REKLAMA

W sobotnim subiektywie: iPhone 5!

Dzisiaj bardzo subiektywnie i emocjonalnie - wielka premiera okiem użytkownika iZabawek wszelkiej maści, fana Apple kibicującego Windows Phone oraz hejtera Androida. Jeśli nie chcesz, nie czytaj dalej.

W sobotnim subiektywie: iPhone 5!
REKLAMA

Któż nie czekał na jesienną konferencję Apple? Obok najbardziej oczekiwanej premiery roku po prostu nie można było przejść obojętnie - entuzjaści nowinek technologicznych i użytkownicy telefonów innych marek byli bardzo ciekawi, co nowego zaserwuje firma z Cupertino, a użytkownicy iPhone’ów czekali na produkt, który potencjalnie może zastąpić ich dotychczasowy telefon.

REKLAMA

Oczekiwań było dużo. Oj, bardzo dużo. Ludzie oczekiwali rewolucji na miarę smartfona zaprezentowanego przez Apple w 2007 roku. Fakt ten potęgowała poprzednia premiera - iPhone 4S nie wniósł wiele, a po cichu mówiło się, że firma rozgrzewa się przed premierą piątki i dopiero tam pokaże, na co ją stać. Wątpliwości budziło jednak mnóstwo przecieków - domniemany wygląd i większość funkcji nowego urządzenia znaliśmy ponad miesiąc przed oficjalną premierą, nie został on w dodatku przyjęty entuzjastycznie. To wszystko sprawiło, że gdy plotki te się potwierdziły, to w połączeniu z gigantycznymi oczekiwaniami, premiera nowego iPhone’a 5 została okrzyknięta „końcem Apple”, a sam telefon wyśmiany. Czy słusznie?

Nie jestem fanem nowego telefonu od bardzo lubianej przeze mnie firmy. Błąd - nie byłem. iPhone, który wyciekł do sieci nie podobał mi się, a oficjalną prezentację wyłączyłem po chwili bez cienia zainteresowania - skoro to wszystko wiedziałem już wcześniej, a w dodatku jest to słabe w porównaniu do tego, co oferuje konkurencja (świetny Galaxy S III Samsunga, innowacyjne nowe Nokie Lumie), to po co marnować czas na konferencję?

Może dałem się kupić, może marketing Apple działa na mnie tak, jak oni chcieliby, aby działał, ale drastycznie zmieniło się moje podejście do nowego iPhone’a po obejrzeniu zdjęć wysokiej jakości i obejrzeniu materiałów promocyjnych. Ten telefon jest po prostu piękny, mógłbym go kupić tylko po to, aby sobie na niego popatrzeć. Co jednak ważniejsze, jest on bardzo podobny do mojego iPhone’a 4S, z którego jestem bardzo zadowolony. Podobny to w sumie złe słowo - udoskonala on to, co już do tej pory wydawało mi się świetne. Jest ładniejszy, szybszy, ma lepszy aparat, ekran - a już 4S był w każdej z tych kwestii bardzo dobrym sprzętem.

Duże wrażenie zrobiły na mnie również drop testy (testowanie wytrzymałości sprzętu poprzez zrzucenie ich z pewnej wysokości) nowego iPhone’a - pokazują one bowiem, że jest on niemal pancernym urządzeniem i nie jest wcale łatwo go uszkodzić. Ten argument bardzo do mnie trafia, a myślę, że użytkownicy bardzo kruchych iPhone’ów 4 i 4S mnie zrozumieją.

Podstawowym błędem, jaki popełniają testerzy, recenzenci i wszelkiej maści geekowie, jest porównywanie iPhone’a do telefonów innych firm. Bo Apple podąża własną ścieżką, nie patrzy na konkurencję i rozwija swój najważniejszy produkt według własnych wytycznych. Android i iOS są przeciwieństwami, korzystanie z nich różni się coraz bardziej, a użytkownicy jednej z platform mają coraz większe trudności z korzystaniem z drugiej. To inne filozofie oraz inne podejście do tego, co posiadany przez nas smartfon ma robić.

Sam keynote nakierowuje nas na myślenie firmy z Cupertino - Tim Cook i jego koledzy nie rozwodzili się nad nowym procesorem, technologią jego wykonania itd. Specyfikacja sprzętowa iPhone’a jest tak naprawdę jego najsłabszą stroną, jednak paradoksalnie nie czyni z niego złego telefonu - choć kiepsko wygląda na papierze, to działa równie dobrze (lub lepiej), co konkurencja. Powodem tego jest oczywiście system, pod którego kontrolą telefon pracuje. Siłą Apple jest zintegrowanie software’u i hardware’u tak, że ich telefon nie potrzebuje superprocesora, aby wynik końcowy był dla użytkownika zadowalający.

A skoro o systemie mowa, to grzechem byłoby nie wspomnieć o nowej, szóstej już odsłonie iOS.

Nowy jabłkowy system nie jest rewolucyjny. Obiera tę samą ścieżkę, co nowy iPhone - udoskonala to, co wszyscy świetnie znamy i lubimy. iOS6 sprawia więc, że telefon jest jeszcze dojrzalszy i bardziej dopracowany. Zmian widocznych gołym okiem nie jest dużo - kilka nowych niewielkich opcji, odświeżone sklepy i aplikacje, Passbook i budzące wiele kontrowersji mapy, będące wynikiem rozwodu Apple z Google. Nie ma się co na ten temat rozpisywać, wszystko na SpidersWeb zostało już powiedziane - zarówno o sensie Passbooka w naszym kraju, jak i szumnie okrzykniętym „MapGate”. Nowy iOS jest strasznie nudny, ale w żadnym wypadku nie jest zły - działa świetnie i nie sprawia problemów.

Choć w ostatecznym rozrachunku nowy iPhone bardzo mi się podoba, to jednak muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś więcej. Wierzyłem w innowacyjność Apple, a świetne produkty konkurencji powinny dać tej firmie dodatkową motywację. Porównując jabłkowego smartfona z nowymi Lumiami, czy choćby SGSIII, rzeczywiście wypada on blado. Jest nudny, wnosi niewiele i nie jest atrakcyjnym urządzeniem dla Androidowców czy użytkowników Windows Phone.

REKLAMA

Telefon od Apple zadowoli jednak dotychczasowych klientów tej firmy, a także zupełnie nowych użytkowników, którzy jako pierwszego smartfona wybiorą iPhone’a. Nadal jest on piękny, prosty w obsłudze, bezstresowy i idiotoodporny. Dla siebie nie widzę obecnie alternatywy - Windows Phone, choć bardzo ciekawy i ładny, wciąż jest zbyt ubogi w aplikacje, a Android po prostu nie jest systemem dla mnie - nie odpowiada mi jego filozofia i sposób działania. Nie można również zapomnieć o korzyściach płynących z posiadania wielu sprzętów Apple - bezproblemowa współpraca i synchronizacja sprawia niesamowitą radochę.

W sobotnim subiektywie to tyle. Subiektywu na pewno czytać łatwo nie było, ale taki już subiektyw jest. A jeśli ktoś chciałby mi zasponsorować nowego iPhone’a, to ja bardzo chętnie, a co.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA