REKLAMA

Miłosz Bolechowski: à propos piątku #25

Cotygodniowa porcja linków do nowych/ładnych/ciekawych aplikacji dla iOS i OS X, produktów godnych polecenia i artykułów, wartych przeczytania.

Miłosz Bolechowski: à propos piątku #25
REKLAMA
REKLAMA

iA Writer Guide

Information Architects – twórcy wielokrotnie wspominanego tu edytora iA Writer – od samego początku powstania tej aplikacji szczycą się tym, że jest to produkt tak prosty, że nie wymaga żadnej instrukcji. Wbrew temu, prawdopodobnie dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z iA Writer, stworzyli *wprowadzenie*, w którym zawarli ideę, stojącą za powstaniem tej aplikacji, wszystkie jej możliwości oraz listę skrótów klawiszowych (a także kilka trików, w tym i tzw. „tryb nocny”, z którego czasem korzystam, choć nie przepadam za kolorem karety w nim).

Od teraz link do tej właśnie strony będę wysyłał wszystkim, którym przyjdzie mi polecać ten minimalistyczny (nie tylko w formie) edytor.

Start

Jakiś czas temu napisałem, że nie korzystam z żadnych budzików/timerów/stoperów/zegarków dostępnych w App Store. Ten systemowy w zupełności mi wystarcza. Gdy jednak zobaczyłem zrzuty ekranu i stronę aplikacji Start, nie mogłem się oprzeć.

Z jednej strony jest to z pewnością produkt, który ma potencjał – obsługa gestami, (dość) dopracowane wzornictwo i możliwość uruchomienia innej aplikacji bezpośrednio po wyłączeniu budzika mogą zaciekawić potencjalnego użytkownika.

Z drugiej jednak, jest to – jak na mój gust – nieco zbyt wcześnie wydana aplikacja. Brakuje jej choćby podstawowej opcji powtarzalnych budzików (codziennie trzeba pamiętać, żeby go aktywować). Domyślnie zainstalowane dźwięki z kolei, wydają się być nie z tego świata i, choć aplikacja posiada możliwość wyboru muzyki jako budzika, to i tak po jej wyborze, aktywując budzik, odgrywa domyślny dźwięk, a wybrany utwór włącza się dopiero po wyłączeniu budzika. Nie wiem czy to bug czy to feature. Nie do końca też rozumiem ideę umieszczenia w nim stopera; nijak mi on tu nie pasuje. Najśmieszniejsze co mnie jednak spotkało, używając tej aplikacji, to fakt, że nie jest ona w stanie uaktywnić dźwięku, gdy włączony jest tryb Do Not Disturb. W moim telefonie ustawiany jest on automatycznie między 22:00 a 6:00 – budzik ustawiony na 5:00 nie włączył mi się w ogóle.

Mimo wszystko, uważam Start – z tymi jej kółkami, odliczającymi czas – za co najmniej ciekawą aplikację.

→ Start – 0,89 €

Fantastical for iPhone

Stworzenie dobrego kalendarza, mieszczącego się na niewielkim ekranie telefonu, to nie lada wyczyn. Prawdopodobnie właśnie dlatego jeszcze nikomu nie udało się w pełni osiągnąć tego celu. Na stan obecnych aplikacji narzekałem już wielokrotnie, próbując wielu z nich. I to nie dlatego, że jestem szalenie wymagający, jeśli chodzi o funkcjonalność. Szukam po prostu takiej, której twórcy rozumieją, w jakich sytuacjach i w jakim celu korzysta się z kalendarza w telefonie. Jak dotąd, najlepszą z istniejących, okazała się Calvetica, z której – z małymi przerwami – korzystam od ponad półtora roku. „Najlepsza” wcale nie oznacza jednak, że jest dobra, dlatego nieustannie śledzę nowe aplikacje z tej kategorii. W oczekiwaniu na iPlan for iPhone (którego dużej wersji używam na iPadzie, a która prawdopodobnie ukaże się 10 grudnia), z którym wiążę spore nadzieje, doczekałem się Fantastical for iPhone, który wczoraj miał swoją premierę w App Store.

Fantastical na Maku używam niemal od momentu jej powstania, w duecie z BusyCal. Ten pierwszy – dzięki wbudowanemu algorytmowi parsowania wpisywanego tekstu potrafi samodzielnie utworzyć wydarzenie, które zostało do niego wpisane ludzkim językiem – znakomicie sprawdza się jako narzędzie do wpisywania wydarzeń, natomiast BusyCal – do ich przeglądu/modyfikacji.

Wersja na iPhone'a skupia się na podobnej idei. Tworzenie nowych wydarzeń jest tak proste i szybkie, że aż przyjemne (używa tego samego parsera, co wersja na Maka). Kolejne wpisywane słowa zostają automatycznie umieszczane w odpowiednich polach opcji wydarzenia, w trakcie ich wpisywania (!), a cały ten proces „okraszony” jest atrakcyjną dla oka animacją.

Dodane wcześniej wydarzenia (Fantastical korzysta z systemowego kalendarza i jego opcji synchronizacji, więc już przy pierwszym uruchomieniu wyświetli wszystkie istniejące wydarzenia) wyświetlane są w widoku, nazwanym przez twórców Day Ticker, któremu nie sposób odmówić uroku. Bo choć jest w nim spora dawka skeumorfizmu, to jest on usprawiedliwiony intuicyjnością, jaką wprowadza. Sam Day Ticker to pozioma linia czasu, wyświetlająca jednocześnie pięć dni (dwa poprzednie, dziś i dwa kolejne) z „wirtualnym szkłem powiększającym” na środku oraz listą wydarzeń z danych dni poniżej. Przewijanie odbywa się na jeden z dwóch sposobów – albo przewija się listę zadań (w dół lub do góry), albo daty (w lewo lub w prawo) – przy czym przewijanie to jest zsynchronizowane. Nie jestem przekonany do trafności tego pomysłu – bez względu na to, co się robi, wyświetlany obraz zmienia się w dwóch płaszczyznach, przez co użytkownik może czuć się skonfundowany.

Podobne wrażenie budzi gest przełączenia się między Day Ticker a widokiem całego miesiąca, który polega na przeciągnięciu dat w dół, żeby odkryć miesiąc, ale żeby go schować nie przeciąga się go do góry, tylko ...ponownie w dół (jeśli ktoś używał wcześniej Calvetiki, będzie miał problem z przyzwyczajeniem się). Tym bardziej, że między jednym a drugim wydokiem, wyświetla się jeszcze pole wyszukiwania, więc żeby dostać się do niego, należy niejako uczynić „pół gestu” przełączania. Za dziwne uważam także to, że w widoku miesięcznym lista wydarzeń pod kalendarzem, obejmuje tylko jeden, aktualnie zaznaczony dzień, bez możliwości przewijania jej w dół czy w górę.

Najbardziej brakuje mi w nim jednak widoku poziomego, będącego wizualnym przedstawieniem „zajętości” danego dnia. W moim przypadku, najczęściej korzystam z kalendarza właśnie w sytuacji, gdy jestem pytany czy np. zdołam zająć się czymś w przyszłym tygodniu. Uruchamiam wtedy BusyCal na Maku i dzięki takiemu widokowi wiem od razu czy dam radę „wcisnąć” np. dwie godziny, jakie byłyby mi potrzebne na realizację danego zadania, czy nie:

Calvetica pozwalała na sprawdzenie tego w podobny sposób (choć nie wiedzieć czemu wyświetlała całe 24 godziny, bez możliwości zmiany tej wartości ani bez możliwości przewijania tego obrazu w pionie, przez co zawsze część była pusta – spać kiedyś człowiek musi):

W Fantastical, w Day Ticker pod każdą datą wyświetla się tylko miniaturka takiego widoku, która pełni raczej funkcję dekoracyjną aniżeli użyteczną.

Gdybym jeszcze miał się do czegoś przyczepić, to byłby to brak wsparcia dla Notification Center – miło by było zobaczyć w nim wydarzenia nie z systemowego kalendarza, a właśnie z Fantastical (tak, to są te same wydarzenia, ale kliknięcie na jedno z nich w Notification Center przeniesie Cię do systemowego kalendarza). Brak obsługi zadań w żaden sposób mnie nie dotyczy, podobnie jak brak polskiego języka.

Jest za to jedna rzecz, która całkowicie przekonała mnie do usunięcia Calvetiki i pozostania tylko przy Fantastical już po godzinie od instalacji. Jest nią wsparcie dla systemowych adresów url, dzięki któremu – za pomocą Launch Center Pro – mogę dodawać wydarzenia na podstawie wcześniej ustalonych schematów, co sprawia, że jest to szybsze i wygodniejsze niż kiedykolwiek.

Podsumowując; Fantastical – w zakresie iPhone'owego kalendarza – poprawia wiele, choć jeszcze nie wszystko. Mimo to, nie tylko nie mogę go nie polecić (zwłaszcza, że w pierwszych dniach jest w promocji – 50% taniej), lecz także nie mogę doczekać się aplikacji, będącej zamiennikiem systemowej (OS X) książki adresowej, nad którą pracą zostały przerwane, gdy twórcy wpadli na pomysł stworzenia Fantastical dla iPhone'a.

iTunes 11

Przed kilkunastoma godzinami miała też miejsce (przełożona o miesiąc) premiera długo oczekiwanego iTunes 11 – systemowego magazynu mediów. Jako, że właśnie taką pełni u mnie funkcję, zarządzając raczej sporą biblioteką, od czasu jego prezentacji podczas jednej z konferencji, bardzo byłem ciekaw, jak iTunes 11 sprawdzi się w praktyce.

Przy pierwszym uruchomieniu, w oczy rzuca się nowa ikona, która już bardziej niebieska nie mogła być (o co chodzi z tymi niebieskimi ikonami? To jest rezultat jakiś badań psychologicznych? Chętniej klikamy w niebieskie? Zupełnie nie rozumiem).

Druga rzecz – którą widzieliśmy już podczas prezentacji – to fakt, że iTunes nie wygląda już jak Excel, a wreszcie jak biblioteka mediów i to bez zbędnych elementów skeumorficznych. Aż chce się w nim klikać.

Mini Player z kolei, sprawia, że częściej będę minimalizował iTunes właśnie do tej formy niż zostawiał go w trybie pełnoekranowym w innej przestrzeni, jak zwykłem to robić do tej pory. To małe okienko jest bowiem wizualnym i funkcjonalnym majstersztykiem.

Istnieje jednak wiele dowodów na to, że nie jest to produkt kompletny – w ciągu pierwszego kwadransa natrafiłem na co najmniej kilka z nich. Mini Player czasem wyświetla przyciski, nawet, gdy kursor wcale się nad nim nie znajduje, a lista Up Next (choć to znakomita rzecz), nie lubi się aktualizować, więc wyświetla na przykład takie coś:

Nie rozumiem też, dlaczego iTunes 11 nadal nie wyświetla książek – wiem, że nie takie są jego założenia, ale nie rozumiem dlaczego – skoro iTunes także nimi zarządza – Apple zdecydowało się na komunikat o błędzie za każdym razem, gdy klikniemy w okładkę książki. Z perspektywy user experience nie jest to ciekawe doświadczenie. Dlaczego iTunes nie mógłby mieć wbudowanej obsługi ePub, choć w na tyle podstawowym zakresie, żeby kliknięcie w okładkę książki wyświetlało jej spis treści? Ach, nadal nie ma też możliwości na stworzenie playlisty, zawierającej najczęściej słuchane albumy.

Używając nowego iTunes, mam wrażenie, że jest to tylko odświeżona skórka – wizualna nakładka na starszą wersję, wzbogacona o lepszą współpracę z chmurą. Mimo to, bardzo mi się iTunes 11 podoba i myślę, że wreszcie nadeszła dla mnie pora na uruchomienie usługi iTunes Match (po uprzednim wybraniu tej części biblioteki, która powinna się tam znaleźć, bo limitem jest 25000 utworów).

Razem z iTunes 11, pojawiła się nowa wersja iOSowego pilota do niego – Remote 3.0, który wygląda równie dobrze:

Viewport Resizer

Projektując responsywne strony internetowe, korzystam z własnego makra dla Keyboard Maestro, za pomocą skrótów klawiszowych zmieniam szerokość okna przeglądarki. Znalazłem jednak inne narzędzie, które robi to samo w bardzo elegancki sposób:

Wystarczy przeciągnąć bookmarklet na pasek ulubionych w Safari (podejrzewam, że w innych przeglądarkach wygląda to podobnie), w którym – przypomnę – pierwsze dziesięć zakładek można uruchamiać za pomocą skrótu ⌘+x, gdzie x jest cyfrą od 1 do 0. Twórca bookmarkletu zbudował także narzędzie, pozwalające na personalizację Viewport Resizera. Polecam.

Olympus 17/1.8

Odkąd w mojej szafce z obiektywami pojawił się canonowski naleśnik, praktycznie przestałem rozglądać się za alternatywami. Nie śledzę już nowości na bieżąco, przez co z poniższą informacją jestem dość spóźniony.

Olympus, który ostatnimi czasy – zwłaszcza w odniesieniu do obiektywów – wydaje mi się najciekawszym graczem wśród bezlusterkowej gromady, zapowiedział wydanie nowego obiektywu – 17/1.8 (będącego odpowiednikiem – moich ulubionych – pełnoklatkowych 35mm w systemie mikro 4/3), który trafi do sprzedaży w grudniu. Opisy pierwszych wrażeń pozwalają sądzić, że będzie to równie dobre szkło, jak wcześniejszy 12/2.0 czy 45/1.8 (75/1.8 też jest ponoć znakomity, ale dla mnie to już za długa ogniskowa). Jestem więc jeszcze bardziej chętny, by przestestować (początkowo skazanego na stracenie) Olympusa OM-D EM-5 z którymś z powyższych obiektywów (a najlepiej z wszystkimi trzema). Gdyby tylko ktoś z polskiego oddziału Olympusa zechciał odpowiedzieć na mail blogera.

Illy Y1.1 Touch Iperespresso

Każdy, kto widział chociażby ostatni *odcinek* cyklu à propos piątku domyśla się, że nie jestem fanem ekspresów kapsułkowych – nawet, jeśli kawa z niektórych z nich jest w porządku, to całkowicie kłóci się tą z moją filozofią przyrządzania filiżanki espresso. Niemniej jednak, odświeżona wersja ekspresu Illy Y1 (zaprezentowanego w 2010 roku!) zrobiła na mnie spore wrażenie:

Wygląda on na świetnie zaprojektowane urządzenie (zwłaszcza gdyby pozbawiony był symbolu tego kwiata na płycie głównej). We własnej kuchni prawdopodobnie bym go nie postawił, ale w biurze/pracowni już chętnie.

Apple iPad mini vs. Microsoft Surface

Podczas prezentacji iPada mini wyświetlono reklamę, którą uznałem za genialną w swojej prostocie. Zainspirowała ona jednak innych twórców do stworzenia jej parodii. Większość z nich była zwyczajnie słaba, ale oglądając poniższą, zaśmiałem się w głos (między innymi dlatego, że miałem ustawiony wysoki poziom głośności, co i Wam polecam):

Humanæ

Humanæ to wyjątkowy projekt. Jego autorka dąży do skatalogowania wszystkich odcieni ludzkiej skóry, które przyporządkowuje kolorom z palety PANTONE®:

Całość wygląda to niesamowicie, a dodatkowo – przynajmniej w moim przypadku – pełni funkcję użyteczną. Gdy następnym razem klient poprosi mnie, żeby jakiś element w projekcie miał „kolor skóry”, prześlę mu ten link.

Cheetahs On The Edge

Twórcy, stojący za National Geographic, sfilmowali biegnącego geparda. Nie byłoby w tym prawdopodobnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że film został nakręcony z wózka poruszającego się równolegle do zwierzęcia oraz, że kamera, użyta do tego celu, rejestrowała obraz z prędkością 1200 klatek na sekundę.

Jeśli jest ktoś, na kim ten materiał nie robi wrażenia, powinien wytrzymać do końca, żeby zobaczyć zaplecze i ogrom przygotowań, jakie niesie za sobą realizacja takiego projektu.

The Browser You Loved To Hate

To się chyba nazywa zdrowy dystans:

Sugru

I na koniec jeszcze jedno wideo dla uśmiechu:

REKLAMA

Nawet nie wiedziałem, że taki produkt istnieje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA