Pożegnajmy netbooki. Spełniły swoją rolę
Po informacji, że Dell wycofuje się z produkcji netbooków czy wcześniejszej o tym, że Acer planuje poważnie ograniczyć asortyment i że ucierpią na tym najtańsze urządzenia (czyli netbooki), na te małe komputerki posypał się grad krytyki. Kolejny raz. Zewsząd dobiegają opinie, że netbooki były od początku nietrafione, że nie miały racji bytu i że to tablety są ich zabójcą. To wszystko nieprawda, bo zapomina się, kiedy netbooki trafiły do sprzedaży, że swojego czasu były bardzo popularnymi urządzeniami i że dzięki ich istnieniu słowo “komputer osobisty” mocno się upowszechniło. To, że teraz znikną, nie ma najmniejszego związku z ich przeszłą przydatnością.
Najczęściej popełnianym błędem w ocenie netbooków jest zapominanie, że pod koniec 2007 i na początku 2008 roku, gdy rynek zaczęły zalewać pierwsze sensowne netbooki, tablety w świadomości konsumentów nie istniały a do prezentacji pierwszego iPada miały upłynąć jeszcze dwa długie lata. Tymczasem rynek PC rósł w swoim tempie, ale jego problemem była szeroko pojęta mobilność. Notebooki z kilkunastocalowymi przekątnymi ekranu nigdy były wygodne do noszenia, nawet mimo dedykowanych toreb czy plecaków. A im cieńsze i lżejsze, tym były droższe. Ultrabooki jeszcze wtedy nie istniały, a przyjazne smartfony dopiero zaczynały zawojowywać masowe rynki. Mimo wszystko wiadomo było, że ludzie chcą nosić ze sobą mniejsze od notebooków urządzenia, dzięki którym łatwo połączą się z internetem w kawiarni, szkole czy pracy, ale nie chcą i nawet nie są w stanie płacić kilku tysięcy złotych za taką przyjemność. I odpowiedzią na takie potrzeby były netbooki i wtedy idealnie zdały egzamin.
W pierwszej “masowej” formie, która podbijała rynek prezentowały się mniej więcej tak: Intel Atom 1,6 GHz, 512 MB lub 1 GB pamięci RAM, kiludziesięciogigabajtowy dysk HDD, ekran o przekątnej 9-12 cali i Windows XP (Linux oczywiście się nie sprawdził, tym bardziej, że Microsoft obniżył celowo cenę licencji za XP dla producentów netbooków). W miarę upływu czasu zmieniały się ich formy, powstawały mniejsze i wariacje na temat, system przeobraził się w Windowsa 7, dodawano wbudowane modemy 3G... Jednak im później, tym mniejsze miało to znaczenie, bo do sprzedaży trafił iPad, a producenci przesadzili trochę z “podrasowywaniem” netbooków do tego stopnia, że różnica cenowa czy wielkościowa między net- a notebookami przestała być znacząca. Jednak pierwsze 2 lata istnienia netbooków były bez wątpienia udane.
Bo chociaż netbook był z zasady słabszy niż jego starszy brat (Atom i ograniczona ilość RAMu robiły swoje), to jako urządzenie do internetu sprawował się całkiem nieźle. Sama zakupiłam netbooka z racji mocno ograniczonych finansów - w 2008 roku kosztował mnie niecałe 900 złotych. Chociaż kupiony ze świadomością, że nie może równać się notebookom, spełnił swoje zadanie znakomicie; stał się dopełnieniem komputera stacjonarnego, a fakt, iż mieścił się do zwykłej torebki i ważył tylko kilogram był wspaniały - nosiłam go ze sobą praktycznie wszędzie. Nagle na ulicach pojawiło się mnóstwo osób z takimi komputerkami, a że w tym samym czasie rozpoczęły się poważne kampanie reklamowe mobilnego dostępu do internetu i jego ceny zaczęły szybko spadać, a infrastruktura się rozwijać był świetny dla nich czasy .Przez dobry ponad rok, to netbooki stanowiły świetne wyjście dla osób chcących taniego i dostępu do sieci w każdym miejscu.
Pomijam już nawet fakt, że na netbookach z Windowsem XP bez problemu dało się wykonać podstawowe prace biurowe, wyświetlić z niego prezentację czy film na rzutniku czy puszczać muzykę po podłączeniu do głośników. Netbooki przez co najmniej kilkanaście miesięcy były dobrym wyborem dla osób zwracających uwagę na cenę i ceniących mobilność.
Potem rynek przestał być dla nich przyjazny. Oprócz wspomnianych wyżej błędów producentów, netbooki zaczęły być błędnie brane za pełnoprawne komputery (podziękujmy operatorom wpychającym je wszystkim za złotówkę). Windows 7 nawet w wersji Starter nie pasował do małych ekranów o rozdzielczości 1024x 768 pikseli, a “boom” na smartfony i tablety zebrał żniwo.
Tak, bo duży udział w wypieraniu netbooków miały nie tylko iPady, ale też smartfony, w końcu nowoczesne i zapewniający w miarę pełny dostęp do zasobów internetu. Skoro pocztę, informacje czy ulubione serwisy społecznościowe mogę sprawdzać całkiem wygodnie z urządzenia mieszczącego się w kieszeni to po co mi netbook? Taki obrót spraw widoczny był już w drugiej połowie 2009 roku, w 2010 stał się rzeczywistością.
A ponieważ producenci zapomnieli o podstawowej zalecie netbooków, czyli cenie, naturalną koleją rzeczy był spadek ich popularności. Według Gartnera, w zachodniej Europie w 3 kwartale 2011 ich sprzedaż była mniejsza o 40% niż w analogicznym czasie 2010 roku. I nie ma co nad tym płakać - od dłuższego czasu było to do przewidzenia.
Jednak nie można też krytykować netbooków i twierdzić, że od samego początku nie miały sensu, bo w swoim czasie spełniły ważną rolę w popularyzacji mobilnego internetu i sprawiły, że zasięg komputerów oraz technologii, zwłaszcza ten cenowy, mocno się zwiększył.
Żegnajmy więc netbooki bez żalu, ale ze świadomością, że były to całkiem przydatne urządzenia osobiste całkiem nieźle dopełniające portfolio każdego producenta.