Podsumowanie HiFi Week, czyli odkryj strumieniowanie w najlepszej jakości
HiFi Week dobiega końca, czego dowiedzieliśmy się w tym czasie? Że Michael Jackson jest wiecznie żywy, Jack White się starzeje, Damon Albarn z Gorillaz nie może wysiedzieć na miejscu, a muzyka smakuje najlepiej w najwyższej jakości strumieniowania – dostępnej dzięki serwisowi WiMP i usłudze HiFi.
W ramach akcji HiFi Week, użytkownicy WiMP (zarówno nowi jak i starzy) mogli całkowicie za darmo, przez 30 dni cieszyć się muzyką, która zabrzmi soczyście w bezstratnych formatach FLAC i ALAC. Wystarczyło tylko (najpóźniej do 29.06) zarejestrować się w serwisie WiMP lub - jeżeli posiada się już konto - przejść na wyższy abonament. W ciągu tygodnia, w serwisie WiMP można było znaleźć specjalnie przygotowane na tę okazję playlisty oraz polecane albumy, które redakcja sPlay.pl opisywała każdego dnia.
Na pierwszy ogień poszedł - wskrzeszony dzięki współczesnej technologii - Michael Jackson i „Xscape”, najbardziej wyczekiwany i jednocześnie znienawidzony album w dyskografii artysty. Wydany 13-go maja „Xscape, zawiera utwory, którymi Król Popu „x” lat temu pogardził i nigdy nie wykorzystał. Krążek podzielił fanów na dwa obozy – tych, którym to całe przedsięwzięcie wydawało się zwykłym nabijaniem kabzy i tych, którzy nie mogli się doczekać usłyszenia na nowo Michaela Jacksona.
Za reanimację nieboszczyka odpowiedzialni byli m.in. Timbaland, L.A. Reid oraz Justin Timberlake, który „wspierał” Jacksona swoim wokalem (w „Love Never Felt So Good”). Kawałki, a raczej szkice z okresu 1982 – 1999, zostały zapakowane w XXI wieczny mastering i wydane na światło dzienne, jako pełnoprawne piosenki Jacksona. „Xscape” nie jest zatem – jak niektórzy sądzą – tylko zbiorem archiwów, ta płyta jest czymś znacznie więcej.
To złożony projekt, mający na celu poskładanie w jedną całość szczątków sprzed 30 lat i zrobienie z nich arcydzieł. Może się to wydawać profanacją – w końcu Król sam odrzucił te szkice – ale dla mnie jest to genialny przykład najnowszej technologii oraz ludzkiego geniuszu. Dlatego nie dziwię się, że redakcja WiMP wybrała ten album (ponad miesiąc po jego premierze) na otwarcie HiFi Week. Tylko dzięki najwyższej jakości dźwięku jesteśmy w stanie wyłapać prawdziwą różnicę między oryginalnymi (dostępnymi również na „Xscape”) piosenkami i tymi, które grono producentów dokończyło i dopieściło. Świetnym przykładem wydaje się tutaj „Slave To The Rhythm”, który w nowej wersji nabrał całkowicie innego, głębszego brzmienia.
Podobnie sprawa wygląda z „Summer Night Concert 2014”, krążkiem będącym zapisem corocznego koncertu Filharmoników Wiedeńskich przed Pałacem Schönbrunn w Wiedniu. Muzyka klasyczna najlepiej brzmi na żywo, a odsłuch takowej w czterech ścianach ma sens tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie wyłapać, chociaż część niuansów i smaczków przygotowanych przez dyrygenta i jego orkiestrę. W takim wypadku, słuchanie kompozycji romantycznych klasyków (Liszta, Borliozy, Straussa) na „Summer Night Concert 2014” w skompresowanej wersji, jest jak puszczanie muzyki z głośniczków telefonu komórkowego. Szczególnie, jeśli weźmiemy na tapetę poematy symfoniczne, w których przede wszystkim chodzi o wyobrażenie sobie historii i poczucie klimatu zawartego w dziele przez kompozytora. „Mazeppa” Liszta i kolorystyka tego dzieła, to chyba najlepszy przykład tego, co napisałem wyżej.
