REKLAMA

O tym, jak Rosjanie prawie zniszczyli teleskop NASA. Śmieciami

O tym, jak wielkim problemem są śmieci krążące na orbicie okołoziemskiej pisałem już nieraz. Miesiąc temu NASA, z powodu owych śmieci, o włos uniknęła strat mogących sięgać 0,7 miliarda dolarów. O czym właśnie poinformowała.

O tym, jak Rosjanie prawie zniszczyli teleskop NASA. Śmieciami
REKLAMA

Po naszej orbicie krąży wart 690 milionów dolarów teleskop Fermi Gamma-Ray Space Telescope. Dzięki jego analizie promieniowania gamma zebrano dane o 1451 obiektach obejmujących energetyczne burze formacji gwiazdowej w galaktykach oraz aktywne jądra galaktyk znajdujące się daleko poza naszą Drogą Mleczną a także w naszej Galaktyce pulsary, mgławice wiatru pulsarowego, pozostałości po supernowych, masywne rentgenowskie gwiazdy podwójne oraz mikrokwazary. To niesamowicie cenna aparatura badawcza. I niewiele brakowało, byśmy mówili o niej w czasie przeszłym.

REKLAMA

Na kursie kolizyjnym z teleskopem znalazł się bowiem satelita szpiegowski, pamiętający jeszcze czasy Zimnej Wojny. Zapomniany, ważący 1,5 tony Kosmos 1805 został zauważony przez naukowców w ostatniej chwili. Podjęto szybką decyzję o uruchomieniu silników manewrowych, co pozwoliło uniknąć zderzenia i niepowetowanych strat.

Ponure dzieło zniszczenia byłoby najprawdopodobniej obserwowalne zwykłym, domowym teleskopem, przez krótką chwilę. Kosmos 1805 porusza się z prędkością względną wynoszącą 43,5 tysiąca kilometrów na godzinę. Energia, która powstałaby w wyniku zderzenia, to ekwiwalent zdetonowania 2,5 tony trotylu.

Centrum kosmiczne Goddarda i ekipa zajmująca się projektem Fermi były jednak na to gotowe. Problem kosmicznych śmieci nie jest niczym nowym. Wszystkie, a przynajmniej większość nowoczesnych teleskopów i satelitów jest wyposażonych w silniki zdolne do szybkiego przemieszczenia się na inną orbitę. Owych śmieci bowiem są tysiące. Od zwykłych, „tradycyjnych” śmieci, takich jak śrubki, kawałki metalu które odpadły od większych pojazdów, aż po nieaktywne, zapomniane satelity.

Stresu i napięcia było więc bardzo wiele, ale jedyne, co musieli wykonać operatorzy teleskopu, to uruchomić wszystkie silniki manewrowe i utrzymać ich stałą pracę przez jedną sekundę, w odpowiednim kierunku i zwrocie. Dzięki temu manewrowi, teleskop oddalił się o osiem kilometrów od miejsca prognozowanego zderzenia.

Ostatnia tego typu sytuacja miała miejsce  w lutym 2009 roku, kiedy to rosyjski satelita zderzył się z amerykańskim, komunikacyjnym satelitą Iridium 33, generując przy okazji setki nowych kosmicznych śmieci. W NASA istnieje dedykowany dział zajmujący się kosmicznymi odpadkami. Obecnie agencja monitoruje 17 tysięcy obiektów krążących po orbicie. Nie jest w stanie śledzić wszystkich.

REKLAMA

Źródło: Space.com

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA