iPad sygnalizuje najważniejszą decyzję Apple'a od 2006 roku
Samo w sobie ogłoszenie iPada było zapewne najważniejszym wydarzeniem 2010 r. dla Apple'a, ale wraz z nim przyszła zmiana, której skutki odczują nie tylko akcjonariusze, licząc na duże wzrosty dochodowości firmy, ale także kontrahenci, którzy stracili ważne kontrakty. O jaką zmianę chodzi? O nowy procesor A4, który Apple zaimplementował w iPadzie.
O uniezależnieniu się Apple'a od dostawców jednego z najbardziej krytycznych komponentów przy produkcji urządzeń elektronicznych - procesora - spekulowano od marca 2008 r., kiedy na jaw wyszedł zakup przez firmę Steve'a Jobsa producenta chipów o niskim poborze mocy P.A. Semi za sporą jak na Apple sumę 268 milionów dolarów (drugie w historii największe przejęcie po? Next w 1997 r. za 404 miliony). Przed premierą iPada dość głośno mówiono o tym, że chip przygotowany przy użyciu know-how P.A. Semi zostanie użyty w iPhone 3GS. Tak się nie stało, ale można być raczej pewnym, że A4 (lub jakaś jego odmiana) zadebiutuje także w kolejnej wersji smartfonu Apple'a.
Ze słów Steve'a Jobsa z ostatniego keynote oraz śledztwa kilku analitycznych blogów wynika, że A4 jest tak naprawdę SoC (system-on-a-chip), czyli infrastrukturą zarządzającą chipami. Głównymi zaletami A4 mają być: niski pobór mocy oraz procesor graficzny (GPU) zespojony z centralnym chipem (CPU), dzięki którym iPad będzie urządzeniem niezwykle szybkim (to widać na rozlicznych amatorskich nagraniach z testowania iPada przez wybranych przedstawicieli prasy po keynote) oraz wydajnym (dziesięciogodzinny tryb pracy baterii urządzenia).
Abstrahując od technicznych zawiłości chipa A4 w iPadzie, to znamionuje on niezwykle ważną decyzję Apple'a odnośnie współpracy z kontrahentami. Przejście w 2006 r. na procesory Intela w komputerach Macintosh sygnalizowało z jednej strony to, że komputery Macintosh stały się w zasadzie jeszcze jedną odmianą "peceta", a z drugiej dało sygnał do dynamicznego pasażu Apple'a w rankingach sprzedaży komputerów. Powrót Apple'a do sygnowania własnymi procesorami urządzeń mobilnych kolosalnie zmienia perspektywę biznesową przedsięwzięcia - Steve Jobs i spółka będą kontrolowali rozwój iPada i zapewne niedługo iPhone'a/iPoda touch w znacznie bardziej szczelny sposób. To da Apple'owi jeszcze większą przewagę na dynamicznie rozwijającym się rynku mobilnych komputerów (urządzeń przenośnych). A że znaczna część analityków rynkowych uważa "mobile computing" za główną linię rozwoju komputerologii, to można przypuszczać, że decyzja Apple'a nie jest nacechowana jedynie względami technicznymi.
Zarówno Intel, jak i żaden inny producent procesorów nie będzie więc miał wglądu w bebechy iPada. Jednak należy pamiętać, że A4 jako SoC, to ciągle system oparty na architekturze ARM. To oznacza, że raczej na pewno iPad ma w sobie ulepszoną wersję procesora ARM Cortex A8 (znanego z iPhone'a 3GS) o taktowaniu 1GHZ i oznaczoną jako? A9. To potwierdzałoby spekulacje z czerwca 2009 r., kiedy mówiono o tym, że ARM planuje debiut A9 na 2010 r. Wtedy spekulowano, że A9 ma przynieść wielordzeniowość i obniżenie poboru energii dzięki przejściu z technologii 65-nanometrowej na 45-nanometrową. Skutkiem miała być przede wszystkim wydajność czasu pracy urządzenia na baterii.
10 godzin pracy deklarowanej pracy iPada na baterii jest jednak trudne do oceny. Przede wszystkim z realną oceną pracy baterii w normalnych warunkach trzeba będzie poczekać na "niezależne" analizy. Już dziś należy zadać sobie pytanie, do czego 10 godzin baterii w iPadzie przyrównać - czy do notebooków bądź też netbooków, czy do czytników e-książek, a może do iPhone'a?
W pierwszej chwili pomyślałem właśnie o iPhone. W najnowszej odsłonie iPhone'a - modelu 3GS - bateria wytrzymuje bez problemów 48 godzin (przynajmniej mi). Jednak po przemyśleniu sprawy, skierowałem swoje porównania do netbooków. W końcu w jakiś tam sposób iPad pozycjonowany będzie właśnie w tej kategorii (choć rozumiem ewentualne głosy sprzeciwu). W tej kategorii 8, 9 godzin żywotności baterii to standard. Niektóre netbooki ponoć wytrzymują nawet 11. Ale przecież netbooki to - jak mówił sam Steve Jobs - po prostu słabsze "pecety". Nie mają dotykowych ekranów, a ich zadaniowość kończy się na prostej obróbce dokumentów pakietu biurowego oraz surfowaniu w internecie. Może więc czytniki e-książek? Amazon Kindle chwali się do... 2 tygodni żywotności baterii. No, ale tam nie ma kolorowego wyświetlacza, a funkcjonalność zamyka się na czytaniu książek w e-inku. Jak więc wyraźnie widać, ocena wydajności baterii w iPadzie nie jest jednoznaczna.
Jednoznaczna jest natomiast biznesowa ocena przedsięwzięcia Apple'a. Oprócz walorów know-how (brak dostępu partnerów zewnętrznych do tajemnic technologii), Apple minimalizuje bowiem koszty komponentów do budowy iPada. To w prostej linii będzie miało przełożenie na wartość marży brutto na urządzeniu, co wprost proporcjonalnie przekłada się z kolei na realny zysk firmy. Analityk Brian Marshall z BroadPoint AmTech już z resztą zdążył policzyć tzw. TKW iPada (totalny techniczny koszt wytworzenia) i wyszło mu? 290,50 dolarów. To oznacza, że po odliczeniu kosztu gwarancji, marża Apple'a na iPadzie wyniesie 42,9%! To o równe 2 punkty procentowe więcej niż marża brutto zaraportowana po pierwszym kwartale rozliczeniowym 2010 r. To w wymiarze rocznym oznacza wzrost dochodowość firmy o kolejne setki milionów dolarów.
Im dłużej przychodzi więc analizować potencjał iPada, tym bardziej widać jak przemyślany jest to produkt. Pokazuje on bowiem nie tylko walory typowego marketingowego poziomego poszerzania kategorii produktowej, ale także buduje nową niszę rynkową (jak to Apple) w oparciu o bardzo wiarygodne przesłanki finansowe.