Pierwszy smartfon z Sailfish OS trafia na rynek – szaleństwa nie ma, ale…
Zaledwie kilkadziesiąt godzin temu na rynek trafił pierwszy model z systemem przygotowanym przez tych (i dla tych), którzy wyrok śmierci wydany na MeeGo uznali za niesłuszny. Jolla – tak właśnie nazywa się nowy fiński bohater, który doczekał się już pierwszych ocen ze strony użytkowników i dziennikarzy. Jak mu poszło?
W kwestii wyglądu i jakości wykonania zgodni są praktycznie wszyscy. Prosty, minimalistyczny i nowoczesny smartfon Jolla może się podobać, choć nieszczególnie wyróżnia się na tle większości dostępnych już urządzeń. Jedynym, co na pierwszy rzut oka może go odróżniać od 90% sprzedawanych obecnie telefonów jest całkowity brak przycisków na przednim panelu, ale należy pamiętać, że pod względem funkcjonalnym na podobne rozwiązanie zdecydowało się już BlackBerry, a jeśli chodzi o estetykę, to podobne wrażenie sprawiają telefony z wygaszanymi przyciskami dotykowymi.
Sporą odmianą jest natomiast tylna klapka – nie tylko jest w stanie rozszerzyć możliwości telefonu (choć na razie w bardzo ograniczonym zakresie) i jest w stanie dostosować go do naszych upodobań kolorystycznych, ale także przylega do niego w dość specyficzny sposób. O ile bowiem sama ramka telefonu jest zaokrąglona (jak chociażby w Lumii 800 czy oryginalnej N9), o tyle klapka ma już po bokach dość ostre krawędzie. Zdaniem testerów PCAdvisor i Engadget, smartfon trzyma się przez to w ręce dość dziwnie, żeby nie powiedzieć nawet, że mniej wygodnie niż w przypadku konkurentów (choć i tak lepiej, niż można by zakładać). TheNextWeb zauważa przy tym, że choć Jolla jest stosunkowo cienka (10mm), przez specyficzne połączenie przedniego i tylnego panelu wygląda na o wiele grubszą niż w rzeczywistości.
Sam Other Half, czyli kontrowersyjna pod względem stylistycznym pokrywa baterii, na razie nie oferuje nam zbyt wiele.
Od producenta będziemy mogli zakupić jedynie kolorowe klapki z NFC, które po założeniu automatycznie zmienią kompozycję i kilka dodatkowych elementów. W rozmowie z Engadget przedstawiciele firmy nie chcieli zdradzić, czy pracują aktualnie nad bardziej rozbudowanymi dodatkami – na razie jedynie zachęcają oni niezależnych producentów do „bycia kreatywnymi”, jako przykład podając (nieistniejącą) klapkę ze zintegrowaną wysuwaną klawiaturą. Tak samo więc jak w momencie prezentacji telefonu, tak i teraz po jego wprowadzeniu do sprzedaży, Other Half pozostaje rozwiązaniem z wielkim potencjałem i… tylko tym.
Jakość wykonania stoi natomiast na wysokim poziomie i żadna z kilkunastu redakcji mających kontakt z urządzeniem nie miała do tego elementu żadnych poważnych zarzutów.
Jeśli więc przyzwyczaimy się do dość niestandardowego kształtu, wrażenia z użytkowania mogą być całkiem pozytywne, tym bardziej, że telefon ma masę 141g, co wprawdzie nie jest rekordem, ale też nie spowoduje zbyt szybciej zmęczenia dłoni.
Wyświetlacz, jak można się spodziewać po jego parametrach, jest raczej przeciętny.
4,5”, 960x540 i PPI na poziomie niższym niż 250 to raczej niewiele, jak na urządzenie, za które twórcy liczą sobie aż 399 Euro. Redakcja CNET daje do zrozumienia wprost, że niektóre elementy wyglądają na nieco rozmazane lub nieostre, a pozostałe, takie jak np. strony internetowe, odstają od tego, co oferuje konkurencja. Engadget zwraca dodatkowo uwagę, że niektóre rozwiązania systemowe nawet pogarszają sytuację, jak chociażby zastosowanie czcionki o niewielkiej grubości, która nie ma po prostu szans wyglądać idealnie na ekranie o takiej rozdzielczości. Widoczność przy intensywnym oświetleniu, odwzorowanie kolorów i kontrast są natomiast całkowicie zadowalające.
Rozczarowaniem dla niektórych może być brak obsługi LTE. Choć odpowiednie moduły znajdują się wewnątrz telefonu, dopiero kolejne aktualizacje przyniosą wsparcie dla tej technologii.
Nie sprzęt jest tutaj jednak najważniejszy, a system operacyjny. To właśnie on, a nie zdecydowanie średniopółkowe podzespoły, przyciągną kupujących, którzy skutecznie wykupili już całą pierwszą (choć liczącą sobie zaledwie niecałe 500 sztuk) partię telefonów i cierpliwie czekają w kolejce na kolejne tysiące.
Sailfish OS jest obecnie oznaczony dość wyraźnie jako wersja beta i patrząc na opinie pierwszych testujących raczej trudno się temu dziwić.
Wszyscy, który mieli okazję spędzić chwilę z telefonem wspominali o częstych, nieprowokowanych niczym awariach OS zmuszających do jego ręcznego zestartowania, zawieszaniu się i „wysypaniu” aplikacji podczas normalnego działania, spowolnieniach nawet przy podstawowych czynnościach i ogólnej niestabilności. Pracownicy Jolla powiedzieli wprawdzie portalowi The Verge, że chcieli jak najszybciej udostępnić produkt zainteresowanym klientom i na podstawie ich oraz własnych obserwacji wszystkie błędy będą jak najszybciej usuwane, ale trzeba przyznać, że jak na projekt, w którym wielu pokładało spore nadzieje, start jest raczej średni. Być może częściowo dlatego pierwsza seria wprowadzona do sprzedaży miała tak skromne rozmiary – po usunięciu najpoważniejszych błędów, kolejne, większe już partie, będą mogły sprawić o wiele lepsze wrażenie.
O wiele lepsze oceny zebrał natomiast interfejs użytkownika. Elegancki, minimalistyczny (choć nie tak jak niektóre systemy konkurencji) i przede wszystkim w całości obsługiwany za pomocą gestów – zaczynając od odblokowywania, przez obsługę wielozadaniowości, wywoływanie menu i nawigację, aż po blokowanie telefonu. Gestom i podejmowanym akcjom towarzyszą oczywiście odpowiednio efektowne animacje, a specyficzna filozofia systemu pozwala nam w większości przypadków błyskawicznie dotrzeć tam, gdzie potrzebujemy. Wszystko odbywa się bez nawet pojedynczego przyciśnięcia fizycznego przycisku, tak jak powinno się obsługiwać telefon w XXI wieku.
Gorzej jest natomiast z nauką tego typu obsługi, o czym przekonało się już stosujące podobne rozwiązania BlackBerry w BlackBerry 10.
Pomimo krótkich samouczków zawartych w systemie, nawet redaktorzy portali technologicznych, którzy przecież widzieli już wcześniej i MeeGo, i BB10 i prawdopodobnie mieli wcześniej kontakt z Sailfish OS, określają pierwszy kontakt z nowym systemem jako często wręcz irytujący lub nawet frustrujący, a najłagodniejszym określeniem obsługi było chyba „nie tyle nieintuicyjna co zupełnie inna i wymagająca nauki wszystkiego od nowa”. Przyzwyczajenie do innych platform daje o sobie znać i często poszukiwania odpowiedniej opcji tam, „gdzie przecież powinna być”, nie przynosi w Sailfish OS odpowiednich rezultatów, brak przycisków z przypisanymi i/lub przynajmniej opisanymi akcjami prowadzi do tego, że uczymy się wszystkiego metodą prób i błędów, często dla każdej aplikacji oddzielnie, co może znacząco wydłużyć proces oswajania się z platformą i zniechęcić tych, którzy po prostu chcieliby w kilka minut przekonać się, czy jest to telefon dla nich.
Taki efekt był przy tym wszystkim dość łatwy do przewidzenia. Zmiana podejścia do tak podstawowego i tak głęboko zakorzenionego w obecnej formie elementu systemu jakim jest nawigacja, nie może obyć się bez komentarzy na temat konieczności nauki wszystkiego od nowa, nienaturalności czy braku intuicyjności (mylonej często z przyzwyczajeniem do poprzednich systemów). Co powinien zrobić producent? Wyjścia są dwa – albo pozostać przy swoim i poczekać, aż przyzwyczają się do tego użytkownicy i zobaczą płynące z tego rozwiązania zalety, albo wprowadzić przynajmniej kilka standardowych elementów UI i liczyć na to, że na początek to wystarczy, a po jakimś czasie posiadacze telefonów Jolla przejdą na wyższy poziom obsługi. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby dodanie możliwych do wyłączenia podpowiedzi i/lub np. ikon/strzałek, które można byłoby wyłączyć w momencie, kiedy uznamy, że już wszystko wiemy.
Z ostateczną oceną tego elementu poczekamy jednak do chwili, kiedy telefon Jolla zawita w naszej redakcji – przykład BlackBerry 10 z mojego doświadczenia pokazuje, że nie wszystko, co największe portale technologiczne okrzykną mianem „nieintuicyjnego i niewygodne” faktycznie musi takie być.
Problem z brakiem aplikacji dla nowej platformy został rozwiązany w znany już wcześniej sposób – opcję instalacji aplikacji z Androida za pośrednictwem sklepu Yandex.Store,
przy czym jego oferta jest mniej więcej dziesięciokrotnie mniejsza niż Play Store. Co do samego działania tak instalowanych programów, testerzy zdają się nie mieć większych zastrzeżeń, choć nietrudno się domyślić, że nie wszystkie z nich działają tak samo sprawnie jak na telefonach z Androidem o lepszych parametrach. Dodatkowo rozwiązanie Jolla nie jest na razie idealne i np. przy uruchamianiu nowej aplikacji z systemu Google, przez chwilę wyświetlana jest jeszcze poprzednia i dopiero na niej włączana jest właściwa, co może być denerwujące, jeśli bardzo nam się spieszy.
Podobnie jak w przypadku BlackBerry 10, tak i tutaj programy „androidowe” mają jedną sporą wadę – burzą spójność UI systemu, aplikacji systemowych i tych pisanych z myślą o Sailfish OS. Wyglądają po prostu tak samo jak na Androidzie, mają charakterystyczne dla Androida przyciski i elementy menu, które jednak i tak potrafią czasem przenikać się z metodami obsługi gestami. Tak, podbieranie aplikacji Androidowi jest dobrym rozwiązaniem w kwestii zapewnienia szybkiego dostępu do sporej bazy najważniejszych programów, ale zawsze, absolutnie zawsze będzie widać, że jest to proteza, nawet jeśli działałoby całkowicie idealnie.
Jaki jest więc na razie Sailfish OS i Jolla, sądząc po pierwszych opiniach? Wyjątkowy i wyróżniający się? Tak. Oryginalny, jeśli chodzi o sprzęt i akcesoria? Tak. Nowoczesny? Tak. Inny? Tak. Przeznaczony w obecnej formie dla szerszego grona konsumentów? Nie.
Fiński produkt jest na razie produktem przeznaczonym dla bardzo, bardzo wąskiego grona użytkowników w skali całego rynku i prawdopodobnie jeszcze długo taki pozostanie.
Proces dopracowywanie systemu i sprzętu, jego rozwoju i dalszej ekspansji przy tak małym zespole jest w obecnych czasach niesamowitym wyzwaniem i trudno jest na razie założyć, że uda się to akurat firmie odpowiedzialnej za najmłodszy system mobilny na rynku. Czy uda im się szybko usunąć problemy wieku dziecięcego? Czy uda im się przygotować odpowiednio szybko nowy hardware, mogący konkurować bezpośrednio z innymi smartfonami (chociażby i marketingowo)? Pamiętajmy jednak, że Jolla nie może nawet częściowo równać się pod względem zasobów z Microsoftem, BlackBerry, Samsungiem czy HTC, a mimo wszystko udało im się wprowadzić telefon oraz system na rynek i zrobić nieco zamieszania. Celują też przy tym ze swoim smartfonem do tych, którzy na pewno go kupią - niezależnie od tego, czy jest faktycznie wart 399 Euro czy też nie. Nawet jeśli jest to mała grupa klientów, to jest to bardzo dobra grupa klientów.
Mimo wszystko na razie wiemy tylko, że Jolla ma spory potencjał i jeszcze bardzo, bardzo długa droga do osiągnięcia prawdziwego sukcesu. Pytanie tylko, czy nie wiedzieliśmy tego wcześniej i czy rynkowa premiera Sailfish OS dała nam jakiekolwiek nowe odpowiedzi?
PS Jeśli o mnie chodzi, nie mogę się doczekać pierwszego kontaktu z telefonem z Sailfish OS, nawet pomimo niekoniecznie pozytywnych pierwszych opinii.