Kongres martwi się o prywatność użytkowników Kindle Fire. I chyba tylko on.
Nie od dziś doskonale wiadomo, że szczegółowe informacje na nasz temat są jedną z najcenniejszych „rzeczy” dla wszelkiego rodzaju usługodawców i producentów. Oczywiste jest też to, że nie oddamy ich za darmo, co z kolei wymusza przygotowanie dla nas „ofert nie do odrzucenia”. W przypadku Google może to być zestaw bezpłatnych narzędzi, takich jak poczta email czy edytory dokumentów, podczas gdy Amazon postanowił zaoferować nam ponadprzeciętnie wydajną przeglądarkę. Problem jedynie w tym, że w rezultacie wszystkie nasze ruchy w internecie zostaną skrzętnie zapisane i magazynowane przez stosunkowo długi czas. Zdaniem niektórych, zagrożenie dla naszej prywatności okazało się na tyle poważne, że całą sprawą zainteresował się tym razem nawet amerykański kongres.
W wystosowanym niedawno do Amazonu liście, kongresmeni zadają dość standardowe pytania, o to które informacje będą przechowywane, jak będą wykorzystywane i czy będzie możliwość odmowy udostępnienia tych danych. Na udzielenie odpowiedzi producent Kindle Fire będzie miał kilka tygodni, co nie powinno być dla niego specjalnym wyzwaniem – na sporą część z powyższych pytań odpowiedział już w ciągu kilkunastu godzin od pierwszej oficjalnej prezentacji swojego nowego tabletu. Zabrakło właściwie jednej – do czego dokładnie będą (z wyjątkiem przyspieszenia pracy przeglądarki) wykorzystywane informacje na nasz temat, przy założeniu, że oczywiście „nie ma nic za darmo”. Teoretycznie nasze dane mają być gromadzone całkowicie anonimowo, jednak czy tak ogromny dostawca treści świadomie odetnie się od znajdującej się na wyciągnięcie ręki bazy, pozwalającej „podsunąć” nam najbardziej odpowiedni dla nas produkt?
Zdaniem mediów odpowiedzi na te pytania mogą mieć fundamentalne znaczenie dla klientów, rozważających rozpoczęcie (lub kontynuowanie) swojej przygody z tabletami właśnie z pomocą Kindle Fire. Czy jednak faktycznie kogokolwiek z nich obchodzi fakt, że jego dostawca planuje gromadzić zapisy naszych (potencjalnie) nikczemnych wędrówek po internecie?
Jeśli spojrzeć na liczby, raczej nie powinno nam to szczególnie przeszkadzać. Dawno już zrezygnowaliśmy ze swojej prywatności, aby móc cieszyć się z darmowych serwisów, narzędzi i dodatków mających ułatwiać lub uprzyjemniać nam pracę. Pomimo wciąż powtarzanych ostrzeżeń przed „wszechmocnym i złym Google”, na bezpłatną pocztę Gmail zdecydowało się aż 260 mln osób na całym świecie. Z Facebooka, również z przyjemnością gromadzącego nasze dane, korzysta ponad 800 mln aktywnych użytkowników. 100 mln właścicieli telefonów komórkowych i 200 mln posiadaczy komputerów zaufało mobilnej i „stacjonarnej” wersji Opery, proponującej rozwiązanie niezwykle podobne do tego, zastosowanego w przeglądarce Silk.
Przyglądając się smartfonom, sytuacja również nie wygląda w większości przypadków inaczej. Pomimo nagłaśniania przez media co kilka tygodni kolejnych afer związanych z zapisywaniem i przekazywaniem producentowi chociażby naszej lokalizacji, co jest standardem praktycznie dla każdej platformy, z mniejszych grup (w stosunku do łącznej ilości użytkowników), nikt raczej nie zdecydował się na wyciągnięcie idących dalej konsekwencji. Mało kto zapewne zdecydował się z tego powodu na zmianę użytkowanego przez siebie smartfona czy systemu operacyjnego. Po raz kolejny również wszystko potwierdzają liczby – już niedługo ponad połowę sprzedawanych „inteligentnych telefonów” stanowić będą urządzenia z Androidem (po raz kolejny Google), a 70 mln osób na całym świecie każdego dnia bez wahania przesyła dziesiątki lub setki swoich maili czy wiadomości na komunikatorach przez serwery RIM.
Czy uzasadnione obawy kongresmenów w jakikolwiek sposób odbiły się na wynikach (przed)sprzedaży podejrzanego ich zdaniem Kindle Fire? Nie. Kupujący, zachwyceni ceną, możliwościami, nową przeglądarką i bogatym wyborem treści przeznaczonych do konsumpcji na tym urządzeniu, prawdopodobnie w ogóle nie zwrócili na to większej uwagi. Rozmiar zamówień jest wręcz tak ogromny, że analitycy już teraz zaczynają podnosić sugerowane przez siebie wcześniej prognozy. Ponad 250 000 zamówionych sztuk w kilka dni od prezentacji, a ile do końca roku? Dwa miliony, trzy, a może pięć milionów? A ilu z nowych posiadaczy zdecyduje się w pierwszej kolejności na wyłączenie opcji, w magiczny sposób przyspieszającej naszą przeglądarkę? Przyzwyczailiśmy się już do tego, że za wszystko co dobre musimy płacić – tyle, że tym razem walutą nie są nasze pieniądze.