Konsola Xbox One jest... wielka - recenzja Spider's Web
Dwie doby z konsolą Microsoftu już za nami. Przyjrzeliśmy jej się bardzo dokładnie i czas podzielić się z wami naszymi przemyśleniami. W tej części recenzji opiszemy samą konsolę. W kolejnych zajmiemy się systemem i aplikacjami, gamepadem i Kinectem oraz grami.
Jedna konsola, by wszystkimi rządzić. Jedna, by multimedia i gry odnaleźć. Jedna, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać… no dobra, może to nie do końca ta bajka, ale plan Microsoftu właściwie niewiele różni się od zamysłu Saurona. Tyle że Lord Ciemności pragnął podbić całe Śródziemie, a Microsoft zadowolić się chce milionami salonów w naszych domach i mieszkaniach. Kluczowym elementem do tego ma być Xbox One, który ma ci zastąpić, jeżeli chodzi o elektroniczną rozrywkę, właściwie wszystko. Gry, multimedia, telewizja i Internet: to wszystko ma być najfajniejsze właśnie na Xboksie.
Podstawą, by to osiągnąć, jest sama konsola. I to właśnie na niej się skupimy w dzisiejszym tekście. Jutro skupimy się na systemie operacyjnym konsoli i aplikacjach, pojutrze na gamepadzie i Kinekcie, a ostatniego dnia, nareszcie, na pierwszych grach dostępnych na tę konsolę.
Wielki Xbox One. Dosłownie.
Pierwsze, co od razu przychodzi do głowy po wyjęciu jej z pudełka, to… rany, jakie to jest wielkie. Xbox One swoim wzornictwem nie tylko przypomina magnetowid, ale jest również podobnych rozmiarów. Konsola mierzy 274 x 79 x 333 mm, co oznacza, że jest zarówno dłuższa, jak i wyższa od PlayStation 4, a także Xboxa 360. Konsola również „wygląda” na wielką. Microsoft zastosował sprytną sztuczkę wzorniczą, i część panelu przedniego stworzył ukośną. Dzięki temu konsola, stojąc w szafce, wygląda na nieco mniejszą niż jest w rzeczywistości. W owej szafce jednak powinniśmy znaleźć nieco miejsca, zwłaszcza, że konsola potrzebuje nieco przestrzeni, by móc wydajnie się chłodzić.
A skoro już o chłodzeniu mowa, to widać jak bardzo Microsoftowi dała nauczkę plaga awarii pierwszych Xboxów 360. Można odnieść wrażenie, że cały Xbox One to jeden wielki wentylator. Kratki wentylacyjne są na prawie każdej powierzchni obudowy konsoli. Jak podejrzewam, jej rozmiar można również tłumaczyć chęcią zapewnienia jak najlepszego przepływu powietrza. Na szczęście sama konsola jest bardzo cicha. Wyciskałem z niej ósme poty grając pół nocy w gry i oglądając na niej filmy HD (a czasem robiłem obie rzeczy na raz, by sprawdzić jak to działa). Nie usłyszałem ani razu szumu wiatraków. Xbox One jest cichuteńki i właściwie jedyny moment, kiedy go usłyszymy, to w momencie gdy instalujemy daną grę z płyty. Wtedy słychać nieco głośniejszy szum napędu, ale ów dźwięk nie przeszkadza. No i oczywiście nijak to się ma do napędu Xboxa 360, który wydawał dźwięki niczym szykujący się do startu Jumbo Jet.
Praktyczność nad estetykę
Ogólnie konstrukcja Xboxa One wydaje się, pomijając „oszczędne” wzornictwo, bardzo przemyślana. Drobiazgów będę czepiał się za chwilę, ale tak jak ta konsola raczej nie spodoba się estetom, tak jest zdecydowanie zaprojektowana pod kątem bycia jak najwygodniejszą, jak najpraktyczniejszą i jak najmniej awaryjną. Ma ona jednak jedną wadę: błyszczącą powierzchnię obudowy. Tam, gdzie nie ma kratek wentylacyjnych czy napędu Blu-ray, znajduje się błyszczący plastik. Rozumiem, że Microsoft chciał uniknąć matowej odmiany by w jakikolwiek sposób odróżnić One’a od magnetowidu, ale przez to tak jak konsola może i prezentuje się nieco lepiej na wystawie sklepowej, tak z wyjątkowym upodobaniem zbiera kurz i odciski palców. Wycieranie co dwa dni konsoli szmatką jest dość irytujące, a mam czysto w mieszkaniu i nie mam zwierząt domowych. To cholerstwo brudzi się jak diabli, a z błyszczącego plastiku wykonany jest nawet… zasilacz.
Konsola, w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, nie może pracować w pionie. Informuje o tym wielka nalepka na froncie Xboxa One, którą na szczęście można bez problemu odlepić. Nalepka ta też informuje, by nie ruszać konsolą, gdy ta jest włączona i płyta jest w środku. To ograniczenie jednak jest dość normalną sprawą i większość urządzeń z napędem optycznym je posiada. Napęd Blu-ray wbudowany w konsolę ma konstrukcję szczelinową. Oznacza to, że nie ma tu żadnej wysuwanej szufladki. Płyty wkładamy bezpośrednio do konsoli. Jest to wygodne i bardziej efektowne, ale też powoduje to, że mechanizmy wewnętrzne napędu nie są dobrze chronione przed zabrudzeniem. Podejrzewam, że za rok-dwa napęd trzeba będzie oddać do czyszczenia.
Na froncie obudowy znajduje się też włącznik konsoli. Przycisk jest pojemnościowy, a po jej uruchomieniu jest podświetlany. Światło nie jest ostre ani nieprzyjemne i ładnie się to prezentuje, gdy konsola jest włączona.
Łączność ze światem
Prawie wszystkie złącza Xboxa One znajdują się z tyłu obudowy. Jakie to porty? Otóż są to: złącze Ethernet (konsola ma też wbudowaną kartę Wi-Fi), wyjście HDMI i wejście HDMI (oznaczone, dla rozróżnienia, wielkimi nalepkami, ale te są wykonane w tym samym kolorze, więc ewentualne podłączanie urządzenia jak konsola jest już w szafce RTV może być lekko problematyczne – czepiam się, wiem, ale wystarczyło oba porty oznaczyć osobnymi kolorami i już byłaby pełnia szczęścia), dwa złącza USB 3.0, IR Blaster, S/PDIF i złącze do podłączania Kinecta. Są one rozmieszczone logicznie, w odpowiednich odległościach od siebie, dzięki czemu podłączanie urządzeń jest dość wygodne. Xbox One ma jeszcze dodatkowe złącze USB 3.0 z lewej, przedniej strony obudowy, do wygodnego podłączania dysków zewnętrznych. Jak widać wszystkie złącza obsługują wyłącznie sygnał cyfrowy. Koniec z analogowym przesyłem danych.
Niestety, podobnie jak Xbox 360, również i Xbox One wykorzystuje zasilacz olbrzymiej wielkości. Nie dość więc, że sam One zajmuje sporo miejsca, to jeszcze musimy znaleźć przestrzeń na dodatkowego „kloca”. Jak już wspominałem wcześniej, również i on jest obudowany błyszczącym plastikiem. Interpretuję to jako złośliwość konstruktorów ;-)
Podsumowanie
Całość, jak już schowamy w szafce, prezentuje się całkiem nieźle. Nie jest to piękne urządzenie, z całą pewnością, ale trzeba mu przyznać, że dobrze komponuje się z kinem domowym, dekoderem telewizyjnym i resztą sprzętów RTV. Xbox One jest wygodny w instalacji i obsłudze, jest też bardzo cichy, a jego paranoidalna wręcz konstrukcja pozwala wierzyć, że konsola ta nie będzie awaryjna tak, jak PlayStation 3, że o kompromitującym Xboksie 360 nawet nie wspomnę.
Jutro przyjrzymy się z bliska systemowi operacyjnemu konsoli i dostępnym do pobrania aplikacjom. Co jakiś czas będę też zaglądał do komentarzy i postaram się odpowiedzieć na Wasze wszystkie pytania.
Przeczytaj również: Mamy konsolę Xbox One – pierwsze wrażenia Spider’s Web
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.