Microsoft kontra Motorola niczym bójka w piaskownicy
- Ten sąd zdaje sobie sprawę, że używany jest jako pionek w międzynarodowej wojnie przemysłowej i negocjacjach pokojowych – oświadczył sędzia James Robart, który zajmuje się sporem między Microsoftem a Motorolą w Stanach Zjednoczonych. Prawnicy mają dość Wielkiej Wojny Patentowej?
Dla tych, którzy przespali ostatnie kilka miesięcy, należy się kilka słów wstępu, by zrozumieć kontekst sytuacji. Od dłuższego czasu trwa Wielka Wojna Patentowa między gigantami elektroniki użytkowej. Wszyscy domagają się licencji za wszystko, wszyscy pozywają wszystkich o wszystko. Nie inaczej postąpiła Motorola, która obecnie jest przejmowana przez Google’a. Telekomunikacyjny gigant zażądał od Microsoftu opłaty licencyjnej w wysokości 2,25 procent wartości każdego sprzedanego produktu, który narusza jej patenty. Owe produkty to konsola Xbox oraz notebooki z systemem Windows. Microsoft przyznaje, że Motoroli należy się stosowna opłata, ale nie tak wysoka z uwagi na to, że to patenty, które należy wykorzystać, by pozostać zgodnym z przemysłowymi standardami. A te powinny być licencjonowane za minimalne stawki na niedyskryminujących warunkach. Motorola miałaby otrzymać cztery miliardy dolarów rocznie od Microsoftu. Ta nie chciała negocjować, więc Microsoft odpowiedział kontrpozwem.
Argumentacja Microsoftu póki co nie trafia do sędziów. Niemiecki sąd przyznał rację Motoroli i zakazał handlu produktami Xbox i Windows na terenie tego kraju. Jednak dopóki nie zakończy się proces w Stanach Zjednoczonych, blokada ta nie będzie mogła wejść w życie. Amerykańska Międzynarodowa Komisja Handlu również przyznała rację Motoroli. Od sierpnia, jeżeli Microsoft nic nie wymyśli, konsole Xbox nie będą mogły być importowane z Chin, gdzie są produkowane, do Stanów Zjednoczonych.
Sprawa jest poważna, chodzi tu o dziesiątki milionów dolarów, jednak to, co działo się jednak wczoraj w Sądzie Rejonowym w Seattle, według relacji dziennikarzy, przypominało bardziej kłótnię dwóch bachorów których próbuje rozdzielić osoba dorosła, niż dyskusję prawników reprezentujących prawdziwych gigantów rynkowych. Do tego stopnia, że sędzia James Robart prowadzący sprawę w pewnym momencie stracił cierpliwość.
- To oni to wszystko zaczęli! My tego nie zaczęliśmy. – krzyczała Jesse Jenner, prawniczka reprezentująca Motorolę. – Ten sąd zdaje sobie sprawę, że używany jest jako pionek w międzynarodowej wojnie przemysłowej i negocjacjach pokojowych. Cały ten spór to chęć zapewnienia sobie przewagi handlowej. Osoba postronna z łatwością dostrzega w obu stronach sporu bezwzględność, arogancję, a motywacją jest wasza pycha – odpowiedział sędzia Robart. Nie znam się na zwyczajach sądowych, zwłaszcza amerykańskich, ale wydaje mi się, że ta odpowiedź wykroczyła nieco kompetencje sędziego. Z drugiej jednak strony: w pełni go rozumiem.
Robart wygłosił też wstępną opinię, w której stwierdza, że… najkorzystniej będzie odrzucić wszystkie zarzuty obu stron. Nie oznacza to jednak, że spór został zażegnany. Strony mają zawrzeć ugodę. Jeżeli tego nie zrobią do 19 listopada, odbędzie się proces z udziałem ławy przysięgłych. Sędzia Robart, jak stwierdził, liczy na dobrą wolę obu stron. Dodał też, że koszty postępowania sądowego przekroczyły już budżet niejednego małego kraju. A to tylko jeden z wielu frontów Wielkiej Wojny Patentowej…