Cena Surface Pro nie jest wysoka. To raczej problem Microsoftu z nieodpowiednią komunikacją
Po ujawnieniu przez Microsoft cen Surface’a Pro długo zastanawiałam się, czy 900 dolarów to mało czy dużo. Wiele osób krytykowało cenę mówiąc, że z iPadem nie powalczy, rzadsze głosy o tym, że Surface Pro to nie tablet, a Ultrabook z funkcją tabletu gdzieś znikały. Co z tą ceną Pro? Warto czy nie?
Surface Pro to z pewnością nie jest konkurencja iPada. Jeśli już tak bardzo chcemy porównywać sprzęt Microsoftu z iPadem, to powinniśmy porównywać Surface’a z Windowsem RT, który jest mocno mobilnym sprzętem. Pro to całkiem inna bajka.
Za owe 900 lub 1000 dolarów nabywcy Surface’a Pro otrzymają komputer, nie tablet, który potrafi uruchomić programy, których używaliśmy na innych komputerach z Windowsem 8 czy wcześniejszymi. Dostaniemy pulpit, i5, 4GB RAMu, Intel HD 4000, dwie kamery 720p, USB 3.0, ekran 10,6 z rozdzielczością FullHD, żyroskop, dysk SSD i jeszcze więcej, całość zamknięta w obudowie tabletu, ważąca około 1 kilograma. Sprzętowa specyfikacja w wielu punktach jest taka sama, jak komputera, z którego piszę ten tekst, a w wielu miejscach nawet lepsza. Ceny Ultrabooka z którego piszę zaczynają się od 1150 dolarów i rosną w zależności od specyfikacji.
Surface Pro to nie tablet. Zamiast z iPadem, który pod względem systemu i możliwości pozycjonuje się w całkiem innym miejscu tak, że ciężko go porównywać, Surface’a Pro powinniśmy zestawiać z innymi sprzętami z Windowsem 8, z dotykowym ekranem i najlepiej z opcjonalną klawiaturą. Problemem jest mnogość takich urządzeń, a raczej chaos panujący w ofertach producentów. Każdy ma własne portfolio z wieloma modelami, działające pod kontrolą różnych układów, tak więc nawet jeśli znajdzie się podobne pod względem budowy, to okazuje się, że zamiast i5 ma ono Atoma... Sufrace Pro to najbardziej rozpoznawalny przedstawiciel swojej kategorii, pewnie dlatego jemu obrywa się najbardziej.
Czy 900 dolarów to dużo wobec 500 dolarów za iPada? Wystarczy porównać możliwości: Pro można podłączyć do urządzeń peryferyjnych, monitorów i klawiatur i uruchomić na nim np. Photoshopa do podstawowych zadań i pracować jak na komputerze. Potem można zabrać go w podróż i korzystać jak z tabletu dzięki aplikacjom Modern UI, a finalnie dokupić klawiaturę i zrobić sobie prawie-notebooka. iPada ogranicza iOS, i chociaż też można go podłączyć do ekranu, to pod względem funkcjonalności w kontekście pracy nie ma porównania.
Microsoft zrobił jednak błąd, bo nie potrafi wciąż pokazać, czym jest Surface Pro. Mówiąc szczerze sama zastanawiałam się nad jego kupnem, ale nie jestem przekonana czy chcę mieć komputer, który gdy doczepię do niego klawiaturę, mogę trzymać tylko w jednej pozycji i to z przeważającym ekranem, i który domyślnie nie ma w zestawie nawet dotykowej klawiatury. Bardziej odpowiadałoby mi mocowanie takie, jak w HP Envy X2, który jednak ma Atoma i jest za duży... I takie problemy będą mieli klienci wybierający sprzęt dla siebie.
Microsoft popełnił sporo błędów w komunikacji, choćby przez wspomniany brak klawiatury w domyślnym zestawie Surface Pro i zbyt mały nacisk na pokazanie zalet “prawdziwego” komputera, przez co Pro porównywany jest teraz z iPadem. To nie wina klientów, oni oceniają to, co widzą na pierwszy rzut oka. A na pierwszy rzut oka Surface Pro to tablet... Faktycznie, ciężko jasno i prosto pokazać jego zalety.
Mimo wszystko cena Surface Pro nie jest ani śmieszna, ani tragicznie wysoka. Wręcz odwrotnie - w porównaniu do np. Ultrabooków może być nawet atrakcyjna. Szkoda tylko, że samemu urządzeniu trochę brakuje. Pro jest za ciężki i za gruby na tablet, nie ma oryginalnej klawiatury i mechanizmu mocowania robiącego z niego Ultrabooka. I dlatego nie dziwi, że nawet dziennikarze i blogerzy mylą kategorie.