Biznes lubi procenty. Dlaczego tyle pije się na konferencjach IT?

Na imprezach branżowych IT alkohol leje się strumieniami. Niektórym przeszkadza ta nieznośna lekkość picia, ale są i tacy, którzy nie widzą problemu, bo przecież "biznes lubi procenty".

Biznes lubi procenty. Dlaczego tyle pije się na konferencjach IT?

W kultowej "Warszawie" Muniek Staszczyk śpiewał, że "Jesienią zawsze zaczyna się szkoła / A w knajpach zaczyna się picie". Okazuje się, że zaczyna się nie tylko szkoła, a pije się nie tylko w knajpach. I nie wyłącznie pod papierosowy dym oraz tak zwane "rozmowy o życiu", ale też pod networking i mądre prelekcje. Na konferencjach biznesowych, w szczególności branży IT, leje się piwo, wódka, a drina goni kolejny drin. 

Oczywiście alkohol w biznesie obecny był od zawsze, ale mamy XXI wiek i narracja o romantycznym chlaniu została dawno obalona. Nikt nie wierzy w budujące opowieści o tym, jak wstawaliście o czwartej rano i tyraliście po dwanaście godzin, nikt nie chce słuchać alkowybryków wiecznych start-upowców i specjalistów od IT. 

Przez Polskę w ostatnich dniach przetoczyła się kolejna awantura wokół kultury chlania. Po wracającym jak bumerang temacie dostępności alkoholu, w szczególności na stacjach benzynowych, opinię publiczną rozpalił temat alkotubek. Do sprzedaży trafiły tzw. małpki w tubkach, w jakich zazwyczaj sprzedaje się musy owocowe. Ostatecznie producent wycofał ze sprzedaży kontrowersyjny produkt, ale swoją opinię wygłosili wszyscy święci, z premierem rządu na czele. I znów zatriumfowało poczucie dobrze wykonanego obowiązku. 

Kulturalne picie 

Jednak kultura picia, w szczególności na szpilkach i w pantoflach, ma się dobrze. Bo przecież piwo to nie alkohol, a nielimitowane prosecco to tylko element eleganckiej imprezy. 

Od ponad dekady bywam na konferencjach biznesowych, kongresach, różnej maści eventach branży technologicznej i IT. Alkohol był tam zawsze obecny. Czasem dopiero wieczorem na bankiecie, ale niestety nierzadko też w ciągu dnia roboczego. 

Podczas niedawnej imprezy dużego dostawcy chmurowego w Warszawie piwo dostępne było bez ograniczeń, cały dzień. Po prostu brałeś i piłeś. Kiedy pytałem uczestników imprezy, czy jest to niezbędne, odpowiadali, że nie. I w sumie nie potrafili wyjaśnić, dlaczego alkohol tam jest. 

– Jak dają, to piję – wyjaśnił ze szczerością uczestnik.

Podobnie było na dużej konferencji w Krakowie poświęconej tematyce SEM (Marketing w wyszukiwarkach internetowych), gdzie od godziny 9.00 otwarta była tzw. strefa prosecco wspierana przez jedną z firm. 

- Na wejście dostaliśmy kilka kuponów na darmowe prosecco w barze, których nie można było wymienić na napój bezalkoholowy ani wodę. Na stoiskach partnerów alkohole dostępne były bez ograniczeń. Podchodzisz i bierzesz za darmo, nie pokazujesz dowodu, nikt nie pilnuje, ile piw wziąłeś – wyjaśnia Kasia*, która pracuje w branży od kilku lat i jak sama dodaje: "naoglądała się picia na branżowych imprezach".

Także Ania*, analityczka IT, zauważa, że alkohol od rana to standard wielu imprez branżowych.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. W sumie nie przeszkadza mi dostępność alkoholu, bo sama nie piję, ale faktycznie dziwne, że niby w pracy pić nie można, ale gdy jest się na służbowym wydarzeniu, reprezentując firmę, to już nie ma problemu – mówi.

Znajomy marketingowiec z dużej korporacji IT dodaje, że "przecież to normalne, że na konferencje idzie się bawić". – Zawsze tak było, nie wiem, czemu się czepiasz – odpowiada mi.

Może i się czepiać, ale jednak dziwi mnie, że na wielu konferencjach i wydarzeniach open bar jest dostepny w ramach biletu na wydarzenie. Jeśli to nie jest kultura picia, to chyba ktoś jeszcze nie wytrzeźwiał?

Prosecco nie uzależnia 

Zresztą nie tylko o imprezy (o integracyjnych i szkoleniowych nawet  nie piszę, bo tutaj klimat jak z “Wesela” Smarzowskiego nie jest rzadkością) i konferencje chodzi. Prezenty alkoholowe to także standard. Alkohol z biznesem łączył się i łączy dalej.

Ostatnio pewna pani na LinkedIn reklamowała 3. edycję Prosecco Women's Night. Zachwycona reklamowała imprezę hasłem, że "będzie nielimitowane prosecco", "inspirujące prelekcje" i "mnóstwo niespodzianek". Czym są te niespodzianki? Może to ładna nazwa na syndrom dnia następnego?

Pani nie widziała w tej reklamie nic zdrożnego. Bo jak rozumiem, gdy jest prosecco, a nie wódka, i gdy noc należy do pań, a nie panów, to wszystko się zgadza. Ciekawe, czy pani nie przeszkadzałaby networkingowa impreza pod nazwą Wódka Men’s Night? 

Wiadomo, że prosecco nie uzależnia. Piwko też nie. Dlatego pomysły takie jak Piwo Zgon SEOwca to przecież przykład na to, że "kreatywność nie zna granic" (komentarz pewnej pani). Piwo można też wysłać klientom w ramach świątecznego podarku. Przecież od lat wiadomo, że alkohol to prezent uniwersalny. 

Tak jak są imprezy prosecco, tak są przecież imprezy piwne. Zastanawia mnie, dlaczego niektórych oburzało Piwo z Mentzenem, a eventy takie jak Founders Beer już nie? Bo nie stoi za taką imprezą nielubiany polityk, tylko przedsiębiorcy? Bo pić można, gdy planuje się podbój rynku, ale gdy rusza się na Sejm już nie?

Pod Mocnym Aniołem (Biznesu)

Politykę i wielki biznes łączy m.in. to, że łatwo tam o podwójne standardy. O greenwashingu i robieniu PR-u na kobietach czy mniejszościach (bo to łatwe i tanie) pisaliśmy już wielokrotnie. Ten felieton pewnie by nie powstał, bo jestem ostatnią osobą, która by stała z batem nad kimś, kto chce cieszyć się wolnością i pić.

Jednak zdziwiło mnie, że osoby, które w mediach społecznościowych kruszyły kopię w walce z alkotubkami, nie zauważają problemu na własnym podwórku. Ba, wiele osób, które wrzucały pełne oburzenia posty na temat przypominających mus małpek, widziałem na tych imprezach. 

Kultura picia, "lufy pod umowę" ma się dobrze, nawet nie jeśli przybiera formę koktajli. Zasadniczo w wypiciu drinka po pracy nie jest niczym złym. Tak samo jak bankiet po kongresie, gorzej gdy alkohol staje się, cytując klasyka, oczywistą oczywistością. Przymusem, elemenetem etykiety.

Piją, bo piją. Piją, bo lubię. Piją, bo się boją. Piją, bo są ociążeni genetycznie [...] Piją, bo są zbyt spokojni i chcą się ożywić. Piją, bo są nerwowi i chcą ukoić nerwy. Piją, bo są smutni i chcą rozweselić duszę [...] Piją, bo są zbyt normalni i potrzebują odrobiny szaleństwa [...] i tak dalej, cytując za klasykiem z tytułu tego felietonu.

Dlatego też piszę ten tekst, bo jeśli chcemy realnej zmiany, musi ona zacząć się także w naszym otoczeniu, nasze kulturale picie nie jest czymś innym niż małpka choćby w formie musu. Bogaci i ustawieni, wysokofunkcjonujący przedsiębiorcy nie walczą z demonami, ulegają pokusom, nałogom jak inni. Zrozumienie tego to oczywiście początek. Konferencyjne, bankietowe picie to picie jak każde inne, dość tego widziałem od Karpacza po Sopot, wiem też jak łatwo to sobie tłumaczyć, bo – tu znów Pilch – “jednego bankieciarza w całej rozciągłości może zrozumieć tylko drugi bankieciarz”. 

*imiona rozmówców zmienione na ich prośbę