Google znów czyści Android Market - co to oznacza dla... Microsoftu?
Koncern Google przeprowadził właśnie kolejną operację usuwania z serwisu z aplikacjami dla Androida złośliwego oprogramowania - tym razem z Marketu wyrzucono kilkanaście aplikacji, których głównym, aczkolwiek ukrytym przed użytkownikiem, zadaniem było wysyłanie wysokopłatnych SMS-ów. Sprawa jest poważna (bo to nie pierwsza taka sytuacja) i bardzo interesująca - nie tylko dla użytkowników Androida, ale również dla Microsoftu. Koncern Ballmera szykuje się przecież do oficjalnego otwarcia Windows Store - repozytorium z aplikacjami dla Windows 8. Czy to będzie udany produkt? Wszystko zależy od tego, czy Microsoft potrafi uczyć się na błędach konkurentów - Google'a i Apple'a.
O wykryciu i usunięciu z Android Market kolejnej porcji złośliwych aplikacji poinformowała firma Lookout Mobile Security - jej specjaliści namierzyli w serwisie kilkanaście aplikacji, które podszywały się pod popularne oprogramowanie i po zainstalowaniu zaczynały wysyłać wysokopłatne wiadomość SMS. Google sprawnie zareagował na zgłoszenie w tej sprawie i błyskawicznie usunął wszystkie programy z Marketu - ale cała ta sytuacja po raz kolejny obnażyła pewną fundamentalną słabość Android Marketu.
Gdy Google startował ze swoim serwisem, na rynku niepodzielnie królował App Store Apple'a, który już wtedy szczycił się oszałamiającą liczbą dostępnych aplikacji. Producent Android podjął walkę, stawiając m.in. na maksymalną otwartość swojego serwisu. Pamiętacie, jak jeszcze niedawno media rozpisywały się o kolejnych przypadkach odrzucania przez Apple aplikacji z najbardziej błahych lub idiotycznych powodów? Google mówił developerom: u nas nie ma takich dziwactw, jesteśmy przyjaźni i nie robimy problemów. I faktycznie nie robią - cały proces zgłaszania aplikacji do Android Marketu jest wygodny i uproszczony do granic.
Tyle tylko, że z tych udogodnień zaczęli z ochotą korzystać autorzy złośliwego oprogramowania - praktyka pokazała, że Google bez problemu wpuszcza do Marketu najróżniejsze szkodliwe aplikacje. Owszem, później koncern je sprawnie usuwa - po tym, jak mleko się rozleje. Przykład najświeższy - wedle szacunków Lookout, złośliwe aplikacje pobrało co najmniej 14 tys. użytkowników Androida. To sporo...
Z App Store'em Apple'a jest pod tym względem znacznie lepiej - koncern postawił na kompleksowe prześwietlanie wszystkich zgłaszanych aplikacji, więc zagrożenie ze strony złośliwego oprogramowania jest znacznie mniejsze niż w przypadku Android Marketu. Co nie znaczy jednak, że jest zupełnie nierealne - haker Charlie Miller dowiódł niedawno, że do App Stora da się wprowadzić szkodliwą dla użytkownika aplikację.
Problem App Store'a polega na czymś innym - jest nim przewlekły proces analizowania i zatwierdzania zgłaszanych aplikacji oraz nie do końca jasne kryteria, jakimi kieruje się Apple. Efekt jest taki, że developerzy często do końca nie wiedzą, czy ich program zostanie przyjęty. Co więcej - gdy w przyjętej już do App Store aplikacji zostanie wykryty jakiś poważny błąd, to nawet jeśli developer naprawi go w pięć minut zmieniając dwie linijki kodu, to użytkownicy na dostarczenie poprawki będą czekali znacznie dłużej. W skrajnych przypadkach nawet kilka dni.
Dlaczego w tekście, który ma być o Windows Store piszę głównie o innych app store'ach? Ano głównie dlatego, że przykłady Apple i Google bardzo wyraźnie pokazują Microsoftowi, jakich błędów nie powinien popełnić w takim serwisie i jak nie przegiąć w żadną stronę - tzn. nie przesadzić z zabezpieczeniami (vide Apple), ale też nie wpuszczać do serwisu wszystkiego, jak leci (Google).
Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że im się to uda - pierwsze zapowiedzi wyglądają całkiem nieźle i wydaje się, że wzięto pod uwagę potrzeby programistów. Bo kto jak kto, ale Microsoft potrafi zadbać o twórców aplikacji na swoją platformę (developers! developers! developers!). Koncern obiecuje na przykład, że udostępni developerom narzędzia, dzięki którym każdy będzie mógł jeszcze przed formalnym zgłoszeniem aplikacji sprawdzić, czy zaliczy ona testy Microsoftu (z drugiej strony, to samo może być wadą - niewykluczone, że dzięki takiemu narzędziu autor złośliwego programu dla Windows będzie mógł go tak spreparować, by pozostał niewykryty).
Problem w tym, że to na razie tylko deklaracje i z ostateczną oceną tego, jak funkcjonuje Windows Store przyjdzie nam poczekać kilka miesięcy (przy założeniu, że serwis, zgodnie z zapowiedziami, wystartuje pod koniec lutego). Ja im życzę jak najlepiej, ale na razie pozostaję nieufny...