Jak popsuć świetną aplikację, czyli Twitter zmienia TweetDecka
Rzadko piszę o nowych aplikacjach, bo zasada, że korzystam tylko z tego, co jest dobre, jest jak najbardziej prawdziwa. Webowa aplikacja TweetDecka była dobra - nigdy nie sprawiała problemów, miała proste funkcje, które ulepszały korzystanie z Twittera (czy innych sieci społecznościowych), może nie należała do najpiękniejszych, ale to rzecz gustu. Była za to spójna w wyglądzie. Takie rzeczy są w stanie sprawić, że przywiązujemy się do aplikacji, zwłaszcza gdy potrafi ona spełniać swoją rolę bez zwracania na siebie uwagi - TweetDeck taki był. Bo już nie jest.
Twitter w maju kupił TweetDecka za 40 milionów dolarów. TweetDeck to nie tylko aplikacja webowa, ale też aplikacje desktopowe na Windowsa i teraz również na OS X, plus klienty na systemy mobilne. Wiadomo było, że TweetDeck będzie rozwijany w stronę zachowania spójności z Twitterem, jednak wczorajszych zmian chyba nie przewidziano. TweetDeck zyskał nowy wygląd, ale stracił przy okazji wszystko to, za co lubili go tak zwani “power userzy”. I niestety nie jest już tak funkcjonalny, jak był.
Wczorajsza aktualizacja TweetDecka z okazji nowej wersji Twittera nie tylko przyszła niespodziewanie, ale też wywaliła mi Chrome’a z otwartymi kilkudziesięcioma kartami. Chrome’a, który od momentu zainstalowania Ubuntu 11.10 nigdy się nie wyłożył! Nie tak powinno rozpoczynać się wprowadzanie nowości.
A jest ich sporo, również zmian. Pierwsze, co rzuciło się w oczy to nowy wygląd, czyli brak cieniowania kolumn, słabiej oddzielone wiadomości, zmiana układu, gdzie nazwa użytkownika poszła na górę wiadomości, przez co treść nie jest już na pierwszym miejscu i wprowadzenie utrudnień do tego, co było łatwe.
Na przykład nowy tweet - wcześniej duże pole wprowadzania tekstu pośrodku jasno wskazywało, gdzie wpisuje się wiadomość, poza tym nie zasłaniała ona ogromnej części ekranu - teraz zasłania. Denerwującą częścią zmian jest utrudnienie wykonywania niektórych czynności. Wcześniej żeby zobaczyć przebieg konwersacji wystarczyło jedno kliknięcie, teraz potrzebne są co najmniej dwa, przy czym sposób prezentacji z dodatkowymi informacjami wprowadza zamęt.
Takich “kwiatków” jest więcej. Twitter wprowadził też do TweetDecka spójny z twitter.com sposób wyświetlania informacji - pojawiają się one już nie w kolumnach, a nowych okienkach (swoją drogą estetycznie średnio pasują do reszty), które szwankują i nie ładują treści. Przewijanie kolumn w dół nie jest tak płynne i trzeba czekać na załadowanie starszych wiadomości, szwankuje też dodawanie zdjęć. W końcu dodano domyślną opcję wyboru serwisu hostującego (domyślnie Twitter, yfrog i Twitpic), przy czym zdarza się, że żaden z nich nie działa.
To przemyślane działanie, bo TweetDeck ma być spójniejszy z twitter.com, no i to się we fragmentach udało. W reszcie nie. Z każdego fragmentu widać, że twórcy zmian nie zrozumieli, za co miliony osób pokochała TweetDecka - za przejrzystość, brak krzykliwości i dbałość i detale, które sprawiały, że o TweetDecku się nie myślało, a po prostu korzystało. Zwłaszcza dlatego, że implementacja dodatkowych funkcji była przejrzysta i jasna, a aplikacja nieprzeładowana “śmieciami” czy zbędnymi ikonkami. Pod skrzydłami Twittera TweetDeck dołącza do szeregu innych nieprzemyślanych aplikacji.
Zmiany są konieczne i tegonie da się zakwestionować, jednak muszą iść w parze z ideą stworzenia i działania. Tu nie idą.
A dla wszystkich korzystających z TweetDecka do więcej, niż tylko Twittera mam smutną wiadomość - Twitter pozostawił możliwość zalogowania się do Facebooka, ale na przykład już nie do Foursquare czy LinkedIn. I to właśnie w tę stronę podąży TweetDeck - s stronę integracji jedynie z Twitterem.
A tymczasem szukam dobrego zastępstwa dla TweetDecka, stonowanego i niekrzykliwego - znacie jakieś?