnienie się z tłumu drobniejszych zawodników i utrzymanie się na powierzchni.

jolla procesor

Całość utrudniał fakt, że do wyboru był wyłącznie jeden telefon z Sailfish OS i do tego kosztował niewiele mniej, niż najlepsze modele o wiele bardziej uznanej konkurencji. Wysoka cena, połączona z ograniczoną dostępnością i ogromną liczbą błędów w początkowej fazie rozwoju systemu miała zrobić swoje.

A jednak nie zrobiła i patrząc na to, co robi Jolla można tylko zastanawiać się, skąd mają taki zapał do pracy i jak taka działalność może im się opłacać.

Lista planów zrealizowanych od premiery pierwszego urządzenia jest naprawdę spora. Szczególnie, jeśli chodzi o te najbardziej skomplikowane - sieć dystrybucji.

Początkowo, jeszcze przed debiutem pierwszego Jolla Phone, spekulowano, że urządzenie trafi głównie na rynki azjatyckie, na których globalni giganci niekoniecznie radzą sobie najlepiej. Tak się jednak nie stało, i biorąc pod uwagę to, jak ogromną rolę zaczęły odgrywać tam lokalne firmy, była to słuszna decyzja.

jolla-app-grid-2-fixed

Zamiast tego Jolla zaczęła dystrybucję od swojej ojczyzny, która była jeszcze niedawno jedynym krajem, gdzie można było wejść do salony operatora i opuścić go z Jolla Phone. Mieszkańcy pozostałych krajów Europy mogli go albo zamówić przez internet albo zmuszeni byli do cierpliwego czekania.

W tym roku jednak sytuacja ta zaczęła ulegać sporej zmianie i poprawie. Smartfon z Sailfish OS trafił do oficjalnej dystrybucji w Estoni, gdzie jego sprzedażą zajął się lokalny operator Elisa Estonia.

Potem poszło już z górki. Pod koniec lipca zapowiedziano wprowadzenie Jolla Phone na jeden z największych obecnie rynków na świecie - do Indii. Pozostaje tylko pytanie, czy Finowie zdecydują się na dostosowanie ceny do tamtejszych realiów - równowartość 350 euro (czyli i tak obniżonej ceny), za telefon z takimi parametrami i o takiej "renomie" prawdopodobnie będzie miał spore problemy z odnalezieniem się w kraju, gdzie wygrywają te firmy, które są w stanie zaoferować jak najwięcej, za jak najmniej.

jolla aparat

To jednak nie koniec. Pod koniec lipca rozpoczęto sprzedaż telefonu Jolla w Kazahstanie, a od drugiego tygodnia przyszłego miesiąca bez problemów powinni móc go kupić mieszkańcy Hongkongu, korzystający z usług tamtejszego oddziału sieci Three. Do pełni szczęścia brakuje teraz tylko publikacji wyników sprzedaży, ale tutaj możemy być akurat niemal pewni, że w grę wchodzą raczej dziesiątki, niż setki tysięcy egzemplarzy. Jak na początek - całkiem nieźle, ale oczywiście o konkurencji dla "wielkich" nie ma mowy. Najwyraźniej tyle jednak na razie wystarczy.

Trudno jest oczywiście w tym momencie mówić w przypadku fińskiej firmy o globalnej dostępności czy, jak starano się sugerować na poczatku, podążaniu śladami Nokii i próbie odzyskania przynajmniej cześci jej światowych udziałów.

Jolla nadal pozostaje produktem niesamowicie niszowym i przeznaczonym dla klientów, którzy koniecznie chcą właśnie telefon z Sailfish OS. Sprzedanie go przypadkowej osobie jest właściwie niemożliwe.

jolla_026_d
REKLAMA

Wszystkie te posunięcia wyglądają jednak na sukcesywnie realizowane plany przygotowania się na dalszy rozwój i kto wie, może nawet "coś większego", tam gdzie jest jeszcze nieco miejsca. Nic dziwnego, że Kanadę i Stany Zjednoczone postanowiono na razie odpuścić, a Chinom czy Australii przygląda się z uwagą, ale bez konkretnych planów.

Zbyt wczesne uwierzenie w swoje możliwości mogłoby okazać się początkiem końca fińskiej firmy. Na razie na szczęście nic na to jednak nie wskazuje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA