Spotify jest po prostu magiczny
Od kilku dni, dzięki pomocy Dawida Piaskowskiego (m.in. z serwisu BookLikes, o którym pisaliśmy) u 'samej góry', mam przyjemność 'testować' pełną i nielimitowaną wersję Spotify - hitowego start-upu ze Szwecji oferującego streaming muzyki, czyli prawa do odsłuchu online bez możliwości poboru na dysk i swobodnego dysponowania plikami muzycznymi. I muszę to wyraźnie powiedzieć - to najlepszy serwis muzyczny z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Co więcej, technologia napędzająca serwis jest tak intuicyjna, że równać może się z nią jedynie… iCloud, który dopiero zadebiutuje. Po prostu magia.
Nie, Spotify nie jest dostępne w Polsce. Nie da się założyć łatwo konta, a jak już się tę barierę przejdzie (są sposoby), to aby cieszyć się wersją 'premium' - a tylko taka naprawdę cieszy - to trzeba przejść kolejną barierę, która w znacznej większości przypadków okazuje się nie do przejścia, czyli posiadanie karty kredytowej wydanej w jednym z państw, w którym Spotify działa, by opłacić konto (9,99 euro miesięcznie w wersji unlimited). Po co więc o tym piszę denerwując co poniektórych? By po pierwsze udowodnić, że muzyka w chmurze nie jest przyszłością, lecz piękną teraźniejszością oraz pokazać, że naprawdę jest na co czekać.
Swego czasu, kiedy jeszcze dawało się zakładać konta Spotify różnymi trickami, korzystałem z wersji darmowej, czyli - wtedy - kilkadziesiąt godzin odsłuchu muzyki online przerywanych na długie minuty reklamami. Bez opcji korzystania z serwisu za pomocą urządzeń mobilnych. Trochę biednie. Po roku wracam do usługi w pełnej opcji i jestem wniebowzięty.
Spotify nie ma wad, no…, może po za tą, że nie wszystkich artystów twórczość jest tu skatalogowana. Dla miłośnika muzyki to jednak prawdziwy raj - w jednym momencie zyskujesz dostęp do milionów utworów muzycznych, często bardzo unikatowych. To jak w jednym momencie dotrzeć do kompletnej bazy… torrentów, tyle że nie trzeba czekać na ich pobranie. Każdy, dosłownie każdy kawałek jest na wyciągnięcie klika w jednym momencie - na nic nie czekasz, nic nie przerywa, nic się nie zatrzymuje. Tak jakby jeden po drugim odtwarzany kawałek znajdował się na twoim dysku, a nie na odległych serwerach w chmurze. Tak działa chmura Spotify. W magiczny sposób.
Spotify rewelacyjnie integruje się z biblioteką posiadanych na komputerze plików muzycznych, a także ze wszystkimi playlistami, np. w iTunes, w katalogu muzyka, czy jakimkolwiek innym miejscu, które mu wskażesz. Nic nie trzeba robić - po zainstalowaniu aplikacji Spotify na komputerze (w moim przypadku na Maku) w magiczny sposób wszystkie posiadane pliki pojawiają się w aplikacji. Co więcej, integrują się one z gigantyczną bazą utworów w ofercie Spotify. Czyli na przykład: masz album jakiegoś zespołu, ale brakuje w nim jednego kawałka lub też utworów bonusowych dostępnych jedynie w specjalnych wydaniach, to Spotify w magiczny sposób połączy twoje zasoby ze swoimi. Odtwarzając daną płytę nie będziesz w ogóle czuł, że jeden, czy kilka kawałków leci streamowany z sieci, a pozostałe z twojego dysku. Magia.
Mistrzostwem świata jest aplikacja mobilna Spotify - wystarczy włączyć ją będąc podpiętym pod tą samą sieć WiFi i po chwili w magiczny sposób znajdziemy tam dokładnie ten sam stan co na komputerze - te same playlisty (np. zaciągnięte w iTunes), tą samą historię odtwarzania, te same ustawienia. Jeśli wcześniej zsynchronizowałeś swojego iPhone'a (iPoda) lub smartfona z Androidem z iTunesem, to nic nie musisz robić - odpalając Spotify wszystkie twoje pliki już tam są. I w taki sam sposób jak w aplikacji na komputerze - jeśli brakuje ci jakiegoś kawałka w albumie jakiegoś artysty, to w magiczny sposób pojawi ci się na twoim urządzeniu. I odpali z sieci, tak jakby odpalał z lokalnego dysku. Możesz go także kupić, ale.. w zasadzie nie ma po co.
Chcesz oszczędzić na poborze danych sieci komórkowych? Nie ma sprawy - będąc pod WiFi i komputerze z włączoną aplikacją Spotify odznaczasz playlistę, czy wybrane kawałki i po chwili na twoim urządzeni mobilnym fizycznie posiadasz dany kawałek. W magiczny, bezproblemowy dla użytkownika sposób.
Spotify to nie tylko usługa streamingu muzyki, to również coś na wzór serwisu społecznościowego. Nie wspominając już nawet o tym, że ze Spotify możemy wysyłać informacje do naszych kontaktów na Facebooku czy Twitterze, scrobblować odsłuchy do Last.fm, to możemy także subskrybować listy odtwarzania tworzone przez innych. Możemy tworzyć siatki znajomych i podglądać ich publiczne playlisty. Możemy także korzystać z automatycznych i kontekstowych list tworzonych przez sam Spotify. Na przykład po tragicznej śmierci Amy Whinehouse Spotify szybko przygotował listę z jej największymi przebojami, która z miejsca stała się hitem odsłuchowym. Codziennie pojawiają się także nowości, jak również mamy dostęp do aktualizowanej na bieżąco liście najpopularniejszych kawałków i albumów na Spotify. Słowem - zewsząd możemy dotrzeć do muzyki, zarówno takiej, którą mamy i znamy, jak i takiej, której nie mamy i nie znaliśmy wcześniej. Wszystko w sposób automatyczny, bez zagłębiania się w technikalia bądź też zastanawiania się jak to działa.
Tak właśnie powinny działać usługi w chmurze. I Spotify ma wielką szansę na globalny sukces, bo - jak Apple - przygotowuje swoje produkty w taki sposób, że są one banalnie proste i wręcz naturalne w użyciu. Kibicujmy, żeby jak najszybciej pojawili się w naszym kraju (a nieoficjalnie dodam, że są na to szanse…).