Po co nam ciało i umysł, czyli Bestia pragnie Substancji

Kino, to dość banalne, jest zwierciadłem, w którym oglądamy nasze pragnienia i lęki. Dwa z pozoru różne obrazy – "Bestia" i "Substancja" – które właśnie weszły na ekrany polskich kin, to opowieści o możliwej przyszłości, gdzie sami dla siebie jesteśmy największym wrogiem.

Po co nam ciało i umysł, czyli Bestia pragnie Substancji

Obydwa filmy widziałem w krótkim odstępie czasu, o obu słyszałem interesujące opinie, nie zawsze pozytywne. Nie recenzuję jednak filmów, więc ocenę pozostawiam widzom. Pewnie odhaczyłbym oba obrazy jako obejrzane i nie zaprzątałbym sobie nimi głowy, ale zarówno horror "Substancja" (reżyseria Coralie Fargeat),  jak i melodramat science fiction "Bestia" (reżyseria Bertrand Bonello), to w rzeczy samej opowieści o największej bolączce współczesności, czyli samotności. A w przyszłości będzie to jeszcze większa bolączka. To samotność potęgowana przez rozwój technologii i mediów, nie tylko społecznościowych, doprowadza do tego, że chcemy się pozbyć i duszy, i ciała.

Plakat z filmu "Bestia"

Przeklęta dusza

O próbie pozbycia się duszy traktuje "Bestia". Mamy tu rok 2044, świat zdominowała sztuczna inteligencja, która uznaje ludzkie emocje za problem. Jeśli chcesz osiągnąć w życiu coś więcej, musisz się oczyścić i pozbyć sentymentów oraz namiętności. Nad takim zabiegiem zastanawia się Gabrielle (Léa Seydoux): wraca do swoich byłych inkarnacji, przeżywając na nowo kolejne wersje relacji z jej ukochanym Louisem (w tej roli George MacKay). 

W świecie, który wygląda jak wielkie laboratorium, pełnym androidów, Gabrielle czuje się nieszczęśliwa. Tak samo jak w innych wersjach swojego losu. Filmową bestią nie jest więc sztuczna inteligencja, ale sama bohaterka, która w przeczuciu wiecznej katastrofy nie pozwala sobie na spełnienie marzeń. 

Technologia jest tutaj tylko tłem, choć o ogromnym znaczeniu. Jest narkotykiem, który pozwala się odciąć. Sprzedać duszę za spokój. W XX wieku trzeba było zawierać pakt z diabłem, dziś wystarczy parę kliknięć. 

Czy brzmi to jak science fiction? Już dziś spokojnie możemy wybierać w tożsamościach, zamknąć się w świecie wirtualnym, odciąć od społeczeństwa za pomocą poręcznych aplikacji. Życie na VOD, on demand, z dowozem pod wskazany adres. 

Sztuczna inteligencja przecież już jest mądrzejsza niż doktoranci. Wie o nas więcej niż rodzina. Odpowiada na każde pytanie. Wspaniale ludzka i nieludzka zarazem, kusząca. Kto mocniej wchodzi w interakcje z nią, staje się potężniejszy, czy może banalnie zależny? Jest nadczłowiekiem, jak tego chcą wielcy technies, czy może już białkowym wkładem do świata technologii?

Kadr z filmu "Substacja"

Ciałonegatywność 

We współczesnym świecie ciało jest wszystkim i niczym. Młode, jędrne, piękne, rozerotyzowane jest bożkiem, ale gdy tylko minie termin przydatności, staje się brzydkim balastem. Młode ciała na plakaty i do telewizji, stare do zamkniętych (koniecznie!) domów opieki. 

Oddawanie czci bożkowi ciała wcale nie prowadzi do zbawienia, a wręcz do destrukcji. Przekonuje się o tym bohaterka filmu "Substancja". Starzejąca się gwiazda Elisabeth Sparkle (Demi Moore) decyduje się na skorzystanie z nielegalnego "leku", który ma pozwolić jej przeżyć młodość raz jeszcze. Tytułowa substancja pozwala sklonować ciało i podzielić świadomość. Elisabeth prowadzi podwójną egzystencję. W jednym tygodniu jest sobą, 50-letnią byłą już gwiazdą, w drugim łaknącą uciechy Sue (Margaret Qualley). Młodość jednak nie chce się niczym dzielić, nie chce dać się okiełznać. Życie na pół jej nie wystarcza. 

Konsekwencje tych pragnień są tragiczne. Kult młodości okazuje się mrzonką i trucizną. Substancja zamiast leczyć, zabija. 

Okazuje się, że wiecznie młodym i pięknym można być tylko na Instagramie czy w innym metawersie. Rzeczywistość, o zgrozo, podlega prawom fizyki i biologii. Ktoś by więc zapytał: na cholerę mi taka rzeczywistość? Podły świat, niedobry świat, czemuż innego nie ma świata?

Możliwość wyspy 

Ciało i umysł; pamięć przeorana przez traumy i ciało pełne blizn. Czy nie lepiej się tego pozbyć? Zarówno "Bestia", jak i "Substancja" nie wprost mówią o możliwości innego życia. O perspektywie, możliwości "wyspy szczęśliwej", dalekiej od realnego tu i teraz. 

Nie wydaje mi się, żeby wizja z pierwszego filmu była daleka i przerażająca. Ilu z nas wolałoby wykasować wspomnienia, uczucia? W tym momencie z automatu przypomina się kawałek  "Ile dałbym, by zapomnieć cię" płockiego zespołu Jeden Osiem L. Jednak wizja resetu pamięci to nie tylko potencjalny plan totalitarnego państwa, lecz także pragnienie wielu ludzi. A ciało, które się nie starzeje? Klonowanie człowieka, przynajmniej w wersji z filmu "Substancja", nie jest możliwe, ale przecież (bio)technologie anti-aging rozwijają się w zawrotnym tempie. Dolina Krzemowa widzi w tym żyłę złota. 

Multimilionerzy wierzą, że śmierć, czy raczej starość, bo o nią chodzi, to tylko opcja. Na czele peletonu o laur wiecznej młodości biegnie 47-letni Bryan Johnson, który całe swoje życie poświęcił na walkę z upływającym czasem: sen, seks, jedzenie; wszystko ma pod ścisłą kontrolą. Łyka garściami suplementy, ciągle spotyka się z lekarzami, omija szerokim łukiem używki. Ultramilioner przekonuje, że jego narządy wewnętrzne już osiągnęły wydolność osiemnastolatka, co ponoć kosztowało go 2 miliony dolarów tygodniowo. Faktycznie na zdjęciach wygląda na maksymalnie 30-latka, choć twarz zdradza, że młodość ma już za sobą.

Czy tylko takie życie jest jeszcze życiem? 

Bohaterki omawianych wyżej filmów przekonują się, że nowy lepszy świat, nowa lepsza JA to złudzenie, marzenie senne, które staje się koszmarem. Może więc lepiej się nie budzić. Śpiącym w świecie wirtualnym, którzy starają się odciąć od duszy (emocji) i ciała, nie przeszkadzam, niech śnią. Cała reszta niech szykuje się na solidne lanie. Twarda dupa i mocny charakter mogą się przydać. Jednak ciało, które przyjmuje razy, może i przyjmować przyjemność, a dusza, która płacze, może i radować się na wiele sposobów, które algorytmom nawet się nie śniły.