REKLAMA

Onet, Joanna D'Arc i pewien tekst

Głupie informacje prasowe rzadko zasługują na uwagę - brak jakiejkolwiek reakcji na nie jest największą karą dla twórcy, który często musi potem wylegitymować się skutecznością kampanii. Czasem głupie informacje prasowe nie mogą być inne, bo sam temat jest tak głupi, że wymaga utrzymania poziomu.

Onet i Joanna D'Arc
REKLAMA

Czasem jednak zdarza się, ze głupia informacja i głupi temat idą w parze z hołdowaniem głupim stereotypom. Wojujące feministki pewnie odebrałyby dzisiejszą informację prasową od Onetu o uruchomieniu Strefy Gier dla kobiet jako obrazę, obelgę, zamach na równouprawnienie (którego i tak podobno nie ma) i kwintesencję ZUA. Mnie jednak rozbawiła, chociaż nie rozumiem dlaczego Strefa Dzieci podpina się pod Strefę Gier. Albo mężczyźni nie miewają dzieci, albo dzieci nie zasługują na własną kategorię, nie wiem.

REKLAMA

Onecie, wstydź się - wybór gier jest głupawy (słowo-klucz) i opiera się na grach famerskich, hodowaniu (zwierzątka, roślinki, bohateró marnych gier pseudofantasy) oraz przebierankach tworzonych dla dzieci w wieku lat 5-7 Jedyne,co mnie zainteresowało to Need For Speed. Jednak na pewno nie będę poruszać się po tym dosyć przejrzystym, ale cukierkowym interfejsie hołdującym przeświadczeniu, że jest “kobiecy”.

Nie ma sensu pisanie, że kobiety to przecież też “poważni” gracze, bo do kogo miało dotrzeć to dotarło, do kogo nie dotarło pewnie nigdy już nie dotrze. Sprawa Onetu dała mi jednak trochę do myślenia, a potem wydarzyły się jeszcze dwie rzeczy.

Szef Szefów, Przemysław Pająk, zlecił blogerom napisanie krótkich notek biograficznych w luźnym, zabawnym stylu. Nie jestem fanką takowych, bo gdy wchodzę na stronę “o autorze” to oczekuję konkretów, a nie zabawnych-albo-i-nie tekstów tekścików. Przemek napisał więc notkę za mnie. “Ewa Lalik - Joanna D'Arc polskiego internetu piszącego o technologiach” - tak zaczynała się pierwsza jej wersja. Gdy zaprotestowałam, bo postać Joanny D’Arc z różnych powodów nie jest dla mnie ani miła, ani imponująca, a porównanie do niej lekko mnie niesmaczny, zmienił D'Arc na Żelazną Damę, czyli Margaret Thatcher.

joanna darc

Z deszczu pod rynnę, ale uderzyło mnie jedno: nawet moi współpracownicy postrzegają mnie w obrębie pewnych ścisłych ram i szukając porównań ograniczają się wyłącznie do kobiet-ikon. Miłe, jednak intrygująco-niepokojące.

Nie to żebym chciała zostać mężczyzną, kompletnie nie. Panowie też miewają problemy ze zamykaniem w stereotypach. Chodzi mi jednak o to, jak bardzo panowie, moi współpracownicy, patrzą na mnie przede wszystkim przez pryzmat tego, że jestem kobietą. Ewa Lalik - kobieta-blogerka-redaktor prowadząca. Kobieta zawsze będzie na pierwszym miejscu, mimo że przecież w pracy poruszamy się po takich samych terenach, a moja płeć w zasadzie nie ma żadnego znaczenia w tych relacjach. Tak - z racji tego, że jestem kobietą różnię się, tak jak różnią się sposoby myślenia i postrzegania świata przez kobiety i mężczyzn. Nie miałam jednak pojęcia, że jestem zamknięta w tych ramach aż do takiego stopnia.

Uderzyło mnie też, że tylko jeden z blogerów Spider’s Web zrozumiał, dlaczego tak bardzo nie chcę, by w notce bio widniało porównanie do Joanny D’Arc, zwanej także Dziewicą Orleańską. Wiedziona ponad dwuletnim doświadczeniem zobaczyłam oczyma wyobraźni wysyp głupkowatych komentarzy na temat tego, że “hahahahaha, dziewica, stos, na stos ją!” i inne tego typu wesołej twórczości internetowych frustratów. Jasne, nie powinniśmy dawać im forów, ale to naprawdę bywa czasami męczące i lepiej głupszemu ustąpić.

Obserwując komentarze i internet widzę, że moi męscy współpracownicy borykają się z trollami i hejterami, jednak między mną a nimi jest podstawowa różnica. O ile oni zbierają głupie komentarze typu “nie znasz się/jesteś głupi/bierzesz pieniądze”, o tyle ja zbieram takie plus do tego kolejną dawkę debilnych komentarzy wynikających z tego, że jestem kobietą. Najczęściej są to teksty o tym, bym wracała do kuchni, że pewnie jestem brzydka, że żaden facet mnie nie chciał, że...

Często jest o wiele ostrzej i niewybredniej. Tego jak frustrujące są takowe durnowate teksty dzień w dzień od ponad dwóch lat nie zrozumie żaden mężczyzna. Hejterzy celują w istotę mojego ja - czyli w to, że jestem kobietą - próbując wykorzystać kobiecość do obniżenia wartości mojej pracy. Słabe to, pełne frustracji i problemów, ale czasem boli lub denerwuje.

Wpadł mi ostatnio w przeglądarkę fajny tekst o pewnej akcji. Samej akcji nie popieram, ale niektóre tezy postawione w tekście są celne. Dotyczą tego jak kobieta musi odnajdywać się w branży zdominowanej przez mężczyzn. U autorki jest to pisanie o grach. Przeczytajcie zwłaszcza część zaczynającą się od tych akapitów:

REKLAMA

Mam to samo, chociaż pewnie w o wiele mniejszym stopniu. O ile za granicą blogerek technologicznych jest o więcej (chociaż wciąż niezbyt wiele), o tyle w Polsce nie dość, że branża jest malutka, to kobiety nie potrafią przebić się do głównego nurtu. Jeśli już to zrobią, to mają kilka sposobów na radzenia sobie z presją - zamykanie się w czterech ścianach czy robienie show typowo dla panów, z wykorzystywaniem kobiecości jako głównego atutu. Jednak mało która mówi o tym, że bywa po prostu do bani. W końcu scena mała.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA