Narodziny legendy - kultowa Leica zapowiada model Leica Mini M
W fotograficznym świecie szykuje się duże święto. Niemiecka firma Leica, prawdziwa ikona fotografii, zapowiedziała na 11 czerwca premierę zupełnie nowego typu aparatu, który uplasuje się między flagowym dalmierzem M, a zaawansowanym kompaktem X2.
Jest to wydarzenie porównywalne z wprowadzeniem nowego modelu samochodu Porsche. Firma znana przez dziesięciolecia z kultowej 911-tki od jakiegoś czasu wprowadza nowe modele do oferty – Boxter, Cayenne, Cayman, Panamera - a każda taka premiera elektryzuje branżę. Podobnie jest w przypadku Leiki. Firma przez dekady oferowała swój dalmierzowiec M jako najlepsze, co dostać można w Małym Formacie (tudzież pełnej klatce, jak nazywa się ten format w dobie cyfry). Po cyfrowej rewolucji niemiecki koncern ugiął się i pokazał światu także mniejsze, bardziej przyziemne aparaty, będące cyfrowymi kompaktami.
Leica na swojej stronie pokazała intrygującą zapowiedź nowego modelu. Będzie się on plasował między flagowym modelem M, a zaawansowanym kompaktem X2. Przy okazji nowej premiery firma zaznaczyła także wyraźniejszy podział na półki aparatów w swojej ofercie. Od teraz będziemy mogli kupić model M, Micro M (czyli dawny X2) oraz Nano M (D-Lux 6). 11 czerwca dołączy do nich zapowiadany model Mini M.
Sądząc po pozycjonowaniu aparatu obstawiałbym dwie opcje. Nowy aparat może być albo pełną klatką z przytwierdzonym na stałe obiektywem, albo kompaktem (bezlusterkowcem) z matrycą APS-C i bagnetem Leica M umożliwiającym wymianę szkieł. Zdaje się, że innej możliwości po prostu nie ma. Dla przypomnienia, model M jest pełnoklatkowym dalmierzem, który oferuje możliwość wymiany szkieł. Z kolei Micro M (X2) jest zaawansowanym kompaktem z matrycą APS-C wyposażonym w stałoogniskowy obiektyw przytwierdzony na stałe.
Obie zakładane przeze mnie opcje są niezwykle ciekawe. Jeżeli Leica zdecyduje się na pełną klatkę z przytwierdzonym szkłem, otrzymamy sprzęt skazany na sukces. Do tej pory powstał na świecie tylko jeden aparat tego typu – Sony RX1. Został on przyjęty z ogromnym szumem i wielkim entuzjazmem, warto powiedzieć, że zgarnął większość branżowych nagród za innowację roku. Taki aparat to wszystko, czego do szczęścia potrzebuje doświadczony i świadomy swoich umiejętności fotograf.
Druga możliwa droga to bezlusterkowiec z dużą matrycą APS-C i wymiennymi obiektywami. W takim przypadku Leica konkurowałaby z topowymi bezlusterkowcami innych firm, np. Fuji X-Pro1, Sony NEX 7, Hasselblad Lunar, czy Olympus OM-D. Konkurencja jak widać jest spora, ale kto ma kupić Leikę, ten i tak ją wybierze. Zwłaszcza, że taki aparat dawałby dostęp do bagnetu i obiektywów systemu Leica M, uważanego przez wielu za najlepszy system na świecie.
Póki co są to tylko spekulacje, które trwać będą do premiery przewidzianej już na 11 czerwca. A jaki na pewno będzie nowy aparat Leiki? Z całą stanowczością można stwierdzić to już teraz: będzie drogi. Wystarczy powiedzieć, że cena sąsiadów to 27 tysięcy złotych za Leikę M i 8 tysięcy za Leikę X2. Jeżeli mamy doliczyć do tego koszt obiektywów, można się złapać za głowę. W tym systemie ceny szkieł na poziomie kilkunastu-kilkudziesięciu tysięcy złotych nie robią na nikim wrażenia.
Cóż, bezkompromisowa jakość, prestiż i legenda firmy, dekady doświadczeń i niemiecka precyzja muszą swoje kosztować. A charakterystyczna czerwona kropka działa i będzie działać na fotografów, jak płachta na byka.