Szamani sztucznej inteligencji. Kto próbuje surfować na nowej fali rewolucji technologicznej?

Jeszcze wczoraj byli ekspertami od metawersum, przedwczoraj znawcami blockchaina i NFT, dziś chcą brylować jako specjaliści od sztucznej inteligencji. Wyczuli trend i chcą się wybić, a przy okazji zarobić. Oferują niewiele warte szkolenia i oparte na banałach doradztwo. 

Szamani sztucznej inteligencji. Kto próbuje surfować na nowej fali rewolucji technologicznej?

Tekst jest felietonem, czyli krótkim utworem dziennikarskim utrzymanym w osobistym tonie, lekkim w formie, wyrażającym punkt widzenia autora. Adnotacja dla szczególnie wrażliwych. 

Na początek dwie ważne informacje dla szamanów AI (to moje autorskie określenie naciągących ekspertów, pseudoekspertów, a może nawet patoekspertów od sztucznej inteligencji).

Najpierw dobra wiadomość: jeśli rok 2024 był rokiem sztucznej inteligencji, to w 2025 roku nic się zmieni. Rozwój sztucznej inteligencji, a w szczególności agentów AI, tylko przyśpieszy. Rewolucyjna fala nie słabnie

A teraz zła: po pierwszej fali zachwytów i chaotycznych działań rynek zaczął weryfikować zarówno narzędzia oparte na sztucznej inteligencji, jak i ekspertów. W publikacjach w mediach społecznościowych i na konferencjach widać, że w wielu przypadkach król jest nagi. Zaczynamy rozumieć, że szamani AI są dla rozwoju technologii i nauki w Polsce niczym Marianna Gierszewska dla psychologii. Zasięgowymi celebrytami, którzy nie bronią się żadną realną wiedzą ani dokonaniami. 

W gospodarce opartej na wiedzy szamani AI rozgościli się na łamach branżowych magazynów i portali; brylują na konferencjach, gdzie prezentują kolorowe filmiki i memy. Bawią publiczność, promują swoje kursy i szkolenia. Jeszcze grają w zielone, ale pierwsze oznaki, że owoce ich pracy są robaczywe, już widać. Nie tylko szepcze się o tym w kuluarach, ale nawet mówi na forum.

Przygotowując ten tekst, zrobiłem sobie listę osób, które za takich szamanów można uznać. Patrzyłem  na ich dorobek, doświadczenie, wykształcenie, a także na ich obecność w sieci: te osoby często były bardzo aktywne.

Szamani AI opierają swoją działalność na mediach społecznościowych. Wiedzą, jak działa „dowód społecznej słuszności”. Im więcej lajków, obserwujących czy komentarzy, tym coś jest bardziej wartościowe, godne uwagi. Oni to wiedzą, więc proponują też kursy uczące, jak "wykorzystać AI do budowy marki na LinkedIn" albo "budowy realnych zasięgów i generowania leadów". Niektórzy z nich wprost zasługują, by trafić do galerii sław KrindżedIn Polska (o charakterze satyrycznym wyśmiewające krindżowe posty na LinkedIn).

Niby każdy wie, że religia zasięgów jest fałszywa, ale jednak wciąż się na nią łapiemy. Szamani w cyfrowej sferze działają przecież tak, jak działali prawdziwi szamani: są “skuteczni”, dopóki plemię w nich wierzy. 

Część osób wskazała sama społeczność (w mediach społecznościowych ogłosiłem, że taki tekst szykuję), jednak tutaj momentami było jak z memem ze Spidermanami: osoba X wskazywała jako szamana osobę Y, która z kolei za szamana uznawała osobę X. Jak w 1 z 10. Było to wielce zabawne doświadczenie, ponieważ mianujące się osoby publicznie deklarują uznanie i sympatię wobec siebie. 

Ostatecznie postanowiłem jednak nie wskazywać szamanów z nazwiska. Po pierwsze, uznałem, że ocena, gdzie zaczyna się szamanizm, a gdzie kończy zwyczajna niekompetencja, jest dosyć cienka. Tutaj rzadko mamy do czynienia z sytuacją zero-jedynkową. Po drugie, nie chcemy wikłać się w procesy o naruszenie dóbr osobistych tych wrażliwych istot, a SLAPP-y stały się także w Polsce skutecznym narzędziem tłumienia debaty publicznej. Trzeba wiedzieć, że wielu tych czarodziejów AI to nie tylko ludzie pozbawieni poczucia humoru i dystansu, ale wręcz prawnicy, którzy w szukaniu dziury w całym są (prze)biegli. 

Ponadto po ostatniej imbie wokół tekstu Mariusza Kowalczyka "Była naczelna" w magazynie "Press" – autor nakreślił dosyć złośliwy portret dziennikarki Magdaleny Kicińskiej – doszedłem do wniosku, że efektem wskazywania palcem mógłby być hejt wymierzony w takie osoby. 

Niemniej postanowiłem pokazać niektóre postawy i działania szamanów i szamanek AI.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jednak nie zawsze musi być przypadkowe!

Marketingowcy, blogerzy, entuzjaści  

To może być "ekspertka", która jeszcze wczoraj była znawczynią metawersum i szafowała tym pojęciem na wszystkie strony. Napisała o metawersum książkę, opowiadała w webinariach i na konferencjach. Dziś jednak nawet o tym nie wspomina, bo na agendzie jest sztuczna inteligencja. Ma swoją fanbazę, w dużej mierze są to czytelniczki biznesowej prasy dla kobiet, bo też na byciu kobietą w świecie zdominowanym przez technologie się lansuje. Nie dziwi więc, że drugim jej ulubionym hasłem jest empowerment. Dla niej technologia zawsze jest kobietą, a nie po prostu technologią. 

Szamanem może być marketingowiec i dyżurny ekspert od wszystkiego. Możesz do niego zawsze zadzwonić z prośbą o komentarz. Wypowie się na każdy temat związany z technologiami, ale jeśli spytasz go o zupełnie inne kwestie, również nie będzie milczał. Jest twoim jednoosobowym influencerem informacyjnym, codziennie – zgodnie z regułą bytności w mediach społecznościowych – publikuje wybrane newsy ze świata technologii. Brakuje mu doświadczenia technicznego, nie ma za sobą żadnego wdrożenia, nigdy nie piastował funkcji CTO ani nawet informatyka zakładowego, niemniej swoje tezy głosi z nieprzejednaną pewnością siebie. Wytykanie mu błędów grozi atakiem jego wyznawców.

Do grona wiedźminów trafi też były bloger modowy, miłośnik drogich zegarków i wyznawca mitu, że “aby w życiu coś osiągnąć, wystarczy wstawać wcześniej, pracować ciężej i nie wydawać kasy na sojowe latte”. Ten "ekspert" bez mrugnięcia okiem powie ci, że AI zmieni wszystko, zabierze ci zawód, gitarę, samochód i żonę… ale możesz się na to przygotować, kupując jego kurs. Może i kurs okaże się drogi i niezbyt przydatny, ale potem będziesz wiedział, że smartwatch nie pasuje do garnituru. 

A jeśli już o garniturach mowa to dobra szamanka AI musi dbać o swój wizerunek w sieci. Jej outfit musi być przemyślany i konsekwentny. Jak to w biznesie, musi być elegancko, ale nie nachalnie. Świetnie więc sprawdzi się marynarka, najlepiej biała albo czarna. Elegancja lubi klasykę. Do takiego zdjęcia najlepiej zapozować z galanteryjnie założonymi rękoma, ale bez postawy zamkniętej. Tutaj doświadczenie z modelingu okazuje się bezcenne! Publikując takie zdjęcie, szamanka może dodać kilka mocnych frazesów o edukacji, równości, przyszłości. Nie pytaj jej jednak o kwestie techniczne, bo przecież nie po to ma dyplom z zarządzania, żeby zajmować się takimi niuansami, prawda?

Szaman AI lubi słowo zmiana. Tak bardzo, że sam nazywa się “projektantem zmiany" albo "innowatorem". Nasz szaman pewnie wolałby być nowym Bogusławem Wolniewiczem albo Tadeuszem Konwickim, ale na planszy zostały kariery w stylu Janusza Palikota albo właśnie "eksperta od treści obecnie obowiązujących". Doradzi więc, jak inwestować w pracownika przyszłości (na jego szczęście jest to trudne do weryfikacji, bo jak mawiał fizyk noblista Niels Bohr: "Snucie przewidywań jest trudne, zwłaszcza jeśli dotyczą przyszłości") albo podpowie, jakie kompetencje będą dawać przewagi w świecie AI. Podeprze się przy tym estymą MIT (albo innej uczelni z "lepszego zachodu"), choć w tym przypadku ma ona tyle wspólnego z amerykańską uczelnią, co szkolne zeszyty Oxford z brytyjską kuźnią akademicką.  

Szaman AI nie traci czasu na własne myśli. Nie tylko ich nie wymyśla – bo jego głównym zaklęciem jest "kopiuj-wklej" – ale też często, jak na szamana przystało, zleca napisanie postów generatorom treści. Dzięki temu może zająć się istotą swojej działalności, czyli publikowaniem w sieci i zbieraniem lajków. Wygenerowane przez ChatGPT albo “pożyczone” posty publikuje od LinkedIna po Instagram, od X po TikToka. Niczym zawodnik sumo masą pokonuje przeciwnika. 

I jak mówi pismo: po etykietach ich poznacie. Szamani są jednak nie tylko AI Enthusiast (koniecznie w formie anglojęzycznej, różnica między polskim a angielskim jest mniej więcej taka jak między Merchandiserem a wykładaczem towarów), ale też AI Strategy Expert, a niektórzy już nawet Machine-Brain Interface Specialist.

Za tymi tytułami, jak wspomniałem, nie kryją się inżynierowie ani nawet informatycy, częściej absolwenci (bywa, że i wykładowcy) uczelni typu Collegium Humanum, całkiem nieźli magistrowie filozofii i socjologii, zarządzania i marektingu. 

Szamanów i szamanek jest na pęczki, próbują wskakiwać na nową falę cyfrowej rewolucji i w gruncie rzeczy chwała im za to. Pewności siebie można im zazdrościć. Można by ich opisywać dalej i wskazywać kolejnych, ale w rzeczy samej utkani są z tej samej sieci wzajemnych powiązań, ulepieni z gliny oczekiwań i aspiracji.

Na stos albo do jeziora

Co robić z szamanami AI? To, co robi się z poganami. Wywlekać na stos i palić. Oczywiście to żart (piszę o tym, bo niektórzy nie rozumieją istoty felietonu, a więc satyry, metafory, peryfrazy, ironii i od razu chcą iść do sądu).

My szamanów zostawimy w spokoju, w końcu i tak potkną się o własne karykaturalne pomysły. A tymczasem mogę polecić wskazówki Jana Kinala, prezesa Setugo.pl, który zgrabnie napisał na LinkedIn, jak sprawdzać, czy mamy do czynienia z ekspertem, czy z wiedźminem (wiedźmą) bez konieczności topienia nieszczęśnika (znów żart – przyp. red.). 

Kinal pisze wprost: sprawdzić przebieg kariery twojego przyszłego coacha (eksperta). “Tylko osoba, która ma na koncie realne wdrożenia, wie, o czym mówi. Przeczytanie masy (w wersji optymistycznej) książek nie czyni nikogo ekspertem” – tłumaczy. 

I nie kupuj kota w worku (frazeologizm – przyp. red.). Zapisz się na lekcję próbną lub obejrzyj pokazowe szkolenie.

“Sam niedawno słuchałem pokazowego szkolenia z promptowania jednego pana z LinkedIna, który do każdego posta dodaje swoje zdjęcie. W dużym skrócie: nie miał pojęcia, o czym mówił. Serio" – opisał prezes Setugo.pl. 

Warto też pamiętać, że nie trzeba być ekspertem, aby skutecznie korzystać z narzędzi sztucznej inteligencji. Nie trzeba też być specjalistą, by pomóc innym zrozumieć te narzędzia. W świecie, w którym technologie rozwijają się w zawrotnym tempie, każdy znajdzie coś dla siebie. Często nie potrzebuje do tego szkoleń, tylko refleksji, czego dokładnie mu brakuje. Sztuczna inteligencja do wszystkiego nie istnieje, są natomiast narzędzia do rozwiązywania konkretnych problemów. 

Potrzebna jest więc weryfikacja na każdym kroku. Gospodarka oparta na wiedzy sprawia, że im więcej jest wiedzy, tym więcej jest też gównianej wiedzy.

Odróżnienie jednej od drugiej to, moim zdaniem, kluczowa kompetencja. Krytyczne myślenie sprawi, że nie tylko nie złapiemy się w sieci szamanów AI, lecz także będziemy mieli przednią zabawę, odkrywając ich sztuczki. A dobra zabawa to fundament. I tej życzę każdemu w 2025 roku. Niech to, a nie wskazywanie palcem pseudoekspertów, będzie puentą tego pierwszego w nowym roku felietonu. 

Tym, którzy oczekiwali błyskawic, gromów czy archanielskich trąb i są teraz zawiedzeni, mogę tylko powiedzieć, że innego końca tego tekstu nie będzie.