Internet z balonów? Taki pomysł na biznes ma Google
Google szykuje się do jednego z najbardziej szalonych projektów w swojej historii. No bo jak inaczej nazwać pomysł, aby bezprzewodowy internet dostarczać przy pomocy wielkich balonów, latających nad naszymi głowami?
Project Loon zostanie przetestowany w Cantenbury Plains w Nowej Zelandii. To właśnie mieszkańcy tego miasta, jako pierwsi na świecie przekonają się, czy balony wyposażone w odpowiedni sprzęt radiowy, są w stanie dostarczać dobrej jakości łączność bezprzewodową.
Po co amerykańskiej firmie taki projekt? Po pierwsze, możliwe byłoby dostarczanie internetu tam, gdzie aktualnie nie jest to możliwe (np. w górach) lub tam, gdzie łączność – mówiąc delikatnie – kuleje albo nie ma jej wcale (np. kraje trzeciego świata itd.). Po drugie, sieć mogłaby w ten sposób być dość szybko przywrócona w miejscach, które przeżyły katastrofę naturalną. I nie chodzi tutaj o zwykłych obywateli, ale przede wszystkim służby, które ratują ludzkie życia. No i nie oszukujmy się – Google chce w ten sposób zarabiać. Potentat świata internetowego zarabia tylko na osobach, które mają dostęp do sieci. Im jest ich więcej, tym na konto wpływa więcej pieniędzy. Proste jak budowa cepa.
W zeszłym tygodniu Google wypuściło w przestrzeń powietrzną pierwsze 30 balonów. To na razie prototypy, które latają tak, jak wiatr im zawieje, ale firma sprawdza, czy dzięki nim można się połączyć z światową siecią. Rozpoczęcie projektu, to jednocześnie zwieńczenie 2-letniej pracy zespołu Google X, na czele którego stoi Richard DeVaul.
Sam DeVaul twierdzi, że jeśli Projekt Loon zakończy się sukcesem, to może to być spory krok na przód w rozwoju mniej rozwiniętych społeczności.
Bardzo ciekawe jest to, że budowa balona nie jest ani specjalnie skomplikowana, ani wyjątkowo droga. I właśnie taka ma być. Główne założenie jest takie, aby balony były lekkie i stosunkowo tanie, aby można było produkować je masowo. DeVeul zdradził nawet, że podobną rzecz wiele osób byłoby w stanie zbudować z części kupionych w lokalnym sklepie z elektroniką.
Każdy z balonów składa się z trzech głównych elementów – płachty wypełnionej gazem (w tym wypadku helem), systemu manewrowania, zasilanego ogniwami słonecznymi oraz systemu radiowego, który nie tylko dostarcza łączność internetową, ale także pozwala sterować nimi z ziemi. Jednak najważniejsze jest to, aby balony były stabilne na wysokości mniej więcej 20 km nad ziemią. W tym celu zastosowano dodatkową powłokę, którą w razie potrzeby można napełnić powietrzem. W ten sposób pełny balon obniża swój pułap o około 1,7 km. Dzięki temu firma ma większy wpływ na kierunek, w którym balony będą się przemieszczać.
Zastosowany nad Nową Zelandią krąg balonów jest w stanie dostarczyć łączność bezprzewodową w promieniu 40 kilometrów. System wykorzystuje dwie częstotliwości radiowe: 2,4 GHz oraz 5 GHz. Zdecydowano się na nie, ponieważ praktycznie na całym świecie nie trzeba za nie płacić koncesji, co oczywiście obniża koszty.
Jedną z pierwszych osób, która połączyła się siecią, dzięki projektowi Loop jest Charles Nimmo, farmer z Leeston. W poniedziałek (10 czerwca) on i jego żona przez krótki moment mogli nawiązać łączność ze światową siecią. Było to możliwe dzięki specjalnemu odbiornikowi, umieszczonemu na dachu i domu. Charles zdradził w rozmowie z Idealog, że jakość połączenia była zdecydowanie lepsza niż wcześniej wykorzystywana łączność satelitarna, ale jednocześnie gorsza niż w przypadku sieci komórkowej, z której korzystają w tym momencie.
Google zdecydowało się na uruchomienie projektu w Cantenbury, ponieważ 22. lutego tego roku miasto przeżyło dość mocno trzęsienie ziemi, w wyniku którego ucierpiała cała infrastruktura, w tym telekomunikacyjna. Tak duże sieci, jak Vodafone lub Telecom, mają problemy, żeby dostarczać mieszkańcom miasta łączność internetową. Poza tym wokół miasta znajduje się dużo farm, których mieszkańcy muszą jeździć do centrum, do biblioteki, aby móc korzystać z dobrodziejstw Internetu.
Aktualnie balony zmierzają ku wybrzeżom Ameryki Południowej, a dokładniej mówiąc – w kierunku Chile. Jeśli chcecie śledzić projekt na bieżąco, to wystarczy obserwować oficjalną stronę na Google+.