Mniej Polaków ginie w wypadkach. Dobrze, ale przestańcie obwiniać ofiary
Krok w dobrym kierunku widać, ale jeśli chcemy ratować jeszcze więcej żyć, czas przestać obwiniać ofiary, a jeszcze większą uwagę poświęcić tym, którzy te życia odbierają.

W zalewie złych informacji łatwo przegapić albo niewystarczająco docenić te dobre. Mam wrażenie, że trochę tak się stało ze statystykami opublikowanymi przez Komisję Europejską. Wynika z nich, że w 2024 r. w Polsce w wypadkach drogowych zginęło o 35 proc. osób mniej niż w 2019 r.
To nie tak, że wiadomość przeszła niezauważona, ale poza wzmiankami mało gdzie doczekała się większego uznania. A to przecież naprawdę coś.
Łatwo to wytłumaczyć: polskie drogi wciąż nie są w pełni bezpiecznie. Pod względem liczby osób zabitych na drogach na milion mieszkańców wciąż jesteśmy nieco ponad unijną średnią (u nas jest to 52, podczas gdy przeciętnie w UE - 45). To smutne, ale i tak zrobiliśmy gigantyczny postęp, aby ratować ludzkie życia. Albo inaczej: aby nie pozbawiać innych życia.
Powodów poprawy jest pewnie wiele. Polepsza się infrastruktura, a auta, którymi jeżdżą Polacy, są coraz bezpieczniejsze. Jest jeszcze jeden istotny czynnik.
Jeżdżenie szybko w końcu jest surowo karane
Jak zwracał latem uwagę w rozmowie z PAP Łukasz Zboralski, twórca portalu Brd24.com zajmującego się bezpieczeństwem, za spadającą od lat liczbą wypadków stoi m.in. nowy taryfikator punktów karnych, który wszedł w życie we wrześniu 2022 r. "Średnio, w porównaniu do okresu sprzed pandemii, mamy w Polsce o jedną trzecią mniej zabitych na drogach" – przypominał.
Wystarczy spojrzeć na policyjne dane podsumowujące 2022 r., które zostały opublikowane w 2023 r.
W porównaniu z 2020 rokiem, kiedy zginęło 2491 osób, nastąpił spadek o 595 osób (-23,9 proc.), natomiast z 2021 rokiem, w którym śmierć poniosło 2245 osób nastąpił spadek o 349 osób (-15,5 proc.) (…) W porównaniu z 2020 rokiem 2020 liczba rannych zmniejszyła się o 1720 (-6,5 proc.). W porównaniu z 2021 rokiem, liczba ta spadła o 1672 osoby (-6,3 proc.) – wyliczał nadkomisarz Robert Opas.
Co się nie zmienia? To, że za kółkiem często szaleją młodzi. W 2024 r. ludzie w wieku 18-24 byli sprawcami 2 945 wypadków, w których zginęło 271 osób, a 3 745 zostało rannych. Według policyjnego raportu przyczyną 34,3 proc. wypadków spowodowanych przez młodych kierowców było "niedostosowanie prędkości do warunków ruchu".
Główną przyczyną wypadków z winy kierujących w 2024 r. (które stanowiły 91,2 proc. wszystkich zdarzeń) było nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu (5 169 wypadków), niedostosowanie prędkości do warunków ruchu (4 269 wypadków) oraz nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu (2 301 wypadków).
W rozmowie z PAP Bartosz Józefiak, autor książki "Wszyscy tak jeżdżą", zauważał, że kierowcy nawet po wypadku "nie widzą swojej winy i nie przyznają się do błędu".
Od jednego z kierowców usłyszałem, że "staruszka po prostu wyszła na pasy". Chodziło o kobietę, którą potrącił śmiertelnie, jadąc 90 km/h w terenie zabudowanym. Ten konkretny mężczyzna miał już bogatą kartotekę, więc zapytałem go, czy jadąc tak szybko, nie myśli o tym, że może kogoś zabić. Odpowiedział, że nie – "o tym się nie myśli, jak się jedzie". I wcale nie był wyjątkiem w takim myśleniu - przekonywał autor książki.
W podtrzymywaniu poglądu, że pieszy jest winny, pomagają polskie chodniki
Od lat pojawiają się na nich napisy w stylu "odłóż smartfon – żyj". Hasło sugeruje, że to gapiostwo wkraczającego na pasy jest powodem wypadku, a nie np. to, że kierowcy pędzą i ignorują przepisy.
We wrześniu napis pojawił się przed jednym z przejść w Ostrowi Mazowieckiej. Akcję, jak donosił serwis ostrowmaz24.pl, zorganizowali uczniowie i pedagodzy z ZS nr 1 wraz z policją. Cytowana była też opinia kierowców, zdaniem których "nieuwaga pieszych korzystających z telefonów na przejściach to coraz większe zagrożenie". W przedsięwzięcie na innych przejściach włączył się też burmistrz. Miasto sfinansowało zakup farby, dzięki której możliwe było przygotowanie ostrzeżeń.
- Tego rodzaju inicjatywy mają ogromne znaczenie - zwiększają świadomość zagrożeń i uczą odpowiedzialnych zachowań na drodze, co przekłada się na realne zmniejszenie liczby wypadków z udziałem pieszych – przekonywał z kolei nadkom. Tomasz Żerański, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Ostrołęce, kiedy dzielnicowi z gminy Olszewo - Borki przeprowadzili akcję "Odłóż smartfon i żyj".
W akcji wziął udział wójt gminy Olszewo-Borki Krzysztof Grala, dyrekcja i uczniowie Szkoły Podstawowej z Olszewa – Borek – relacjonował portal moja-ostroleka.pl.
I tak jest w wielu polskich miastach i miasteczkach co jakiś czas. W akcje angażują się lokalni politycy, którzy w ten sposób pokazują, że zależy im na zdrowiu, ba, życiu mieszkańców, sąsiadów, wyborców. Ci w końcu widzą też, że władza coś robi, działa, stara się.
Pod tego typu kampanie podpina się problem uzależnienia od technologii
- Proponujemy tę inicjatywę w odpowiedzi na alarmujące statystyki wypadków drogowych, a także na rosnący problem uzależnienia od urządzeń mobilnych, które mogą odwracać uwagę pieszych – zarówno dorosłych, jak i dzieci – od zasad bezpieczeństwa na drodze – tłumaczyła na grudniowej konferencji prasowej Katarzyna Czerniewska, przewodnicząca klubu "Wszystko dla Gdańska" w Radzie Miasta Gdańska, cytowana przez "Dziennik Bałtycki".
Wcześniej ten argument przytoczono w Łęczycy.
Uzależnienie od telefonu polega na tym, że osoba korzystająca z niego szuka bodźców poprawiających humor – mogą to być zabawne zdjęcia czy filmiki – zamieszczane w mediach społecznościowych. Mózg szybko zaczyna wytwarzać więcej dopaminy, która w normalnych warunkach pojawiłaby się na skutek wysiłku, na przykład po wykonaniu ćwiczeń fizycznych. Poziom tego związku chemicznego, wywołującego uczucie szczęścia oraz euforii, wzrasta bez wysiłku, a organizm chce utrzymać ten stan jak najdłużej. Dopamina odgrywa kluczową rolę w procesie powstawania uzależnień – tłumaczono, gdy pracownicy Jednostki Budżetowej "Zieleń Miejska" malowali napisy.
Nawet na stronie urzędu napisano, że to "osobliwe oznakowanie". Rzeczywiście te hasła są dziwaczne i powinny odbiegać od normy, ale niestety dzieje się u nas odwrotnie. Dalej wzmacnia się myślenie, że to pieszy jest potencjalną ofiarą. To on musi dbać o swoje bezpieczeństwo. Inaczej na drodze rozszarpią go pędzący kierowcy.
To niestety nierzadko prawda. Nie twierdzę, że wchodząc na pasy mamy zamknąć oczy i zatkać uszy. Od władz i policji oczekiwałbym jednak, by skupiono w końcu uwagę na potencjalnym sprawcy niebezpiecznych zdarzeń, a nie ofierze. Czas w końcu odwrócić proporcje.
To tak, jakby reakcją na niebezpieczne incydenty w dzielnicy była akcja "zrób więcej kroków, omiń kłopotliwe osiedla i żyj". Burdy na ulicach? "Ciesz się czasem wolnym w domu i żyj!". Równie osobliwe odpowiedzi na realne problemy, prawda?
Członkowie stowarzyszenia Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej zwracali uwagę, że najczęstszymi sprawcami wypadków z udziałem pieszych są kierowcy, a najczęstszymi ofiarami piesi powyżej 40 roku życia. Co oznacza, że napisy skierowane do młodych pieszych są podwójnie nietrafione.
– To obwinianie ofiar wypadków drogowych. Takie malowanie nie ma wpływu na bezpieczeństwo, tym bardziej, że hasła często pojawiają się przed przejściami dla pieszych z sygnalizacją świetlną. Sprawcami są kierowcy i w stronę kierowców powinniśmy kierować hasła typu „zwolnij”, „nie zabijaj”. Według badań ITS w rejonie przejść dla pieszych aż 85 proc. kierowców przekracza dozwoloną prędkość – komentował w rozmowie z portalem Architektura i Biznes Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Biura Zarządzania Ruchem Drogowym w Warszawie.
Załamuje się regularnie widząc, jak nazywane są akcje mające trafić do kierowców
Wiecie, jak zachęca się prowadzących pojazdy, by ci nie używali telefonów podczas jazdy i zachowali większą ostrożność?
"Łapki na kierownicę".
Pieszy ma odłożyć smartfon i żyć, a kierowca odłożyć "łapki", jakby był sympatycznym, pluszowym misiem. Ta dysproporcja jest niby zrozumiała, bo przecież to pieszy faktycznie ryzykuje swoim życiem. Jak jednak traktować poważnie ostrzeżenie, że można kogoś celowo bądź nie zabić, mówiąc mu, że ma położyć łapki na kierownicę?! To nie wyścig w grze komputerowej i strofowanie niesfornego gracza, który dokucza rywalowi!
Chciałbym, aby w drodze do zmniejszenia liczby ofiar śmiertelnych w wypadkach jeszcze większą uwagę poświęcało się pędzącym czy nieodpowiedzialnym kierowcom, a nie zrzucało winę na pieszych. Jak widać daleko nam do odwrócenia sytuacji.







































