REKLAMA

Creepy pokazuje zagrożenia geolokalizacji

04.04.2011 11.25
Creepy pokazuje zagrożenia geolokalizacji
REKLAMA
REKLAMA

Umieszczasz zdjęcia na Twitterze czy Flickrze? Masz komputer z Windowsem lub Linuxem? Wejdź tutaj i zainstaluj Creepy. Wpisz w programie swój pseudonim i kliknij. A potem popatrz na listę miejsc, w których przebywałeś wraz z datami. Popatrz na mapę, na którą te dane zostaną nałożone. I sprawdź, ile z tych punktów udostępniłeś świadomie, a o ilu nawet nie miałeś nawet pojęcia.

Geotagging to coraz powszechniejsza usługa w dobie smartfonów. Pozwala na przypisanie do zdjęcia czy wiadomości informacji o miejscu, z którego została wysłana lub w którym zrobiono zdjęcie. Miły dodatek. Bardzo miły, jednak tylko w przypadku świadomego z niego korzystania.

O Creepy zrobiło się dosyć głośno, a komentarze były najczęściej niepozytywne. Twórcy tłumaczą, że w ten sposób chcą zwrócić uwagę na problem – nieświadome zamieszczanie geotagów w sieci. Zjawisko staje się coraz częstsze wraz ze wzrostem popularności dzielenia się zdjęciami w sieciach społecznościowych. I, co najważniejsze, ze wzrostem sprzedaży smartfonów. Większość urządzeń oraz aplikacji (w tym Twitter) ma domyślnie ustawione funkcje zapisywania lokalizacji przy zdjęciach. Zresztą nawet po ich wyłączeniu lokalizacja i tak często jest zapisywana przy pliku.

Pojawia się pytanie – co z tego, kto i co można zrobić z takimi danymi? Znane są już przypadki, gdy nieświadome geotaggingu gwiazdy i osoby publiczne zdradziły w ten sposób miejsce zamieszkania i naraziły się na nieprzyjemności. Przeciętna Pani Zosia, która kupiła sobie smartfona i czasem wrzuci zdjęcie do sieci społecznościowych przecież nie ma się czego obawiać. Ale wystarczy Pani Zosi pokazać mapę z miejscami, w których przebywa, i już Pani Zosia zaczyna czuć się nieswojo. bo przecież nie wiedziała, że tak się dzieje.

A z takich danych można wyczytać bardzo wiele, zwłaszcza w czasach, gdy informacje o preferencjach, gustach i przyzwyczajeniach stają się bardziej pożądanie niż podstawowe dane osobowe. Nieświadome geotagowanie to kopalnia wiedzy. Gdzie bywam, jadam, z kim, jak często, co lubię, którędy chodzę… W połączeniu z innymi usługami geolokalizacyjnymi, z których korzystamy w formie zabawy (Foursquare, Facebook Places czy Gowalla), stworzenie dokładnego profilu jest ułatwione tysiąckrotnie.

Creepy nie jest jedyny. Jest wiele aplikacji ułatwiających śledzenie użytkowników, ale żadna w takim stopniu dotychczas nie wykonywała całej pracy łącznie z nakładaniem miejsc na mapy.

Żadna nie była tak spektakularna w działaniu. Ułatwianie śledzenia akytwności w sieci staje się coraz lepszym biznesem. Zamiast ?google?ować? i przedzierać się ręcznie przez dziesiątki stron i podstron, można skorzystać z wyszukiwarek ludzi, typu 123people.com. Potem dodać do tego odnalezione geotagi, dobrowolnie umieszczonych informacji z profili na portalach społecznościowych i gotowe. Nigdy wcześniej sprawdzanie przyszłego pracownika, pracodawcy, odbiorcy reklam czy zwykłego znajomego nie było tak proste.

Creepy to mocny program. Mocny też ze względu na szum, jaki wokół niego powstał. To bardzo pozytywne – programy agregujące informacje wychodzą z ukrycia i udowadniają, że nasza dbałość o prywatność nie znaczy w internecie nic. Pokazują, że technika wyprzedziła społeczeństwo, które bezmyślnie zgadza się na wszystko w imię wygody. Wygody, za którą przyjdzie nam w końcu zapłacić.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA