Witamy w erze Mass Mobile Banking
Co łączy bankowość z telekomami? Dlaczego największe polskie sieci komórkowe ogłaszają swój mariaż z bankowością? Kto na tym zyska, a kto straci? I skąd bank wie, że akurat ten model samochodu chciałbym kupić?
Zacznijmy po kolei. Wspólny mianownik jaki bankowość i telekomy mają ze sobą to masowy klient, liczony w milionach (w skali Polski). Taki klient ma to do siebie, że wystarczy uszyć kilka uniwersalnych wersji usług, aby bez problemu ubrać zdecydowaną większość ich odbiorców. W sklepach mamy rozmiary ubrań S, M, L, operatorzy komórkowi tworzą formuły i pakiety, a banki rodzaje kont, nierzadko identyfikowane kolorami.
Kolejna cecha wspólna to społeczna - a nawet prawna - konieczność korzystania z tych usług. W dzisiejszych czasach praktycznie każdy ma telefon komórkowy i każdy ma konto w banku – bez nich dwóch trudno będzie nam funkcjonować wśród znajomych i rodziny, trudno będzie też znaleźć i utrzymać pracę. W zasadzie ramom tym opierają się już tylko małoletni oraz seniorzy.
Co ciekawe, choć prawnie nie ma przymusu posiadania konta bankowego, to nakłonienie pracodawcy, zwłaszcza w dużej firmie, aby wypłacał nam pensję w gotówce może być wyzwaniem godnym miana trzynastej pracy Herkulesa, zaraz po sprowadzeniu Cerbera z Hadesu i przyniesienia złotych jabłek z ogrodu Hesperyd. Często przymus ten sami na siebie nakładamy podpisując umowę kredytu wymagającą, aby wpływy z naszego wynagrodzenia trafiły właśnie na konto w banku, który udzielił nam pożyczki, co czasem dostarcza życiowych komplikacji.
Banki i telekomy dostarczają więc usług, na które jest – i długo będzie - masowe zapotrzebowanie.
Najpierw był komputer stacjonarny…
Wcześniej usługi bankowe próbowano już połączyć z pocztą, gdzie oprócz nadania listu i odebrania paczki można było wziąć kredyt, wykonać przelew czy opłacić rachunki. W Polsce przed ponad dwudziestoma laty powstał Bank Pocztowy, który z dużym powodzeniem odnalazł się w tej niszy. Współpraca banku z pocztą miała jednak poważny defekt – sektor pocztowy gwałtownie się kurczy, coraz rzadziej chodzimy na pocztę, a z roku na rok ten trend będzie się pogłębiał. Za to coraz więcej czasu zaczęliśmy spędzać przed ekranami komputerów.
Zapewne część osób nadal pamięta dni, gdy bankowość internetowa dopiero raczkowała. Dziś dzięki komputerowi i dostępowi do Internetu możemy sami sprawdzić stan konta bądź wykonać przelew – wydaje się nam to standardem, a jeszcze kilka lat temu nie bez przesady było nazywane rewolucją. Diametralnie zmieniają się również funkcjonalności stron bankowych, choć kilka wyglądem nadal uparcie tkwi w latach, w których Nokia nie miała sobie równych na rynku komórek. Prym na polu nowoczesności wiódł zwłaszcza mBank oraz później Alior Sync, czym instytucje te pozyskały setki tysięcy klientów. Warto w tym miejscu przypomnieć, że marka Alior Sync ma zniknąć z rynku po tym, jak wystartuje nowy projekt z T-Mobile. Prezes Alior Banku, Wojciech Sobieraj, za największe atuty swojego nowego partnera wskazał m.in. dużą bazę klientów (16 mln podpisanych umów) i ok. 1000 punktów sprzedaży, dzięki czemu planuje pozyskać ok. 2 mln klientów w 5 lat.
…a potem przyszedł smartfon
Prawdziwą rewolucję w bankowości przyniosły dopiero małe urządzenia z dostępem do Internetu, które ludzie zaczęli nosić ze sobą niemal wszędzie – do pracy i na randkę, do sklepu i do toalety, na rower i do auta. Gwałtownie rosnący rynek smartfonów stał się prawdziwym katalizatorem rozwoju bankowości. Teraz wszystko to, co robiliśmy z komputera mogliśmy zrobić z dowolnego miejsca na świecie, o ile tylko był tam Internet.
Dziś banki już wiedzą, że posiadanie dobrej aplikacji mobilnej jest równie ważne co sieć oddziałów w kluczowych lokalizacjach w mieście. Jeśli spojrzymy w kategorię finanse w sklepie Google Play to jest ona zdominowana przez aplikacje bankowe. W pierwszej dwudziestce 17 aplikacji należy do banków, a podobna tendencja utrzymuje się w applowskim App Storze.
Boimy się zawsze tego samego
Człowiek bez względu na czasy, czy też szerokość geograficzną, w której żyje, najczęściej obawia się tego co nieznane. Wejście telekomów w świat bankowości wywołuje ambiwalentne uczucia i części osób bardzo się ten pomysł nie podoba. Zarzuty jakie słychać najgłośniej to obawy o wykorzystanie danych zgromadzonych przez telekomy do promocji i dopasowywania naszych usług.
Zawsze, gdy ktoś mówi, że obawia się o tzw. „szpiegowanie” pytam się go czy ma konto na facebooku, intstagramie czy twitterze i co na nim umieszcza. I choć rośnie liczba ludzi, którzy świadomie podchodzą do tematu ochrony własnych danych, tak zdecydowana większość nadal beztrosko udostępnia ogromną ilość informacji o sobie w mediach społecznościowych, godząc się pośrednio na ich wykorzystanie przez osoby trzecie.
Oczywiście duża liczba podmiotów zbiera te dane nie informując nas o tym albo robiąc to w warunkach świadczenia usług, których i tak nikt nie czyta. W wielu przypadkach jednak ma to miejsce za naszą zgodą i naszą inicjatywą.
Popup na ekranie mówi: kup teraz, zapłać później
Choć bankowe aplikacje mobilne są coraz lepsze, to ich prawdziwy rozwój dopiero przed nami. Dziś w zasadzie służą nam głównie do wykonywania przelewów i sprawdzania stanu konta, a same banki dopiero uczą się jak je monetaryzować.
Ich pierwszym krokiem będzie upowszechnienie płatności telefonami (kosztem kart kredytowych/bankomatowych). Coraz więcej osób – co widzę również po sobie – prędzej wyjdzie z domu bez portfela niż bez telefonu. Wprowadzenie na szeroką skalę płatności za pomocą telefonów niemal z pewnością zwiększy naszą konsumpcję, a wtedy banki komercyjne będą mogły zaoferować nam usługę, w której specjalizują się od wieków: kredyt.
Chyba każdemu zdarzyło się przesunąć termin zakupu danej rzeczy bądź usługi, bo czekaliśmy na wypłatę pensji czy też inny przypływ gotówki. Dzięki kartom kredytowym mamy dostęp do najczęściej bezpłatnego kredytu przez ponad 50 dni, co mądrze wykorzystane może bardzo ułatwić nam życie.
Same przepięcie kredytu z karty do telefonu to stanowczo za mało jak na możliwości jakie daje smartfon i byłoby wręcz marnotrawstwem. Nie zdziwiłbym się, gdyby za parę lat telefon zaczął mi wibrować w kieszeni, gdy będę przechodził koło salonu samochodowego, a na ekranie pojawi mi się krótki komunikat o preferencyjnych warunkach kredytu na dokładnie ten model auta, który ostatnio polubiłem na facebooku.
Nie zdziwię się również, jeśli mój telefon zadźwięczy, gdy będę niedaleko kwiaciarni, dając mi znać, że przecież dziś są imieniny koleżanki, z którą wczoraj rozmawiałem przez telefon.
Komórka odezwie się również, gdy w pobliskim sklepie z zabawkami będzie promocja na modele kolejki elektrycznej – przecież mam w telefonie wiele zdjęć dziecka, więc zapewne chciałbym je czymś takim obdarować.
Bez obaw – jeśli nie będziemy mieli w kieszeni banknotów, a nasze konto będzie świecić pustkami to zostanie nam zaoferowany kredyt, dostępny dzięki kilku łatwym dotykom ekranu.
Brzmi trochę jak fantastyka? Era mass mobile bankingu jest bliżej niż nam się wydaje.
Przemysław Gerschmann - Założyciel Equity Magazine, analityk inwestycyjny w globalnym banku. Pasjonat rynków finansowych, biegacz długodystansowy, wielbiciel południowych Włoch i fan książek Murakamiego.
Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock