Google Drive - miało być pięknie, jest słabo. SkyDrive na Androida podkreślił wady Google Drive
Google i jego Google Drive to pomyłka. Dysk chmurowy, na który cała branża czekała z przekonaniem, że wyznaczy nowe standardy i będzie naprawdę konkurencyjny, rozczarował. Na dodatek teraz, po pojawieniu się odświeżonego SkyDrive i aplikacji na Androida okazuje się, że Microsoft ma lepszy produkt niż Google na własnych, google’owskich platformach.
Mówię to z przykrością, bo jestem aktywną użytkowniczką bardziej usług Google’a, niż Microsoftu. W momencie ogłoszenia premiery Google Drive miałam nadzieję, że będzie w stanie zastąpić mi chociaż częściowo Ubuntu One i Dropboksa, przynajmniej do tych codziennych czynności. Niestety Google zamiast stworzyć prawdziwą chmurę do plików, wygodną przede wszystkim z poziomu webowego, ale i z aplikacji, rozwinął koncept Google Docs z niemal takim samym przedstawieniem plików, filozofią poruszania się po dysku itp. Nie ma też żadnych “killer-ficzerow”. Dla przykładu SkyDrive nawet w wersji webowej potrafi wybudzić zdalnie komputer, by zapewnić dostęp do pliku. Google Drive ma w webowej wersji tryb offline, a poza tym... Google Drive po prostu jest.
Nie wiadomo dokładnie, co zaszwankowało jest to raczej wypadkowa wielu rzeczy: wyglądu, funkcjonalności, kiepskiej aplikacji, słabej ergonomii, braku promocji i... mało konkurencyjnych cen.
Patrząc na rynek popularnych i dużych usług chmurowych, czyli tak naprawdę tylko kilku graczy, którym udało się wyjść poza środowisko osób zorientowanych, “geeków”, i które celują w masowego odbiorcę, to nie ma zbyt wielkiego wyboru. Mamy SkyDrive’a, Googe Drive i Dropboksa, który od dawna mocno się promuje. SugarSync,Box.net, Minus czy inne tego typu chmury jeśli są popularne, to raczej tylko dla wtajemniczonych.
Cenowo najlepiej wypada... SkyDrive. Za dodatkowe 100 gigabajtów na rok (celowo rozważam opcje 100 Gb, bo wydaje się najpopularniejsza i najbardziej optymalna dla przeciętnych użytkowników) zapłacimy 169 zł, czyli 1 GB kosztuje 1,69 zł.
Google Drive oferuje jednorazowe rozszerzenie pojemności o różnych wysokościach, jednak posiada w ofercie też 100 GB. Miesięcznie to koszt 4,99 dolara, czyli według przelicznika Google rocznie zapłacimy 199,99 zł (cena zmienia się wraz z wahaniami kursu. Koszt jednego GB na rok to więc 1,99 zł.
Dropbox jest najdroższy - rocznie za 100 GB zapłacimy aż 99,00 dolara, i tak ze zniżką (miesięcznie opłata wynosiłaby 9,99 dolara). Według tego samego konwertera walut wychodzi, że w złotówkach Dropboksowi zapłacimy 330.66 zł, czyli aż 3,6 zł za 1 GB. To ponad dwa razy drożej, niż w SkyDrive!
Oczywiście oprócz cen warto wziąć pod uwagę inne czynniki, takie jak możliwość zdobycia dodatkowej pojemności za polecenia (te system działa świetnie w Dropboksie), pojemność darmowa, podstawowa (5 GB w Google Drive, 2 w Dropboksie i 7 GB w SkyDrive), obecność aplikacji na wielu platformach, integracja z usługami czy systemami, ergonomia, dodatkowe funkcje...
I niestety porównując to wszystko okazuje się, ze Google Drive jest w miarę tani, ale nie najtańszy, nie ma wielu dodatkowych funkcji, nie jest zbyt wygodny, nie integruje się z sieciami społecznościowymi, kiepsko prezentuje pliki.... I to tyle zostało po rewolucji Google Drive.
Gdybym tylko była w stanie zaufać któremuś z tych trzech dostawców (moje wątpliwości dotyczą regulaminów, ale to sprawa na inny tekst) na tyle, by trzymać w ich chmurach więcej, niż tylko nic nie znaczące zdjęcia krajobrazów, to wybrałabym SkyDrive’a. Google Drive rozczarował, a to, że Microsoft zrobił lepszą aplikację dysku chmurowego na Androida niż sam Google przelewa czarę goryczy i świadczy chyba tylko o tym, że dla Google Drive jest daleko na liście priorytetów.