REKLAMA

Dobre treści to płatne treści

Zmierzch darmowych treści przestaje być mrzonką, a staje się faktem. Pisał o tym Przemek Pająk (bit.ly/GFdIg9), jeszcze wcześniej pisał o płatnych treściach Walter Isaacson (bit.ly/OE7be6). Płatną ścianę postawił Grzegorz Hajdarowicz (bit.ly/uNtTFw), a lada moment kurtyna zasłoni ponad czterdzieści serwisów (bit.ly/R6ojZa). To bardzo dobra wiadomość – wreszcie będzie można się pożegnać z fikcją internetowego „darmowego obiadu”, jakimi raczyli nas dostawcy treści przez ostatnie lata.

Dobre treści to płatne treści
REKLAMA

Fikcja ta polegała na próbie pogodzenia jakości z ilością. Jakość miały stanowić rzetelne redakcyjne materiały udostępniane w Internecie za darmo (np. teksty Gazety Wyborczej, linkowane z Gazeta.pl). Ilością był zaś wskaźnik odsłon i unikalnych użytkowników; ilość miała zaś wprost proporcjonalnie przekładać się na zyski z reklam, co pozwoliłoby pokryć koszty przedsięwzięcia. W teorii to działało, praktyka natomiast pokazała, że różowy obraz przyszłych zysków był ułudą, a w dobie spadających nakładów na reklamę (do czego przyczynił się kryzys ekonomiczny) i zwiększającej się odporności użytkowników na klikanie w bannery zyski nie pokrywały kosztów.

REKLAMA

W konsekwencji redakcje portali i podobnych serwisów zostały zmuszone do Kierkeegardoweskiego wyboru między jakością a ilością: albo dobre, ale płatne treści tworzone przez profesjonalistów, albo duża ilość taniej w produkcji i darmowej dla odbiorców treści różnej jakości. Ten dylemat nie jest niczym nowym, i w gruncie rzeczy stanowi przełożenie na grunt biznesowych wyborów dychotomii określonej przez Stewarta Branda: „Information Wants To Be Free. Information also wants to be expensive” (en.wikipedia.org/wiki/Information_wants_to_be_free).

Brandowska wolność informacji jest pochodną niezwykłej swobody dzielenia się i kopiowania danych w postaci cyfrowej., gdyż „the cost of getting it out is getting lower and lower all the time”. Podobnie określił to Richard Stallman: „By 'free' I am not referring to price, but rather to the freedom to copy the information and to adapt it to one's own uses” (www.cs.georgetown.edu/~denning/hackers/Hackers-NCSC.txt). Niestety, ta łatwość powielania informacji niesie ze sobą kilka negatywnych konsekwencji. Podstawowym problemem jest inflacja danych, która do nas docierają i które z różnym skutkiem próbujemy filtrować (bądź robią to za nas programu typu „curation”, takie jak Flipboard). W konsekwencji trudniej jest dotrzeć do oryginalnych materiałów, bo jako czytelnicy jesteśmy atakowani zewsząd takimi samymi newsami, co widać chociażby po przeróżnych serwisach technologicznych, których modus operandi polega w dużej mierze na kopiowaniu i/lub tłumaczenia cudzych materiałów i dodaniu chwytliwych nagłówków.

Zupełnym przeciwieństwem są teksty tradycyjnego dziennikarstwa, zwłaszcza reportażowego. Tutaj liczy się też dobre pióro i umiejętność porządnego, krytycznego opracowania zebranego materiału.. Niestety, to kosztowne podejście – wymaga rozbudowanej redakcji, dziennikarzy znających się na swoim fachu, korekty wyłapującej błędy językowe, a to wszystko kosztuje. Ale efektem tej pracy są chociażby takie perełki jak teksty Jacka Hugo-Badera (pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Hugo-Bader) w Gazecie Wyborczej.

REKLAMA

W tym miejscu pojawia się istotny wniosek – wysokie koszty tworzenia treści dobrej jakości nie dotyczą wydarzeń bieżących, newsów. Zgadzam się w tym względzie z L. Gordonem Crovitzem, który pisze: „It's true that much newspaper content, such as news from wire services, is not worth paying for in any medium” (online.wsj.com/article/SB123534987719744781.html). Kilkunastozdaniowe notki informacyjne o kolejnej bitwie na froncie wojny patentowej czy plotki o zbliżającej się premierze jakiegoś gadżetu nie niosą ze sobą takiej wartości, która byłaby przeliczalne na pieniądze, zwłaszcza w sytuacji, w której jest multum serwisów oferujących dokładnie takie same treści. Natomiast wartościowe informacje – takie, w których autor włożył dużo osobistej pracy – powinny być (o ile oczywiście autor sobie tego życzy) płatne. Crovitz pisze dalej: „The right information in today's complex economy and society can make a huge difference in our professional and personal lives. Not having this information can also make a big difference, especially if someone else does have it. And for valuable information, online is a great new way for it to be valued”.

Nie można wykluczyć, że mimo wszystko w internecie jest miejsce na treści zarazem darmowe i wysokiej klasy. Ale popularyzacja płatności za treści przywraca równowagę w przyrodzie – nie widzę racjonalnych argumentów za tym, by treść, której wytworzenie kosztowało (koszty te są pochodną wykształcenia, doświadczenia i selekcji autorów), musiałaby być „rozdawane” za darmo. Idąc po poradę do prawnika czy zamawiając projekt architektoniczny nikt rozsądny nie oczekuje, że nie zapłaci za wykonaną usługę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA