Najfajniejsze rzeczy powstają z improwizacji – rozmawiamy z Robertem Przyszlakiem o kulisach nowego spotu TVN
W temacie timelapsów nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo! Świetnym przykładem jest wiosenny spot wizerunkowy TVN, który zapowiada nową ramówkę stacji. Szalony przejazd przez całą Polskę na pewno dobrze kojarzy większość z nas. Z Robertem Przyszlakiem, dyrektorem autopromocji TVN odpowiedzialnym m.in. za produkcję spotów, rozmawiałem o kulisach pracy nad projektem.
Marcin Połowianiuk, Spider’s Web: Kiedy pierwszy raz zobaczyłem w telewizji tegoroczny spot promocyjny wiosennej ramówki TVN, byłem w niemałym szoku. Jestem wielkim fanem filmów timelapse, dlatego na samym początku pytanie, które nurtuje mnie najmocniej – czy spot jest pełnokrwistym filmem poklatkowym, czy dynamikę ujęć uzyskano w inny sposób?
Robert Przyszlak, dyrektor autopromocji TVN: 100 procent tego co widać było nakręcone „w realu”, wszystko w spocie jest autentyczne. Nie ma tu posiłkowania się techniką 3D. W typowych timelapsach mamy z góry ustawioną trajektorię kamery, a my chcieliśmy mieć możliwość nakręcenia wszystkiego, co dzieje się dookoła. Nagrywaliśmy obraz 360 stopni z kilku kamer, których pola widzenia nakładały się na siebie. Mieliśmy siedem kamer ustawionych dookoła, plus dodatkową kamerę na niebo. Dzięki temu mogliśmy w postprodukcji pokazać dowolny fragment rzeczywistości. Mimo że samochód jechał do przodu, mogliśmy pokazać co się dzieje za nim, czy też na niebie.
Przy nagraniu wykorzystaliśmy kamery wideo, jednak już na etapie rejestracji obraz zapisywany był jako timelapse, żeby zmniejszyć domyślną liczbę klatek.
Domyślam się, że także w celu zmniejszenia objętości materiału.
Tak, ponieważ fizycznie byłyby to gigantyczne ilości terabajtów, które musielibyśmy przetworzyć. Nie byłoby pewnie czasu, żeby do tego sięgnąć i to obrobić. Na tym etapie musieliśmy bardzo ekonomizować naszą pracę.
Jaka część nagrań została wykorzystana w spocie, a jaka została odrzucona? Jak przedstawiają się proporcje?
Ilości nakręconego materiału nie chcę nawet liczyć, bo były to tysiące godzin, z uwagi na to, że każda sekwencja była kręcona przez 7 do 9 kamer. Podczas kręcenia zdjęć z samochodu, autor zdjęć i reżyser mieli obraz na specjalnym podglądzie, więc już na tym etapie było wiadomo, które sekwencje wychodzą dobrze, a które są gorsze. Materiał, który został wykorzystany to jakiś promil tego, co zostało nagrane.
Ile czasu zajęły zdjęcia?
Dni zdjęciowych było bodajże około dziesięciu, jeśli nie więcej. Podróż z Zakopanego do Gdyni była rozłożona na poszczególne dni, ale zdjęcia były tak dobierane, żeby ostatecznie skleiły się w jedną długą podróż.
Kiedy ruszyły prace nad projektem?
Zaczęło się od tego, że Robert Krawczyk (który wymyślił i wyreżyserował spot) wyszedł z pomysłem jeszcze przed wakacjami zeszłego roku. Wtedy właśnie zaczęliśmy pracę. Przygotowania do produkcji zajęły około miesiąca-dwóch, po których wykonaliśmy zdjęcia w terenie. Chodziło o to, żeby zrobić zdjęcia w momencie, kiedy mamy jeszcze ładną pogodę, żeby zdążyć przed jesienią. Zdjęcia trwały do września. W grudniu dograliśmy jeszcze sceny w Zakopanem, którymi rozpoczyna się film.
Ile czasu zajął montaż takiej ilości materiału?
Cały proces zdjęciowy skończyliśmy w styczniu zdjęciami z gwiazdami. Od tego czasu do momentu emisji spotu trwała postprodukcja. Nie znaczy to, że wcześniej nic nie było przygotowane – pracę nad montażem zaczęliśmy zaraz po pierwszych zdjęciach, na przełomie sierpnia i września. Poszczególne segmenty były montowane na bieżąco, a w styczniu montowaliśmy nagrane później sekwencje z aktorami. Ostatni miesiąc stanowiła postprodukcja dotycząca korekt kolorystycznych i ogólna finalizacja projektu.
Czy jest Pan w stanie oszacować ile osób pracowało przy projekcie? Czy jest to jeszcze liczba dwucyfrowa?
Średnio nasza ekipa produkcyjna, realizacyjna, merytoryczna i kreatywna to około 50 osób, łącznie z pionami oświetleniowymi, kamerowymi i graficznymi. A jeżeli liczyć z aktorami, musielibyśmy doliczyć osoby, które pojawiają się razem z nimi na planie, m.in. odpowiedziane za make-up i kostiumy.
Skoro poruszyliśmy już temat aktorów – czy faktycznie pracowali oni w terenie, czy może sceny z ich udziałem zostały nagrane w studio i w jakiś sposób wmontowane do spotu?
W związku z komplikacjami kalendarzowymi nierealne było nagranie aktorów w lokalizacjach, w których kręciliśmy. Wobec tego wszyscy nagrywani byli w studiu na green boksie i potem zostali wmontowani we wcześniej zaplanowane ujęcia.
Jak przebiega współpraca z aktorami? Czy ma ona duży wpływ na finalny rezultat?
Wszystko zależy od projektu i od stopnia jego komplikacji. Mieliśmy projekty, które wymagały zaangażowania aktorów na cały dzień, czy nawet kilka dni zdjęciowych. Dla osoby, która pracuje w zawodzie i ma plany zdjęciowe filmów i seriali, jest to mnóstwo czasu.
Teraz było o wiele prościej, bo musieliśmy nakręcić tylko po jednym ujęciu. Wszystko już wcześniej było rozrysowane i rozpisane. Byliśmy po próbach, więc znaliśmy ustawienia kamer, świateł i obiektywów. Poszło to bardzo sprawnie, udawało nam się nakręcić po trzy sceny dziennie.
Cały sens takiej współpracy zależy od tego na ile aktor da się przekonać do „fajności” pomysłu i na ile go poczuje. Nie ukrywam, że podejście aktora do samego zamysłu jest bardzo ważne i ma duże odzwierciedlenie w energii, która później pojawia się w spocie.
W takim razie jak pomysł wiosennego spotu spodobał się aktorom? Czy nagrania traktowali jako wymuszoną przerwę w pracy, czy podeszli do tego z uśmiechem na twarzy?
Myślę, że wszyscy aktorzy, którzy biorą udział w projekcie zdają sobie sprawę z tego, że to pomaga. Pomaga nie tylko stacji i serialowi (lub programowi), ale też wizerunkowi aktorów. Poprzez spot są oni obecni na antenie w bardzo dużej intensywności przez 2-3 miesiące. Wydaje mi się, że taka obecność jest dla nich nie do przecenienia. Obecność w takim spocie na pewno jest lekką nobilitacją.
Czy w tego typu spotach cały scenariusz jest ustalony od A do Z, czy część pomysłów pojawia się na etapie realizacji?
Są projekty zamknięte od A do Z, które odbywają się według wcześniej wymyślonej strategii. Takim projektem była wymyślona kilka lat temu maszyna Goldberga, gdzie było dokładnie wiadomo co musi się wydarzyć od pierwszej do ostatniej sekundy, aby została wykonana cała sekwencja zdarzeń.
W tego typu wyjazdowych projektach wiemy co chcemy osiągnąć, ale nie wiemy co nam wyjdzie. Tutaj praca trwa ciągle, łącznie z ostatnim elementem, czyli nagrywaniem gwiazd. Zawsze mamy plan co chcemy pokazać, ale często najfajniejsze rzeczy powstają z improwizacji. Często bywa, że pozorna pomyłka ma w sobie taką energię, jakiej się już nie uzyska w innych dublach. Do ostatniej chwili dogrywaliśmy ujęcia z aktorami, bo okazywało się, że kolejne sceny mają jakieś gesty, szczególiki, które lepiej wychodziły. Raczej zawsze szukamy jakichś niespodzianek – czegoś, co może się pojawić spontanicznie.
Na koniec mam pytanie o muzykę, bo to kolejny fenomen spotów TVN-u. Przeważnie bywa tak, że to właśnie spoty TVN-u promują artystów w Polsce, nie odwrotnie. W jaki sposób dobiera się muzykę do tego typu projektów?
W większości przypadków wiemy jak będzie wyglądał spot i już na etapie rysowania story boardu możemy sobie wyobrazić jaka muzyka może zadziałać, a jaka niekoniecznie. Były przypadki kiedy sięgaliśmy do archiwów po starsze numery, a często bywa, że chcemy wziąć coś nowego, świeżego i nieogranego. Niekoniecznie z myślą, że wylansuje to artystę. Muzyka musi pasować swoją energią do tego, co chcemy pokazać w obrazie. A jeżeli okaże się, że dzięki temu artysta będzie mógł przyjeżdżać do Polski na koncerty – tym fajniej. Miło jest mieć poczucie, że robi się takie rzeczy. Jednak niekoniecznie jest to nasz cel sam w sobie.
Na pewno zależy nam na tym, żeby były to jakościowe rzeczy. Nie posiłkujemy się żadnymi bibliotekami utworów. Wydaje nam się, że fajniej jest znaleźć coś prawdziwego, coś żywego, nagranego po to, żeby poszło do ludzi, a nie po to, by trafić do archiwum dźwiękowego, które może być wykorzystane w reklamie.
A jeśli chodzi o praktykę, w większości wypadków siadamy razem i zastanawiamy się nad konkretnymi utworami, jednak przeważnie dobór muzyki to rzeczywiście moja rola. Wraz z reżyserem zastanawiamy się nad kilkoma wariantami. Sprawdzam też, czy reżyser czuje tę muzykę. Jeżeli mamy już zgodę wewnętrzną co do konkretnego utworu, wtedy próbujemy uzyskać do niego prawa.
W ubiegłych latach spoty TVN-u zajmowały wysokie miejsca w międzynarodowych konkursach.
Nagrody nie są jednak celem samym w sobie. Generalnie zawsze mamy jakąś strategię – wiemy co chcemy zrobić, jak pokazać stację, jakie hasło do tego załączyć i z jakim wrażeniem zostawić widza. Paradoksalnie możemy zrobić spot, który w opinii widza będzie gorszy, ale okaże się, że działa dokładnie tak, jak tego chcieliśmy. Czasem kwestia estetyki może mieć mniejsze znaczenie, a najważniejsza jest działalność marketingowa. To jest nasz cel. A jeżeli okaże się, że spoty spodobają się gdzieś indziej i zdobywają branżowe nagrody – jest to bardzo miłe. Dla nas jednak liczy się efekt wywołany na widzu.
Dziękuję za wywiad i życzę kolejnych, jeszcze większych sukcesów.
Dziękuję.