REKLAMA

Wbrew pozorom sytuacja BlackBerry na rynku korporacyjnym nie wydaje się być taka zła

19.12.2013 14.40
Wbrew pozorom sytuacja BlackBerry na rynku korporacyjnym nie wydaje się być taka zła
REKLAMA

Tego roku BlackBerry nie zaliczy raczej do najlepszych. Niespecjalnie udana premiera nowego systemu, coraz większa konkurencja na do niedawna jeszcze zdominowanym przez Kanadyjczyków rynku korporacyjnym, wielomilionowe straty i wciąż malejące udziały na globalnym rynku telefonów doprowadziły do tego, że przez kilka tygodni firma oficjalnie wystawiona była na sprzedaż. Czy to jednak oznacza to koniec przygody dla korporacji, która kiedyś wyznaczała smartfonowe trendy?

REKLAMA

Nowy, tymczasowy (choć mający zostać w BlackBerry nieco dłużej niż sugeruje jego tytuł) CEO BlackBerry, John Chen, wydaje się nie zwlekać ze wszystkimi decyzjami, które mają pomóc w realizacji jego wizji – stworzenia firmy o wiele bardziej niż do tej pory skupionej na konkretnych, dochodowych projektach i produktach, przy wykorzystaniu doświadczenia i potencjału, jakie ma BlackBerry w kilku kluczowych dziedzinach. Podobną strategię miał przyjął również poprzedni CEO BlackBerry, Thorsten Heins, ale niestety wszyscy doskonale wiedzą, jak zakończyła się próba ataku na rynek konsumencki i walka z liderami tego segmentu – patrząc na wyniki sprzedaży, można powiedzieć, że nawet się nie zaczęła, a już można uznać ją za praktycznie zakończoną.

Chen w ciągu niecałych dwóch miesięcy postanowił więc zrobić w BlackBerry czystki kadrowe na najwyższych szczeblach właściwie większe , niż udało się Heinsowi w ciągu całej pracy na stanowisku.

I nie są to zmiany wyłącznie „twarz za twarz” – wbrew pozorom mówią nam one o wiele więcej o przyszłości całej firmy.

blackberry

Przede wszystkim opuścili ją ci, których w największym stopniu obwiniano za porażkę BlackBerry 10, choć z całą pewnością nie byli jedynymi, którym można byłoby przypisać winę za obecny stan rzeczy. CMO, Frank Boulben oraz COO Kristian Tear, zatrudnieni przez Heinsa, otrzymali wypowiedzenia w dniu zmiany prezesa. Niedługo później zwolniono wiceprezesa ds. sprzedaży i marketingu regionalnego, wiceprezesa odpowiedzialnego za partnerstwa strategiczne oraz osobę odpowiedzialną za sprzedaż produktów organizacjom publicznym oraz rządom. Zmiany na wybitnie kluczowych stanowiskach, szczególnie jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, na jakim rynku chce się w najbliższym czasie skupić BlackBerry – właśnie na korporacjach, mniejszym i średnim biznesie oraz oczywiście sektorze rządowym.

Błyskawicznie po zwolnieniach przyszedł czas na zatrudnienie i trudno nie odnieść wrażenia, że John Chen decyduje się tutaj na otoczenie ludźmi, którzy do tej pory w BlackBerry nie pracowali, ale którzy sprawdzili się w innych miejscach, w których obecny CEO pracował, czyli w Sybase, przejętym potem przez SAP.

blackberry z10

Swoje miejsca w kanadyjskiej firmie znajdą więc od stycznia James S. Mackey, mający zajmować się planowaniem rozwoju firmy (podobne stanowiska zajmował w Open Text Corp. oraz SAP, gdzie odpowiadał łącznie za ponad 40 przejęć), Mark Wilson(wcześniej oczywiście Sybase oraz m.in. AT&T), którego zadaniem będzie nadzór nad marketingiem firmy oraz chyba najważniejszy nowy nabytek, opisywany przez CEO jako centralna postać w całym procesie nadchodzących zmian, John Sims (również pracujący od lat w SAP). Obejmie on całkowicie nowe stanowisko prezesa do spraw usług i rozwiązań korporacyjnych. W przypadku firmy z takim nastawieniem na klienta biznesowego, pozycją na rynku i takimi możliwościami, aż trudno uwierzyć, że taką pozycję wprowadza się dopiero teraz.

Wszystkie te decyzje potwierdzają przede wszystkim trzy fakty. Po pierwsze, w przypadku BlackBerry trzeba działać niesamowicie szybko, dlatego Chen nie decyduje się ryzykować i zatrudnia osoby, na których wie, że może polegać i które w dziedzinach, które będą na ich stanowiskach istotne, należą do najlepszych lub najbardziej doświadczonych na rynku. Po drugie, BlackBerry wymaga ogromnych zmian, których mimo prób Heinsa nie udało się najwyraźniej wprowadzić.