„Lazaretto” - najnowszy, solowego albumu Jacka White’a i trzecia propozycja HiFi Week - to już jednak zgoła inne klimaty. Jeżeli miałbym tutaj opisywać wcześniejsze dokonania White’a z The White Stripes, The Raconteurs, The Dead Weather czy nawet poprzedni solowy krążek („Blunderbuss"), nie zawracałbym sobie głowy pisaniem o wpływie jakości dźwięku na odbiór piosenek. Proste (ale wpadające w ucho) rockowo bluesowe riffy i perkusja, a także garażowe brzmienie to kwintesencja starego Jacka White’a, wraz z „Lazaretto” nadeszła jednak wielka zmiana. Planowaną nieczystość i surowość zastąpiły zmyślne partie i powrót do korzeni bluesowych, folkowych, a nawet rapu.
Jack White zamienił rozciągniętą strunę na kawałku deski na prawdziwe gitary i – co szokujące dla fanów tego artysty – komputer. „Lazaretto” jest płytą dopieszczoną, bogatą, świetnie brzmiącą, tyle że bez punkowej energii, z jaką mieliśmy do czynienia wcześniej (szczególnie w przypadku The White Stripes). Po (aż!) półtorarocznej pracy artysty nad krążkiem, artysta zamieścił na nim wszystko to, co siedziało mu w głowie od bardzo dawna – czyli 19-go roku życia. Zaangażowanie (zakrawające o bragging momentami) czuć w tekstach i muzyce, dlatego jeśli chce się w pełni docenić ten wkład White’a w najnowsze dzieło, warto sięgnąć do najwyższej jakości strumieniowania.
To samo jestem zmuszony napisać o jazzowym albumie Ambrose Akinmusire. Wciąż bardzo młody (przynajmniej jak na jazzowe standardy) artysta, stał się w 2011 roku objawieniem w świecie muzyki rodem z Nowego Orleanu. Wydany trzy lata temu „When the Heart Emerges Glistening” zamienił Akinmusire z towarzysza gwiazd (chociażby Steve’a Colemana) na pełnoprawnego współpracownika i umożliwił stworzenie dzieła jeszcze lepiej brzmiącego. „The Imagined Savior is Far Easier to Paint” jest płytą znacznie lepszą od poprzedniczki i udowadniającą, że malowanie dźwiękiem i stwarzanie swoistego, małego wszechświata na płycie jest wciąż możliwe. Świeżość „The Imagined Savior is Far Easier to Paint” najlepiej poczuć zamykając oczy i zakładając najlepsze słuchawki, dostępne w zasięgu ręki.
Damon Albarn ze swoim krążkiem „Everyday Robots” czyni podobną rzecz, tyle że kładzie jeszcze większy nacisk na teksty, będące spowiedzią artysty z jego dorobku artystycznego i życia prywatnego. Wokalista Blur i Gorillaz zaprzągł do prac nad płytą najprawdopodobniej wszystkie swoje szare komórki, ponieważ „Everyday Robots” jest także muzycznym majstersztykiem - nad którym Richard Russel, brytyjska legenda odpowiedzialna za wydanie płyt m.in. The White Stripes, Vampire Weekend i Prodigy.
Na ostatniej prostej HiFi Week znajdujemy dwie perełki muzyczne i jeśli ktoś poczuł się do tej pory znudzony albo nieusatysfakcjonowany wyborem albumów, muzyka eksperymentalna od Hauschki i neo soul od José Jamesa powinny temu zaradzić. Zarówno „Abandoned City” jak i “While You Were Sleeping”, to albumy bardzo osobiste i eklektyczne. Hauschka swoimi instrumentalnymi utworami rysuje ponury obraz wyłaniający się z procesu tworzenia muzyki w samotności (co czyni za pomocą unikalnych dźwięków fortepianu), natomiast José James opowiada o swoich doświadczeniach (oraz inspiracjach innymi muzykami), dzięki łączeniu soulu z najróżniejszymi brzmieniami. Obcowanie z Hasuchką i Jamesem wzmacnia jeszcze bardziej odtwarzanie ich krążków w nieskompresowanej wersji.
Jeżeli chcielibyście przeczytać o płytach więcej, zapraszam do przeczytania recenzji opublikowanych na sPlay.pl. Zachęcam również do przetestowania za darmo usługi WiMP HiFi, aby poczuć na własnej skórze różnicę, jaką czyni strumieniowanie muzyki w najwyższej jakości.
Autorem tekstu jest Jacek Zajączkowski - bloger sPlay.