Facebook szykuje reklamy w głównym kanale i dobrze się do nich przygotowuje
“Zastanawiałeś się kiedyś, jak Facebook zarabia? Zobacz szczegóły”. Taka informacja wita od wczoraj część użytkowników Facebooka. Po kliknięciu w link mogą przeczytać, że Facebook jest bezpłatny dzięki reklamom, że nie udostępnia danych firmom trzecim, tylko że dostaje pieniądze za to, żeby dostarczyć reklamy odpowiednim osobom. Użytkownik może obejrzeć też filmik, w którym dowiaduje się, że system reklamowy kosztował w ciągu roku około miliarda dolarów i w końcu, że w odróżnieniu od telewizji w reklamę na Facebooku można wejść w interakcję i zamknąć ją jednym kliknięciem krzyżyka. To piękne przygotowanie do wprowadzenia reklam, a raczej “historii sponsorowanych” w głównych kanałach (czy jak kto woli) strumieniach użytkowników.
Poza tym to próba ocieplenia wizerunku Facebooka jako dostarczyciela reklam - ostatnio bardzo głośno było o problemach z prywatnością, a oficjalne organy kontroli w Unii Europejskiej prowadzą dochodzenia na temat tego, czy Facebook udostępnia dane użytkowników firmom trzecim i jakie informacje o nich zbiera i przechowuje. Dział PR Facebooka w końcu zrozumiał, że na dłuższą metę ignorowanie tych dyskusji i wątpliwości nie wyjdzie na dobre, zwłaszcza, że wejście na giełdę zbliża się coraz większymi krokami (według informacji z wewnątrz Facebooka planowane jest a drugi kwartał 2012 roku).
Osoba zdająca sobie choć trochę sprawę z tego, jak działa system reklamowy Facebooka nie znajdzie w tych prezentacjach i wyjaśnieniach nic nowego; ot, zwykłe ogólniki typu “utrzymanie Facebooka jest drogie, w końcu mamy prawie miliard użytkowników, a chcemy, żeby pozostał darmowy, stąd reklamy”. Wspomniano o kosztach utrzymania systemu reklamowego, natomiast informacji o tym, ile Facebook zarobił dzięki niemu już nie podano. Zwykła zagrywka marketingowa, która jednak powinna trafić do przeciętnych facebookowiczan, którzy nigdy nie zastanawiali się jak to wszystko działa. Nawet więcej - zagrywka, która może wzbudzić trochę litości dla biednego Facebooka, który przecież robi tyle dobrego, łączy ludzi a nic z tego nie ma. I usprawiedliwić tym samym przyszłoroczne wprowadzenie reklam do kanału użytkowników.
Według informacji od Facebooka sponsorowane posty, bo tak można je chyba nazwać, pojawią się na początku 2012 roku w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Będą odpowiednio oznakowane, a po najechaniu myszką na nazwę wyświetli się informacja, że ktoś zapłacił, by ten post pojawił się akurat tutaj. Dodatkowo plany zakładają, że na jednego użytkownika dziennie przypadnie maksymalnie jeden taki sponsorowany wpis, jednak łatwo policzyć, że codziennie będzie to wiec co najmniej kilkadziesiąt milionów reklam w nowym miejscu.
Dodatkowo użytkownicy mają mieć możliwość wyłączenia tego typu reklam, gdzieś w przepastnych ustawieniach. Facebook w końcu uczy się, jak wprowadzać nowe funkcje, które z zasady wywołują kontrowersje - zamiast przedstawiać je na konferencji i mówić, że są “awesome” firma przygotowuje sobie najpierw grunt w postaci przekonania użytkowników, że Facebook wcale nie musi być darmowy, a jest tylko dzięki temu, że użytkownicy oglądają reklamy. Potem wprowadzi jeszcze więcej reklam w nowe miejsca i... No i tak to się kręci.
Reklamami w kanale Facebook straci jednen ze swoich najmocniejszych argumentów, który oficjele lubili używać - o tym, że sponsorowane treści pojawiają się tylko poza kanałem w jasno oznaczonych miejscach. Ale to nic, bo zyski z takiego formatu będą pewnie ogromne, w końcu reklama, którą przeciętny użytkownik weźmie za wpis jest najcenniejsza.
Taki trend będzie coraz widoczniejszy - Twitter wprowadza sukcesywnie sponsorowane wiadomości do timeline’ów użytkowników, teraz Facebook, a niedługo pewnie Google+. Badania Twittera mówią, że odbiorcy nie są zbulwersowani takimi formatami. Czy tak samo będzie z Facebookiem? Prawdopodobnie tak. Reklamy wejdą na ściany i po miesiącu nikt nie będzie pamiętał, jak to było bez nich. Ale co potem?
Bo skoro uodporniamy się jako odbiorcy na reklamy i skoro reklamodawcy szukają ciągle nowych i coraz bardziej agresywnych form docierania, to jaki będzie następny krok?