Niezbędna była więc nie tylko „świeża krew” spoza firmy, ale także spora reorganizacja samych stanowisk i zmiana zakresów odpowiedzialności.

Po trzecie, i prawdopodobnie najważniejsze, BlackBerry coraz wyraźniej zmierza w kierunku nieśmiało wymienianym od długiego czasu jako jeden z mogących zapewnić firmie przeżycie – zmiany modelu biznesowego ze „sprzętu i oprogramowania” do „przede wszystkim oprogramowania, a oprócz tego sprzętu”. W obecnej sytuacji próby wywalczenia większego udziału na rynku urządzeń mobilnych nie mają większych szans na powodzenie, co najprawdopodobniej dostrzegł również zarząd firmy, anulując dwa modele z niskiej półki cenowej planowane na przyszły rok. Pozostaną najprawdopodobniej jedynie dwa lub trzy modele z wyższej półki, które powinny zaspokoić potrzeby tych, którzy koniecznie chcą korzystać z telefonu z charakterystycznym logo jeżyny. Na masową produkcję smartfonów z każdej półki cenowej, w każdej wersji wymiarowej i w dziesiątkach innych odmian, nie ma po prostu środków, które i tak prawdopodobnie okazałyby się zmarnowane. Nie oznacza to jednak, że BlackBerry w przyszłym roku nie spróbuje nas zaskoczyć czymś ciekawym w kwestii hardware i nie chodzi tu raczej o kolejny rdzeń procesora czy kolejny gigabajt pamięci RAM.

blackberry q10

Gwałtowny spadek popularności samych urządzeń nie powinien jednak przy nowym podejściu do rynku specjalnie martwić „nowe” BlackBerry. Biorąc pod uwagę fakt, że BES10 czy BES10 Cloud, który niedługo powinien być dostępny dla wszystkich, w dalszym ciągu są jednymi z lepszych (i tańszych) rozwiązań MDM i EMM, a przy tym wspierają Androida i iOS, im więcej „obcych” telefonów wejdzie do firm, tym potencjalnie większe zarobki będzie mógł zanotować kanadyjski producent ze sprzedaży odpowiednich licencji. Z całą pewnością o wiele mniejsze niż te, które mógł dopisywać sobie po każdym kwartale z czasów świetności, ale jednak mimo wszystko w miarę pewne i przy odpowiednim przeskalowaniu firmy – pozwalające na kontynuowanie działalności i rozwój.

Wbrew pozorom bowiem sytuacja BlackBerry na świecie na rynku korporacyjnym nie wydaje się być aż taka zła, jak starają się to przedstawiać niektórzy konkurenci.

Poprawienie wyniku zainstalowanych serwerów BES10 w ciągu kolejnych kilku tygodni z 20 000 do 30 000 (a nie zapominajmy, że do każdego z nich jest podłączonych kilka, kilkaset czy kilka tysięcy telefonów) oraz podpisanie umów na wdrożenie tysięcy smartfonów z OS10 m.in. w koncernie PSA po raz kolejny wskazuje na to, że przy odpowiednim zaplanowaniu skali i skupieniu się na konkretnych celach, firma będzie mogła jeszcze istnieć przez bardzo długi czas.

To samo tyczy się zresztą BBM, który w przyszłości, po wprowadzeniu BBM Channels, które okazały się sukcesem większym, niż można było oczekiwać, ma być jednym ze źródeł dochodu firmy.

W końcu, kilkunastu latach po wprowadzeniu tego komunikatora, nawet pomimo zniesienia opłat za BIS, Kanadyjczycy znaleźli sposób na monetyzację swojego oprogramowania.

Wiele ciekawego czeka nas prawdopodobnie także już jutro, kiedy odbędzie się konferencja poświęcona najnowszym wynikom finansowym firmy, z których największe znaczenie ma jeden konkretny – ile pieniędzy straciło w ciągu ostatnich trzech miesięcy BlackBerry i ile z tej kwoty pochłonęło gromadzone przez laty zasoby gotówki, którymi firma regularnie odpiera zarzuty o bliskość bankructwa. Teraz jednak będziemy mogli przynajmniej spróbować oszacować, na ile jeszcze wystarczą te środki, wsparte ponad miliardowym dofinansowaniem oraz (w najbliższym czasie) zwrotem części podatku ze strony kanadyjskiego rządu. Jeśli będzie to kwota tak ogromna, jak szacują niektórzy analitycy, zaufanie do BlackBerry może po raz kolejny podupaść. Jeśli nie, Chen może mieć świetną szansę na powtórzenie sukcesu, który przed laty odniósł z Sybase.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA