Edward "Silnoręki" Miszczak już nie trzęsie TVN-em. Władzę przejęli Amerykanie

O Miszczaku wszyscy ludzie TVN mówią tylko dobrze albo anonimowo. Bo za dużo wie, za dużo osób zna i nie wiadomo, gdzie teraz będzie pociągał za sznurki. Jego odejście z TVN to jednak coś więcej niż dziesiątki porzuconych przez patrona gwiazd i gwiazdeczek, które martwią się o swój dalszy los. To także znak czasów: stacja ta stała się już amerykańską korporacją, a niemal całą władzę trzymają w rękach ludzie z Discovery. 67-letni Miszczak do tego świata nie pasował.

Edward Miszczak. Co dalej z TVN-em

"Rozmawialiśmy z Edwardem od pewnego czasu na temat zmiany w naszej organizacji, jesteśmy więc do niej bardzo dobrze przygotowani. W tym miejscu chcę podziękować Edwardowi za jego 25-letni wkład w rozwój TVN. Będąc od pierwszego dnia na pokładzie naszej firmy, Edward tworzył największe i najbardziej rozpoznawalne formaty, przyczynił się do wyjątkowego postrzegania marki TVN" – gdy Katarzyna Kieli, prezes TVN, wysyła tego maila o zmianach w firmie na Wiertnicznej, gdzie znajduje się siedziba stacji, zaczyna się poruszenie. Bo choć o takim scenariuszu przebąkiwało się na korytarzach, to większość pracowników jest mimo wszystko zaskoczona.

Były już dyrektor programowy TVN Edward Miszczak faktycznie pracował w stacji od pierwszego dnia. Przez 25 lat jego postać urosła do miana najważniejszej osoby w firmie. Ważniejszej nawet niż ojcowie-założyciele Mariusz Walter i Jan Wejchert.

Wszyscy ludzie Edwarda

To Miszczak decydował o tym, jakie programy wejdą na antenę, o jakich porach i przede wszystkim kto będzie je prowadził. Tworzył gwiazdy, ale jednocześnie potrafił być bezwzględny, jeśli któraś z nich nie okazywała mu lojalności. Przez tyle lat jednak hierarchia była wypracowana bardzo dobrze: nawet Kuba Wojewódzki od czasu do czasu puścił oczko Miszczakowi. "U nas rządzi pan Miszczak, do niego się idzie w ważnych sprawach" – zdarzało mu się rzucić coś w tym stylu w swym talk-show.

– Ceniło się to, że jak wszedłeś w orbitę TVN i byłeś lojalny, to potrafili z ciebie zrobić gwiazdę. A to cię zaprosili do "Dzień Dobry TVN", a to zrobili o tobie kulisy sławy w "Uwadze", a to jako gościa cię gdzieś zaprosili. A jak się już mocno wybijałeś, to i do Wojewódzkiego na kanapę mogłeś trafić – mówi dawny dziennikarz lifestyle’owy TVN.

To Miszczakowi tak wiele zawdzięcza dziennikarka Małgorzata Ohme. To po jego odejściu Filip Chajzer - niemający dziś najlepszej passy zawodowo ani prywatnie - według Pudelka boi się, że straci pracę. To Miszczak jako jedyny uwierzył w Joannę Krupę, gdy przyjechała do Polski. To jego Małgorzata Rozenek nazywa teraz "ojcem chrzestnym jej sukcesu" i mówi, że odejście Miszczaka to "koniec pewnej ery w polskiej telewizji".

Stworzył też lub mocno pomógł rozwinąć kariery Magdy Mołek, Ewy Drzyzgi, Huberta Urbańskiego, Martyny Wojciechowskiej, Oliviera Janiaka, Bogdana Rymanowskiego, Marcina Wrony, Ryszarda Cebuli, Agnieszki Woźniak-Starak i wielu, wielu innych. – Jak szło się do TVN na konferencję ramówkową, to towarzystwo wokół niego skakało, wszyscy spijali z ust: dziennikarze, gwiazdy. To była prawdziwa szara eminencja, do której szło się kłaniać. Szła jedna, druga, trzecia gwiazda odstrzelona do jego gabinetu – wspomina dziennikarz, który przez wiele lat opisywał losy stacji.

Joanna Krupa o Edwardzie Miszczaku

Zresztą konferencje ramówkowe są dobrym przykładem pomysłowego zarządzania Miszczaka. To totalne targowisko próżności, na które gwiazdy zabiegają, by zostać zaproszone, a potem dopchać się do ścianki. Idzie na to mnóstwo pieniędzy, ale wszystko robione jest ze smakiem, blichtrem i pomysłem. Takimi właśnie chwytami Miszczak przez lata budował wizerunek TVN jako stacji najlepszej, masowej ale jednak nieco premium. Dla aspirującej klasy średniej.

Przez lata jego nazwisko przewijało się w mediach, ale sam pokazywał się raczej rzadko. Nawet widzowie wiedzieli jednak, że jest to ktoś, kto może bardzo dużo. Skupił wokół siebie taką władzę i estymę, że jego odejścia z TVN nie należy traktować jako odejścia osoby, lecz instytucji. Prawdopodobnie następca Miszczaka – niezależnie od tego, jak stanowisko będzie się teraz nazywało – nie będzie już miał takiej władzy. I właśnie tego obawia się wielu pracowników TVN. Dlatego odejście Edwarda Miszczaka to pewna cezura.

Teraz w TVN ma być inaczej.

Od Konsolaty do compliance

A nawet już jest, bo ewolucja trwa co najmniej od 2018 roku, gdy Discovery kupiło inną amerykańską firmę. Scripps Networks Interactive od trzech lat miała w swoim portfolio m.in. właśnie TVN z całym dobrodziejstwem inwentarza. Renomą najważniejszej stacji w Polsce, przyległymi kanałami telewizyjnymi z TVN24 na czele, wielkimi gwiazdami ale także niezbyt rozwiniętymi platformami internetowymi.

Już wtedy, tuż po zakupie rynek plotkował, że wejście Amerykanów oznacza koniec epoki Miszczaka. Jim Sampels, szef międzynarodowej dywizji Scripps Networks - który zresztą został na krótko prezesem TVN - zapewniał jednak w rozmowie z DGP: "Nie mamy i nie chcemy mieć bezpośredniego wpływu na kwestie pracownicze. Wystarczy nam bliska współpraca z zarządem stacji, który najlepiej wie, co robić w takich kwestiach. Gdyby były jakiekolwiek problemy z Edwardem Miszczakiem, na pewno by nam to przekazano, ale sami bezpośrednio się w takie kwestie nie angażujemy".

Ludzie ze Scripps przez trzy lata zdążyli się rozeznać w terenie i faktycznie pozostawili stery dotychczasowym sternikom, skoro dobrze im przez lata szło. Jedyne więsze zmiany, jakie sie pojawiły, dotyczyły ramówki i wprowadzenia formatów znanych z kanałów Scripps ze Stanów Zjednoczonych.

Tym większym zaskoczeniem stała się polityka nowego właściciela. Discovery weszło jak do siebie i stwierdziło: robimy po swojemu już na całego. Nagle w TVN miały zapanować nowe zasady i nowa kultura pracy, jeszcze bardziej amerykańska i korporacyjna niż od czasu przejęcia stacji przez Scripps. Inna niż ta, w której chował się Edward Miszczak.

Edward Miszczak w 1989 r. jeszcze jako pracownik Polskiego Radia

A było to dawno temu, bo jeszcze na przełomie lat 80. i 90., gdy razem ze Stanisławem Tyczyńskim zakładali pierwsze komercyjne radio w kraju – RMF FM. Tyczyński był prezesem, Miszczak dyrektorem anteny. Jak wspomina w rozmowie na 30-lecie radia, władzę miał prezes oraz Konsolata – pracownica, która na zeszyt dawała pożyczki.

Miszczak głowił się nad tym, w jaki sposób on sam może coś więcej znaczyć. W końcu go olśniło: taksówki! Jako firma dogadali się z korporacją taksówkarską i dostawali bloczki na przejazdy dziś zwane voucherami. Samymi bloczkami dysponował właśnie Miszczak. – To jest władza realna! Jedenasta w nocy, wiatr wieje, stać i czekać na przystanku? Za to można kochać każdego. Daj bloczek… Nie ma sprawy! – wspomina w rozmowie na 30-lecie RMF FM.

Rzeczona kobieta nie tylko trzymała kasę, ale jednocześnie doradzała pracownikom, obserwowała ich i podpowiadała Miszczakowi, na kogo warto zwrócić uwagę. Jej postać dobrze oddaje, jaki styl pracy preferował sam Miszczak. Nazywał ją Świętą Konsolatą (to prawdziwe imię), a jej zeszyt, w którym notowała wypłaty i pożyczki dla pracowników, sposób zarządzania nimi Miszczak wspomina z rozrzewnieniem. – Uważam, że pięciu oficerów HR rozpieprzy każdą instytucję. Nie mam wątpliwości – mówił w 2020 roku. Dodaje z żalem, że nie udało mu się tego elementu kultury pracy przenieść do TVN. Ale zazwyczaj próbował, niczym Silnoręki z filmu "Chłopaki nie płaczą", dowiedzieć się, pogadać, z kim trzeba, i załatwić po swojemu. A że miał ogromną pozycję, jego metody działały.

Dziś jednak Grupa TVN to ogromna firma należąca do jeszcze większego międzynarodowego giganta. Dział HR to oczywistość. Od 2015 roku, gdy firmę przejął Scripps, istnieje też dział compliance, czyli, w skrócie ujmując, pilnujący, by firma trzymała się standardów prawnych i etycznych pod wszelkimi względami, także zarzadzania ludźmi. Nie może już być miejsca na drugą historię taką jak z Kamilem Durczokiem oskarżonym o mobbing i odchodzącym ze stacji w niesławie. Zresztą już w 2016 można było zauważyć pierwsze sygnały, kto rządzi, gdy włodarze ze Scripps zdecydowali o rozstaniu się z Moniką Szymborską i Krzysztofem Mączyńskim, szefostwem "Uwagi" i "Superwizjera" – dwóch ważnych programów, które miały być oczkiem w głowie Miszczaka - a którzy także mieli nie cieszyć się dobra opinią wśród podwładnych.

Miszczak jednak wciąż miał wystarczająco władzy, by w miarę spokojnie działać i trzymać parasol ochronny nad swoimi. W tym samym roku w wywiadzie dla "Dziennika" tancerz Michał Piróg przyznawał, że jego dobra pozycja w stacji to zasługa właśnie Miszczaka, zwłaszcza w obliczu nowej wtedy PiS-owskiej władzy: – Wiem, że to Edward Miszczak ma do mnie cierpliwość, bo pozostała część zarządu raczej nie kocha mnie bezwarunkowo. (...) Jest też jedyną osobą, której ja słucham. On ma do mnie cierpliwość, jak moja matka, ale daje mi większą swobodę niż ona. Bo matka instynktownie otacza cię błoną ochronną, poza którą nie wyjdziesz. U dyrektora tej błony nie ma. Jak wypadnę, to trudno, tych dzieci jest dużo.

Jak twardą rękę ma Miszczak, Piróg mógł dobrze pamiętać z roku 2007, gdy był jurorem TVN-owskiego programu "You Can Dance", a jedną z głównych gwiazd stacji był Hubert Urbański mający sukcesie "Milionerów" prowadzić kolejną, szóstą już edycję "Tańca z gwiazdami". Tuż przed startem nowego sezonu Urbański, czując swą pozycję, poszedł do Miszczaka po kilkudziesięcioprocentową podwyżkę. Roszczeniowa postawa nie spodobała się dyrektorowi. Uznał, iż nikt nie może w ten sposób stawiać sprawy i poświęcił jedną ze swych największych gwiazd. O odejściu Urbańskiego ze stacji branżowe media pisały zaledwie dzień przed rozpoczęciem się szóstej edycji "Tańca z gwiazdami". To było ze strony Miszczaka szokujące zagranie, ale, jak się okazało, skuteczne: nie tylko pokazał swą pozycję, ale i wypromował Piotra Gąsowskiego jako nowego prowadzącego taneczne show,. A z Urbańskim po latach panowie się pogodzili i ten pierwszy powrócił już z lekka spokorniały do stacji, powtarzając sukces "Milionerów".

Tańcz, gotuj i podglądaj

Zresztą taniec to jeden z trendów, który w Polsce wypromował właśnie Miszczak. A przynajmniej to on zdecydował postawić na dwa wspomniane wyżej formaty. Wypromowały one dziesiątki tancerzy, sportowców i celebrytów, którzy do dziś nie boją się stawać na parkiecie w szranki z profesjonalistami. Od 2005 roku odbyło się łącznie już 18. edycji "Tańca z gwiazdami" w TVN i Polsacie, który przejął obecnie ten format. Po dziewięciu edycjach "You Can Dance" program z kolei przejęło TVP.

Owszem były to ogromne sukcesy. Ale zarazem wszystkie były po prostu licencjami. Jednym z zarzutów stawianych Miszczakowi jest to, że większość jego sukcesów to jedynie polskie wersje zagranicznych hitów telewizyjnych. To jednak nie takie proste, jakby się mogło wydawać. Sama instrukcja obsługi (w tym przypadku zagraniczna licencja wraz z wymogami) nie wystarczy do stworzenia telewizyjnego hitu. Wszystko trzeba osadzić w odpowiednich realiach i okolicznościach. Ustawić na polską modłę, która niekoniecznie pokrywa się z tą zachodnią. Jeden z moich rozmówców porównał to dość obrazowo. Co z tego, że Rosjanie mają instrukcję złożenia iPhone’a? Oni i tak nie będą tego w stanie zrobić, bo są osadzeni w innych okolicznościach.

Zatem programowe hity TVN nawet jeśli były licencjonowane, to i tak silna ręka Miszczaka musiała je błogosławić i prowadzić. Dość podać za przykład jeden program na licencji, który całkowicie zmienił polskie społeczeństwo i media na kolejne dekady. 4 marca 2001 roku stacja wyemitowała pierwszy odcinek "Big Brothera" – pierwszego polskiego reality show, w którym piętnaścioro uczestników zamieszkało w podwarszawskim domu najeżonym kamerami i mikrofonami.

Możliwość podglądania zwykłych ludzi niemal w czasie rzeczywistym (wraz z dodatkowymi nocnymi odcinkami okraszonymi większą dozą pikanterii) sprawiła, że Polacy oszaleli na punkcie programu. Jego finał w maju 2001 roku oglądało 10 mln ludzi. W całym roku był najchętniej oglądanym programem w kraju. Po emisji pierwszej edycji zaczęły nawet powstawać pełnometrażowe kinowe filmy o bohaterach programu. Co prawda żenująco kiepskie, ale to pokazuje, jak bardzo do mainstreamu przebili się jego uczestnicy.

"Big Brother" wywołał istną lawinę programów typu reality show w polskich stacjach telewizyjnych. Każda chciała mieć swój hit i swoich bohaterów. Niektórzy zostali potem wielkimi gwiazdami. Najlepszym przykładem jest 18-letnia Dorota o blond włosach i ciętym języku, która w 2002 roku wystąpiła w reality show "Bar" na antenie Polsatu. Cała Polska szybko usłyszała o dziewczynie, która często kłóci się z pozostałymi uczestnikami i łamie regulamin, uciekając w trakcie nagrania z narzeczonym, by uprawiać seks. Po latach Dorota Rabczewska przyznała, że udział w tamtym programie był motywowany chęcią wypromowania muzyki zespołu Virgin, w którym występowała. Jak widać, udało się doskonale. A Doda do dziś jest królową polskiej muzyki pop.

Jeszcze innym trendem były programy kulinarne, choć tu pierwszy był Robert Makłowicz w Telewizji Polskiej. To jednak Miszczak forsował tę modę w TVN i tak wyrosły gwiazdy: Pascal Brodnicki, Michel Moran czy Magda Gessler.

Choć mało brakowało, a ta ostatnia pozostałaby nieznaną szerzej restauratorką z warszawskiego Śródmieścia. Los "Kuchennych rewolucji" wahał się bowiem przez kilka miesięcy. TVN wcale nie chciał realizować tego programu, bo miał właśnie Brodnickiego i lukratywny kontrakt ze znanym producentem żywności Knorrem. Do stacji próbowała dobić się firma Prymat z konkurencyjnym formatem: "Hell's Kitchen". - Odbijaliśmy się od jednych drzwi do drugich. Byliśmy już zrezygnowani, aż nagle udało się załatwić audiencję u Miszczaka. Wchodzimy, a on od razu z grubej rury: "no, chłopaki, robimy ten program, siadajcie, pokażcie, co tam macie" - opowiada osoba biorąca wtedy udział w rozmowach. Jak tłumaczy, Miszczak miał zupełnie inne podejście niż reszta ludzi z TVN, z którymi wcześniej rozmawiali: bezpośredni, wręcz rubaszny i czujący pieniądze, które do niego właśnie przyszły.

Tak, po miesiącach niepowodzeń i po zaledwie jednej rozmowie z Miszczakiem powstały "Kuchenne rewolucje". Pozostawała jeszcze kwestia prowadzącego, którym według firmy Prymat miał być Robert Sowa. Zrobiono nawet próbne zdjęcia, ale Sowa Miszczakowi się nie spodobał i ten zablokował jego kandydaturę. - Powiedział wtedy, że sam nam kogoś załatwi na prowadzącego i po jakimś czasie przyszedł z Magdą Gessler. Reszta jest historią, jak mawia klasyk. Dziś Magda Gessler wciąż jest najjaśniejszą gwiazdą programów kulinarnych w Polsce, a Robert Sowa pozostaje na peryferiach świata showbiznesu - wspomina mój rozmówca.

Kanapa z "Dzień Dobry TVN"

Ale wracając do Big Brothera, był to też świetny strzał biznesowy. To w nim po raz pierwszy uruchomiono usługę SMS Premium, by widzowie mogli głosować, kto ma odpaść z programu. To jeszcze bardziej zbliżyło ich do uczestników, przyniosło jeszcze większy sukces i oczywiście ogromne pieniądze. A pamiętacie, że w "Big Brotherze" było lokowanie produktu, choć nikt tego jeszcze tak nie nazywał? Spójrzcie na lodówkę w charakterystycznym dla jednego z producentów gazowanego napoju kolorze.

Słynna lodówka Sprite'a w Big Brotherze

- Miszczak był w tym dobry – mówi jedna z osób pracujących kiedyś w TVN w dziale handlowym. Na przykład w serialu "Magda M." na przestrzeni kilku odcinków rozbudowany został wątek zakupu auta przez główną bohaterkę. Najpierw dotychczasowe auto się psuje, potem Magda M. wybiera, szuka nowego, aż w końcu decyduje się na konkretny model i tak się akurat w scenariuszu składa, że jest to Suzuki Swift.

Firma na potrzeby nagrań serialu wyprodukowała jeden model z szyberdachem, by aktorzy grający w środku auta byli lepiej doświetleni. – Po emisji serialu Suzuki dostało tyle zapytań o model z szyberdachem, że specjalnie na Polskę zaczęli go produkować – opowiada mój rozmówca.

Tak udane strzały marketingowe były zasługą m.in. cotygodniowych spotkań u Miszczaka, w których brali udział szefowie sprzedaży, biura reklamy i innych działów biznesowych, by ustalić, co jest grane i jak to komercjalizować. To tam aprobowano takie pomysły jak zmiana wystroju studia "Dzień Dobry TVN" – flagowego porannego programu. Nie odbywa się to nocą, lecz na antenie: pracownicy w strojach Agata Meble dumnie wnoszą kanapę w trakcie programu, a w salonach meblarskich wiszą kanapy dumnie podpisane: "to ta sama, co w DDTVN!".

Amerykanizacja TVN

Nie był zatem Miszczak złym biznesmenem, potrafił stworzyć z ludzi gwiazdy, a z programów hity. Co więc szło nie po drodze? Trzeba wrócić do różnic między Polską a Stanami i wspominaną kulturą pracy. Edward Miszczak tak naprawdę jest jednym z ostatnich "starych" szefów. Nowi właściciele przynieśli nowe zasady. I nowych ludzi.

Dziś kluczowe stanowiska zarządcze w firmie zajęte są przez ludzi spod bandery Discovery. Wietrzenie trwa u samej góry: w zarządzie. W ostatnich czterech latach doszło tam do kilku zmian. Neutralną osobą jest Michał Samul (praktycznie wychowanek Adama Pieczyńskiego, który odszedł pod koniec 2019 r.) szef TVN24 i Faktów. Jednak Jarosław Wichowski (odpowiada za sprawy budżetowe i operacyjne) i Dominika Stępińska-Duch (sprawy prawne i compliance) to ludzie, którzy dołączyli do TVN i zarządu już za czasów Discovery.

Dorota Żurkowska (współpraca i promocja międzynarodowa) przyszła do zarządu prosto z Discovery razem z Katarzyną Kieli, która nie jest w zarządzie, ale jest za to prezeską całej Grupy TVN. Zarząd uzupełnia Piotr Tyborowicz, ostatni ze "starych". Już w 1997 roku był dyrektorem biura reklamy w TVN. Szóstym członkiem zarządu był Edward Miszczak. Obecnie zdecydowaną przewagę, a w zasadzie władzę mają w nim już ludzie namaszczeni przez Discovery.

Jednak władza zarządu sama w sobie może być ograniczona, na co wskazują ostatnie wydarzenia. W maju tego roku po połączeniu Discovery z Warner Bros. do Warszawy przyjechał Gerhard Zeiler, który nadzoruje międzynarodowy zespół po fuzji. Według informacji Wirtualnych Mediów Zeiler spotykał się z menedżerami, analizował wszystkie działy firmy. Wizyta trwała kilka dni. Niektóre zmiany wprowadzane od tej wizyty mogą być jej efektem.

Sama Katarzyna Kieli, która w Discovery jest od 2000 roku, także została w pewien sposób "zdegradowana" jeszcze przed przyjazdem Zeilera. Do kwietnia zarządzała regionem Europy, Afryki i Bliskiego Wschodu, co dawało łącznie aż 140 rynków telewizyjnych. Teraz kieruje jednym – polskim. To nie pokazuje większego skupienia się na polskim rynku przez centralę, lecz raczej jego marginalizację. Przyjście Discovery, a teraz fuzja z Warner Bros. domyka etap amerykanizacji firmy.

Zasady, pozwolenia, kontrole

Zarząd TVN też nie jest już takim klasycznym zarządem odpowiadającym przed radą nadzorczą i akcjonariuszami jak w polskich spółkach giełdowych. To raczej rada dyrektorów, która odpowiada przed strukturą globalną. I na giełdzie (NASDAQ, nowojorskiej) oczami świeci dopiero ta struktura globalna, nie jacyś lokalni bonzowie z Wiertniczej. Z perspektywy tejże Wiertniczej to też zdewaluowanie jej roli.

Edward Miszczak z żoną Anną Cieślak. Fot. tvn.pl

A przecież kiedyś w TVN było inaczej: ludzie mieli poczucie własności tego biznesu, sprawczości, a nawet misji. Mariusz Walter i Jan Wejchert, założyciele stacji, byli symbolami familijnego wymiaru firmy. Edward Miszczak ze swoim parasolem ochronnym dla lojalnych ludzi też potrafił budować poczucie bezpieczeństwa.

Przecież kiedyś był taki Zbyszek, gość od telefonów. Jak miałeś problem, coś w telefonie nie działało, albo nie umiałeś zainstalować, to się szło do Zbyszka i Zbyszek od razu to ogarniał. A dziś? Dziś musisz wyklikać formularze, potwierdzić sto razy, przejść cały proces angażujący kilka osób, by wreszcie załatwić sobie nowy telefon.

Przecież dzisiaj, żeby wyjechać do Ukrainy na wojnę jako korespondent, trzeba miliona pozwoleń na różnych poziomach firmy. A kiedyś po prostu padała decyzja: jest wojna, to jedziemy! – I to też nie może się podobać Miszczakowi, bo lubił zarządzać od ręki: podejmował decyzję i to już się działo – ocenia jeden z byłych pracowników TVN.

Za tymi czasami tęsknią ludzie ze "starego" TVN. I za tym stylem zarządzania tęsknić musiał sam Miszczak. – Jak sobie coś ubzdurał, to nie było siły, żeby go olać. Na pewno zarządzał w pewnym stopniu autorytarnie, ale to przez lata się sprawdzało. Inna sprawa, że przez ostatnie lata telewizja sama w sobie także się zmieniła i jego styl rządzenia niekoniecznie musi dziś pasować – mówi ten sam rozmówca.

Zwłaszcza że amerykańscy właściciele to zupełnie inny świat: dużo biurokracji i częste zmiany na ważnych stanowiskach. Jak mówi jeden z naszych rozmówców, przez lata pracujący blisko osób zarządzających, w tej kulturze pracy nie buduje się elitarnej drużyny, która idzie zdobyć pierścienie. Tu nikt nie może być pewny swej roli, bo wszystko zbyt szybko się zmienia. Ludzie są tu tylko trybikami. Jak w większości korporacji.

A Miszczak w ogóle nie był korporacyjny, co musiało rodzić utrudnienia, bo gdy zderzają się dwie tak różne kultury pracy rodzą się frustracje. – Edward jest postacią, ma barwną osobowość wymykającą się szablonowi korporacyjnego grzecznego pracownika, który w dyplomatyczny sposób przez 6 miesięcy będzie coś załatwiał – mówi jego były bliski współpracownik. Według Pudelka o odejściu Miszczak miał myśleć wręcz już od 4 lat, czyli od momentu przejęcia firmy przez Discovery.

Co po Edwardzie?

To pytanie zadaje sobie wiele osób w TVN. Szczególnie gwiazdy, nad którymi roztaczał parasol ochronny. Miał swój dworek ulubienic i ulubieńców. Byli arabskimi końmi w stajni, którą on zarządzał: czasem dał marchewkę, czasem ukarał batem. Ale jak trzeba, to wyglancował na bóstwo i postawił przed kamerą. To dworek stał w kolejkach przed gabinetem po regularne umizgi. To dworek stał w środku gabinetu, gdy Edward miał urodziny. I dworek liczył, że dostanie choćby gościnne zaproszenie na cośrodowe kolegia tygodniowe szefów działów: obecność na nich też znaczyła, że jest się kimś istotnym.

Teraz dworek stracił szefa, patrona, akuszera ich sławy i pieniędzy. Człowieka, który był w tym samym miejscu z tymi samymi zasadami, przywarami, sympatiami i z tą samą władzą przez ostatnich 25 lat. Ten człowiek nagle znika. Nikt już nie jest protegowany. Nikt nie zostanie z automatu wybroniony po jakimś głupim wyskoku czy wypowiedzi. Nie wiadomo nawet, do kogo chodzić na umizgi. Kogo teraz emablować?

Dworek podczas konferencji ramówkowej TVN w 2016 roku. Fot. tvn.pl

Kto zastąpi Edwarda? I czy w ogóle na dotychczasowej pozycji? Czy wciąż będzie jedna osoba, która będzie decydowała o antenie i jej głównych twarzach? A może Amerykanie mają na to inny pomysł? Może przyślą kogoś ze Stanów? Albo będą zarządzali stamtąd centralnie, dalej marginalizując polski zarząd?

Dworek ma wiele pytań. Ale nie tylko on. Patrząc z perspektywy każdego pracownika TVN, nie wiadomo, co będzie dalej, kto i na jakich zasadach będzie rządził. To nie jest komfortowa sytuacja dla codziennej pracy.

Wiadomo za to, że jednym z kluczowych obszarów rozwoju dla TVN ma być streaming. Gerhard Zeiler, ten, który w maju wizytował TVN, uważa, że jest on przyszłością rynku. W rękach firmy jest teraz nie tylko platforma TVN Player.pl, ale też HBO Max oraz kanały Discovery. Co ważne, te ostatnie na całym świecie wprowadzane były jako osobny brand Discovery+. W Polsce zaś pojawiły się pod banderą Playera. To może oznaczać, jak istotny jest rozwój tej konkretnej platformy, a w przyszłości być może połączenie jej z HBO Max.

I to też może być jeden z powodów odejścia Edwarda Miszczaka, który wielkiej wagi do internetu raczej nie przykładał. Najważniejsza zawsze była telewizja. Podejście "digital first", jakie panuje nawet w wielu dawnych prasowych redakcjach, w TVN długo nie było brane pod uwagę. Dobrze widać to w porównaniu z Polsatem, który zwykle przejmował formaty telewizyjne, dopiero gdy sprawdziły się one w TVN. Jeśli jednak chodzi o internet, to gdy TVN uruchamiał pierwszą wersję Playera w 2011 roku, Polsat już od trzech lat prowadził platformę Ipla (dziś Polsat Box Go).

To jednak jedyna pewna rzecz, jaką wiadomo o przyszłości stacji. Edward Miszczak zaś jest teraz medialnie wiązany z Polsatem, do którego miałby przyjść, by zastąpić podobno odchodzącą na emeryturę Ninę Terentiew.

Miszczak odmówił nam rozmowy. Wyjaśnił, że ma zakaz udzielania wywiadów w sprawie swojego odejścia, przeprosił i odesłał do biura prasowego.

Wysłaliśmy więc tam pytania. Biuro prasowe TVN nie odpowiedziało na pytanie, czy firma zamierza rozpocząć rekrutację na stanowisko dyrektora programowego, które zwolniło się po Edwardzie Miszczaku lub czy planuje reorganizację tego stanowiska i struktury. Wiadomo jedynie, że w okresie przejściowym Miszczak będzie pełnił funkcję dyrektora pionu Programmingu.

Okazało się jednak, że marginalizację TVN-u po światowej fuzji Warner Bros. i Discovery można wyczuć nawet właśnie w biurze prasowym TVN. Na pytanie o priorytety globalnego właściciela wobec stacji i polskiego rynku, biuro prasowe przesłało jedynie... trzy linki do artykułów z amerykańskiej prasy, w których David Zaslav, dyrektor generalny Warner Bros. Discovery, przedstawia priorytety całego koncernu. Ani razu nie pada w nich nazwa TVN, a Polska wspomniana jest raz, ale na zasadzie "mamy tam fajny biznes i jest fajnie".

Zdjęcie tytułowe: fot. Adam Tuchliński/Tuchlinski Studio dla Newsweek Polska
DATA: 20.06.2022