Microsoft Web Apps zjadają Google Docs na śniadanie!
Jakoś tak przypadkiem trafiłem na tego całego online'owego Worda od Microsoftu, wchodzącego w skład pakietu Microsoft Web Apps. Na pewno zostanę z nim na dłużej. Kawał dobrej roboty.
Nie chciałbym obrazić Waszego obeznania internetowego, bo być może wielu z Was od dawna korzysta z aplikacji webowych Office'a i to zapewne z powodzeniem. Notkę dedykuję takim gapom jak ja, które o rozwiązaniu albo nie wiedziały albo nie uznały go za dostatecznie intrygujące.
A jest się czym zainteresować. Zapytacie, skąd ta nagła potrzeba przetestowania funkcjonalności Web Apps? Nie uwierzycie - trafiłem tam przez Facebooka. Współpraca największego serwisu świata i Microsoftu jak widać wciąż układa się doskonale, ponieważ jeśli wgramy tam jakiś plik o rozszerzeniu .docx, to wówczas możemy go sobie przejrzeć właśnie za pomocą Word Web App. Oczywiście działa to też w odniesieniu do innych popularnych formatów słynnego pakietu Office.
Czemu ludzie używają Google Docs? Myślę, że to nie perspektywa pracowania w chmurze była głównym argumentem przemawiającym za narzędziami od Google'a. To integracja z bardzo popularną usługą pocztową - Gmail (a w naszym kraju to już popularną, że ho ho!). Większość dokumentów przesyłanych za jej pośrednictwem z czasem stało się elementem całego ekosystemu - najpierw Google Docs, a następnie Google Drive.
Ta integracja z superpopularnym Gmailem to wielki atut i wygoda, ale jako bardzo aktywny użytkownik pakietu wielokrotnie zżymałem się na te całe Google Docs, które w formie na przykład edytora tekstu czy arkusza kalkulacyjnego jeszcze jako-tako dają radę, ale stają się już prawdziwą bolączką przy odczytywaniu plików uprzednio edytowanych w ramach standardowego pakietu Office czy też alternatywnego OpenOffice (z którego ja korzystam i mimo mieszanych opinii - sobie chwalę). Dokumenty się rozpadały na części, wiersze zawijały nie tam gdzie trzeba, a Excel nie chciał liczyć precyzyjnie działających formuł.
Mam też pewne zastrzeżenia co do interfejsu Google Docs, który jest mało intuicyjny, opcji ma niewiele, a pochowano je w sposób nad wyraz złośliwy, upierając się chyba przy narzuceniu prostemu edytorowi tekstu własnego nazewnictwa - zamiast tego używanego od lat. Same dokumenty tekstowe często znajdujące się w zbiorach Google Drive również często trudno było edytować z pułapu tradycyjnego, pulpitowego edytora.
Te wszystkie uwagi, zażalenia, wątpliwości przekreśla właśnie pakiet Office Web Apps. Microsoft narobił tych pakietów tyle, że powoli sam już zaczynam się w tym gubić. Najważniejszy jest jednak bohater dzisiejszej notki. Przede wszystkim dlatego, że podobnie jak Google Docs, jest darmowy.
W ogromnej mierze aplikacje bazują na bazie tego, do czego przyzwyczaił nas stacjonarny Word, Excel czy PowerPoint - to tak naprawdę te same programy przeniesione na pole internetowej przeglądarki. W związku z tym kompatybilność między plikami utworzonymi w ramach tradycyjnego Office'a czy nawet OpenOffice'a jest idealna. Pliki utworzone za pomocą Web Apps zdecydowanie łatwiej też otwierać za pomocą standardowych edytorów desktopowych. I to zarówno poprzez naprawdę banalnie proste zapisywanie ich na dysk, jak i udaną współpracę ze SkyDrive.
Ja mam z tym wszystkim tylko jeden poważny problem i myślę, że jest to problem bardzo powszechny także wśród naszych czytelników. Choć Microsoft stworzył niewątpliwie lepiej pomyślany pakiet biurowy działający w chmurze, a i zarówno Dropbox, jak i znów microsoftowski SkyDrive są chyba troszkę lepsze też od Google Drive, któremu brakuje wciąż kilku kluczowych funkcji i gigabajtów, tak osobiście nie potrafię się przekonać do usługi pocztowej - Outlook.
Gmail jest narzędziem, do którego jestem przyzwyczajony i który bardziej mi odpowiada od nowego, mocno odświeżonego Hotmaila. Moim zdaniem cały ambaras polega na tym, żeby wszystko mieć w jednym miejscu i możliwie dobrze ze sobą sprzężone. W tej sytuacji rodzi się potężny dylemat - świetny pakiet biurowy i tylko średniak od Google'a czy rewelacyjny Gmail i tylko niezły Outlook. Ja na razie chyba postaram się jakoś rozdzielić swoje narzędzia, ale nie zdziwiłbym się, gdyby Microsoftowi udało się przekonać do siebie kilku fanów Gmaila właśnie dzięki SkyDrive i Web Apps.