Klout i Klouchebag - narcystyczny raj kontra satyra
Klout to takie narzędzie do mierzenia swojego wpływu w internecie. Jak działają jego algorytmy tego nie wie do dzisiaj nikt prócz twórców. Klouta kochają niektórzy Amerykanie, bo dzięki wysokim wskaźnikom mogą dostawać darmowe prezenty od firm i marek; kochają go też twórcy imprez i inni usługodawcy, bo na podstawie punktcji z Klouta mogą prowadzić pseudoselekcję. Klout pokazuje świetnie jak media społecznościowe wkradły się do świata rzeczywistego i jak bardzo ludzie potrzebują mierzalnego wyznacznika swojej popularności. Klout to idealny przykład internetowego społecznościowego narcyzmu. To nic - jest Klouchebag! Klouchebag, czyli karykatura Klouta, która w zasadzie ma tyle samo sensu co oryginał.
Klout stał się zarazą internetu. Wprawdzie w Polsce jest jeszcze mało popularny, bo Twitter u nas wciąż jest niewielki, ale na przykład w Stanach Zjednoczonych Klout jest hitem. Osoby z odpowiednio wysokim wynikiem mogą otrzymać darmowe prezenty, jak telefony, nowe samochody do używania podczas weekendów, wejściówki na imprezy i prezenty, mnóstwo prezentów. Firmy w ten sposób tworzą sobie fanów: ktoś ma odpowiednio wysoki wynik na Klout, to znaczy, że mnóstwo osób obserwuje go w internecie, czyli jeśli damy mu prezent i on napisze, jacy jesteśmy fajni... Warto.
A to, że według “wyjadaczy” Klouta na serwisach społecznościowych najlepiej sprzedają się zdjęcia jedzenia, że trzeba wrzucać statusy nie takie, jak się uważa, a takie, jakie podobają się ludziom to już inna sprawa. Ważne, że w końcu użytkownicy dostają możliwość rywalizacji na popularność i to sporej. Każdy Twitterowicz ma “Klout Score”, chyba że sam zablokował, a Kloutcie analizowanie jego konta z Twittera. Dzięki temu każdy może rywalizować z każdym, nawet nieświadomym tego użytkownikiem. Do Klouta można też podłączyć inne konta - im więcej, tym lepiej! Facebook, Google+, Instagram, Last.fm, LinkedIn, Blogger, Wordpress, Tumblr, Foursquare, YouTube czy Flckr... Nieważne, że to podłączenie takich kont prawie nic nie daje - trzeba być wszędzie!
To idealny przykład na to, jak coraz częściej zamiast korzystać z mediów społecznościowych, tak jak lubimy skupiać się na użyteczności i rozrywce wolimy kreować sztuczny świat “własnej marki”. O ile dla osób publicznych czy marek to ma spore znaczenie, o tyle na cholerę zwykłym użytkownikom jakieś punkty, mierzenie wpływu i inne tego typu rzeczy? Do dzisiaj nikt nie potrafi mi odpowiedzieć na to pytanie oprócz “prezenty” i “reperowanie własnego ego”.
Klouchebag to zaprzeczenie splendoru Klouta. Serwis stworzny w odpowiedzi na wzrost popularności pierwowzoru. Klouchebag mierzy na Twitterze wściekłość, denerwujące prośby o retweet, spam z trzecich aplikacji (jak Foursquare) i używanie języka angielskiego - im więcej wykrzykników, wstawek typu “OMG!!!”, “LOL” i pisania wyłącznie małymi literami tym lepiej.
Z opisu Klouchebaga:
Ale... mój “Klout Score” jest ważny!
Nie, nie jest. Jest jak SEO, tylko dla Ciebie. Zignoruj go. Skoncentruj się na robieniu świetnych rzeczy, dbaniu o ludzi wokół ciebie, a nie byciu palantem. Jeśli to zrobisz, niedługo uświadomisz sobie, że nie ma znaczenia, co jakiś algorytm sądzi o tobie.
I to w zasadzie jest najlepsze podsumowanie Klouta, jakie kiedykolwiek czytałam. Sztuczna rywalizacja, punkty “nie wiadomo skąd i za co”, analizowanie nieświadomych użytkowników, selekcjonowanie ich według głupiego i nieznanego algorytmu... Czy tak ma wyglądać internet społecznościowy? Spinanie się, a zamiast radości z korzystania robienie wszystkiego, by “Klout Score” był wyższy?