REKLAMA

Pan moot, twórca 4chana, zdurniał do reszty

Chris „moot” Poole najwyraźniej nie jest już wierny ideałom, które sam wypromował. Absolutna wolność słowa i przekazu, jaką lansował poprzez 4Chana, kłóci się z poczynaniami reprezentujących go prawników. Woda sodowa?

21.11.2012 13.35
Założyciel 4Chan chce pozwać Moot.it
REKLAMA

„moot” to gość cztery lata ode mnie młodszy, który mi niesamowicie imponuje. Urodził się w 1988 roku, jest amerykańskim przedsiębiorcą, znany z założenia portali Canvas i 4chan. Ten drugi to jedno z najciekawszych zjawisk w Internecie. To przykład absolutnej, totalnej anarchii, która nie jest ograniczona żadnymi granicami. To też miejsce, w którym powstały takie grupy, jak Anonimowi czy LulzSec.

REKLAMA

4chan w praktyce nie ma żadnego regulaminu ani zasad. To forum obrazkowe, na które można wrzucać co się tylko podoba. Głębokie przemyślenia? Odkrycia naukowe? Śmieszne kotki? Cycki? Przemoc? Zdjęcia pięknych krajobrazów? A może dziecięca pornografia? Wszystko to jest na 4chanie dozwolone. Sam portal zapewnia pełną anonimowość. I „pełną” jest tu traktowane bardzo dosłownie. Użytkownicy nie są identyfikowani nie tylko po jakimkolwiek koncie, ale nawet nie mogą mieć nicka, numeru IP czy jakiegokolwiek innego identyfikatora. Jest tylko post, w którym można wkleić obrazek i / lub tekst. Nie tylko nie jest możliwym ustalenie tożsamości autora postu lub tematu, ale nawet czy kolejny post należy do tej samej, czy też już do innej osoby.

4Chan spowodował, że moot stał się internetowym celebrytą. To prawdziwy symbol wolności w Internecie. To też zdecydowanie nie jest miejsce dla wrażliwych i stanowczo nie dla niepełnoletnich. To również niesamowite studium społeczności opartej na totalnej anarchii. A ta przyciąga jak magnes. Na 4Chanie znajdziemy zarówno chore zdjęcia typu gore jak i przepiękne wiersze, napisane przez anonimowego autora, które nie tylko nie są dostępne nigdzie indziej (bo autor jest członkiem społeczności 4Chana), ale też szybko przepadają w niebyt. Nieodświeżane wątki na forum są błyskawicznie usuwane z uwagi na niesamowity ruch, jaki panuje na forum. Pomaga to też obronić się przed służbami federalnymi, które nie są w stanie zareagować na czas w razie poważnych nadużyć, które zresztą dzieją się tam na porządku dziennym. Nie jest niczym dziwnym, jak dwóch (lub więcej? trudno powiedzieć…) profesorów wymienia poglądy na temat fizyki kwantowej a w temacie tuż obok panuje kłótnia o to, które porno z fistingiem jest najlepsze.

moot jest kochany przez społeczność /b/ (tak w skrócie nazywane jest najciekawsze podforum), właśnie za zapewnienie takiego miejsca. Za wolność i anarchię. Tymczasem sam moot najwyraźniej nieco zachłysnął się swoją sławą. Prawnicy reprezentujący Poole’a wysłali pismo do startupu Moot.it, informujące, że pseudonim moot jest już „zajęty”, jest też „jednoznacznie kojarzony przez internautów z Chrisem Poolem”. Prawnicy „uprzejmie sugerują” zmianę nazwy witryny Moot.it. W przeciwnym razie „pan Poole będzie musiał rozważyć wszystkie możliwe drogi rozwiązania sprawy”. Czytaj: proces sądowy.

REKLAMA

Problem w tym, że moot to nie jest nazwa wymyślona przez Poole’a. To zwykłe słowo. Po staroangielsku oznacza to „spotkanie”. Działalność jak najbardziej zbieżną z tym, co planuje Moot.it. Pan Poole nie tylko działa wbrew wizerunkowi, który uczynił z niego znaną personę, ale też robi to w dość głupi sposób. To rozczarowujące… szkoda.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA