Nasze psy i koty. Oto najwięksi wygrani pandemii

Schroniska pełne chętnych do przygarnięcia zwierzaka. Hodowle tak oblegane, że ceny za rasowe psy i koty podskoczyły o kilkadziesiąt procent. Spacery z psami w środku dnia, byleby wyrwać się choć na chwilę z lockdownu. Szukając odskoczni od pandemicznych smutków, zwróciliśmy się do naszych braci mniejszych.

26.03.2021 07.27
Nasze psy i koty. Oto najwięksi wygrani pandemii

Joanna, Tomasz i Freddie mieszkają w ścisłym centrum Warszawy. Najbliższym sąsiedztwem są knajpy z modnej, imprezowej ulicy Poznańskiej i pogotowie na Hożej. Przed pandemią takie sąsiedztwo było prestiżowe. Dziś knajpy są zamknięte na głucho, za to ruch w pogotowiu niestety bez przerwy. 

Przed pandemią Joanna i Tomasz żyli pracą i podróżami. Dziś są uziemieni, w biurach bywają sporadycznie, podróże owszem, jakieś udało się dograć, ale na kolejne szansa jest coraz mniejsza. Przed pandemią małżeństwo myślało o psie, ale wyjazdy i intensywne życie blokowało te plany. – Nie adoptujesz zwierzaka po to, żeby go oddawać za chwilę do hoteliku. Ale gdy wiesz, że przez kolejne trzy miesiące nie wyjedziesz, łatwiej podjąć taką decyzję – opowiada Joanna Dargiewicz-Rożek, wspólniczka w Agencji Medialnej Strategic Advisors. 

Wybrali niewielkiego kundelka Freddiego, którego przywieźli aż spod Katowic. Joanna trafiła na niego na facebookowej grupie „Sznaucerki w potrzebie”. Adopcja wcale nie była prosta. Wywiad środowiskowy, kontrola mieszkania i ocena, czy nowi właściciele faktycznie zapewnią psu właściwe warunki. Proces trwał kilka tygodni. W którymś momencie małżeństwo było już przekonane, że to się nie uda.

Fredzio pomaga w tele-pracy

– Można by odnieść wrażenie, że zasady adopcji są przesadzone. Ale zdaję sobie sprawę, że to naprawdę ma uzasadnienie. Mieszkamy w centrum Warszawy, co okazało się dużą przeszkodą. Zadawano nam pytania: jak sobie wyobrażacie spacery w centrum? Gdzie pies może pochodzić po parku? – wspomina Dargiewicz-Rożek. Elegancko urządzone mieszkanie w fajnej miejscówce okazało się być tak naprawdę utrudnieniem. – Wymagania fundacji opiekujących się zwierzętami są wysokie. Człowiek może czuć, że skoro nie ma domu z ogrodem, to nie ma też szansy na psa – opowiada kobieta. I dodaje, że wolontariuszka fundacji nawet przychodziła ocenić warunki lokalowe. 

A jednak udało się. Fredzio jest z nimi od września. Okazał się kanapowcem, psem dobrze odnajdującym się w mieszkaniu, był już nawet na wycieczkach w Polsce i bardzo mu się podobało. Co będzie po lockdownie? Joanna prowadzi własną firmę, więc będzie mogła brać go ze sobą do biura.

O ile kiedyś biura w ogóle wrócą. 

Pandemia dźwignią adopcji

Pandemia, kolejne lockdowny i ograniczenia w wychodzeniu z domu masowo zwróciły nasze oczy na domowe zwierzaki. Szczeniaki i psy dorosłe, ba, czasem wręcz w wieku emerytalnym, które nie liczyły już na przygarnięcie ze schroniska. Kundelki i psy z rodowodem. Koty małe i duże, dachowce i persy. Chomiki, świnki morskie, króliki, szynszyle i nawet jeże. Ich towarzystwo stało się na cenę złota. 

Zainteresowanie zwierzętami domowymi jest tak duże, że zauważyli je nawet eksperci od nieruchomości. HRE Think Tank uwzględnił je w swoim raporcie o siedmiu nieoczywistych efektach pandemii. Analitycy piszą: „Wszystko wskazuje na to, że w tych niecodziennych czasach po prostu zapragnęliśmy mieć pupila. I nie był to jedynie trend związany z ograniczeniem w przemieszczaniu się, w ramach którego posiadanie psa stanowiło żelazny glejt. Sytuacja utrzymuje się już bowiem od kilku miesięcy. Efekt jest taki, że w grudniu 2020 r. ceny zwierząt domowych były w Polsce o ponad 29 proc. wyższe niż rok wcześniej”. 

Kiedy w marcu zeszłego roku wprowadzono pierwszy lockdown, jeszcze żartowaliśmy, że w domu przydałby się pies, z którym można byłoby legalnie wychodzić na spacery. Im bardziej pandemiczny paraliż się wydłużał, tym bardziej żarty o pożyczaniu sobie psów na spacery przestały być żartami. Wiele osób, w obliczu zamknięcia w domach, ruszyło do schronisk, przytulisk i rozmaitych fundacji zajmujących się adopcjami zwierząt, by znaleźć nowego przyjaciela. 

Serwus, Olga i Jacek mówią nam: Serwus!

Pozytywny wpływ zwierząt domowych na człowieka potwierdza przecież nawet WHO. Od wspólnej pracy nad kondycją za pomocą regularnych spacerów po wpływ czworonogów na obniżanie stresu czy po prostu poprawienie naszego samopoczucia. Mimo to pandemia uderzyła i w zwierzęta domowe. Przynajmniej na początku. 

19 marca 2020 r. warszawskie schronisko na Paluchu ograniczyło odwiedziny osób spoza personelu zawodowego. Był to trudny czas, psy zostały pozbawione nie tylko wizyt potencjalnych nowych opiekunów, ale i wolontariuszy, którzy wychodzili z nimi na dłuższe spacery. Obostrzenia zaczęto powoli odmrażać dopiero w maju.

Mimo to ze schroniska wydano 1696 psów i 1246 kotów. W roku 2019 liczby te wynosiły odpowiednio 1787 i 1184. Niby wzrostu nie zanotowano. Ale był to przecież rok, gdy ludzie głównie myśleli o tym, jak przetrwać w nowej sytuacji, martwili się o zdrowie swoje i najbliższych, obserwowali narastający kryzys i obawiali się o pracę. Więc i tak poziom zainteresowania adopcjami zwierząt był wysoki. 

– Na początku pandemii sporo mówiło się o tym, że adopcja czy kupno psa to poważna decyzja i nie powinno się jej podejmować pod wpływem chwili czy większej ilości wolnego czasu związanego z pracą zdalną. Mam nadzieję, że jak najwięcej osób wzięło to pod uwagę – mówi behawiorystka Anna Klimczak.

Ten boom to nie tylko polska specyfika. Jak pisze Deutsche Welle, według Niemieckiego Związku Kynologicznego w 2020 roku Niemcy kupili o ok. 20 proc. więcej psów niż w poprzednich latach. Zaś według wyliczeń Direct Line’s między początkiem marca a początkiem września 2020 roku Brytyjczycy kupili w sumie 5,7 mln zwierząt domowych, z czego 2,2 mln to psy.

Piesełek lekiem na całą pandemię

Gdzie mieszkasz? To twoje mieszkanie czy wynajmowane? Ile możesz wydać na karmę dla psa? Ile na leczenie zwierzaka? Co zrobisz, jeśli pies ci ucieknie? Jak zareagujesz, gdy okaże się, że pies ma lęk separacyjny? To standardowe pytania, które padają w procesie adopcji zwierząt domowych. 

Przesada? Przecież wszystko jest lepsze od schroniska. Niekoniecznie. Psy, które tam trafiają, często wcześniej doświadczały niewyobrażalnej przemocy, więc wymagają odpowiednich warunków. 

Paulina znalazła Arbuzę na jednej z krakowskich grupek adopcyjnych. Po suczkę razem z partnerem Łukaszem pojechali z Krakowa pod Olkusz. Arbuz była tak zestresowana, że nie było możliwości, aby swobodnie chodziła. Wolontariusz wziął ją na ręce i wyniósł z boksu. Gdy było już trochę ciszej, suczka była w stanie trochę się podnieść i kawałek przejść. Paulina i Łukasz wiedzieli, że nie będzie lekko, ale postanowili spróbować. 

Arbuz już zaklimatyzowała się w domu Pauliny i Łukasza

– Pandemia na pewno przyśpieszyła decyzję o adopcji – zapewnia Paulina, prowadząca własną agencję Granko. Przyznaje, że wcześniej razem z Łukaszem pracowali bardzo dużo i nie zawsze w domu. Gdyby nie ta zmiana, nie mieliby przestrzeni na to, by podjąć się opieki nad lękowym, straumatyzowanym psem. 

Jacek i Olga od dawna zastanawiali się nad adopcją psa, ale dopiero pandemia stała się katalizatorem ich działania. Mieszkają w Warszawie. Olga projektuje wnętrza, Jacek zaś pracuje w jednej ze stołecznych redakcji. Teraz oboje pracują z domu. W zeszłym roku zamieszkał z nimi kundelek Serwus. Piesek był pod opieką schroniska na Paluchu, ale para adoptowała go z domu tymczasowego.

Para miała świadomość tego, że w pandemii będą dłużej w domu i będą mogli odchować pieska. Jak mówi Olga: – Adopcja psa była priorytetem, a to, czy będzie on z Cieszyna, czy Sopotu, było drugorzędne. Chciałam, by bilans bezdomnych piesków był mniejszy o choć tego jednego. 

Mery adoptowała w zeszłym tygodniu dwa koty. Mieszka razem z partnerem w Krakowie i właśnie tam szukali czworonogów. Jak mówi Mery, pandemia na pewno przyspieszyła adopcję, ale to była tylko kwestia czasu. – Szukaliśmy głównie w schronisku. Fundacje mają jak dla mnie zbyt długi, wymagający proces adopcyjny, który szczerze, trochę mnie odstraszał – opowiada kobieta. Wspomina, że był utrudniony dostęp do schroniska w czasie pandemii i brak możliwości wcześniejszego zobaczenia na żywo zwierzaków. Na miejscu Amber i Mała od razu skradły ich serca. 

Katarzyna i jej 5-osobowa rodzina zawsze chcieli mieć psa, ale trudno było się zdecydować, kiedy w domu jest trójka małych dzieci, pracuje się na pełnym etacie w dużej firmie telekomunikacyjnej, a na dodatek mieszka pod Warszawą, przeznaczając sporo czasu na dojazdy do firmy. Postanowili zatem skorzystać z „szansy”, jaką podsunęła im pandemia i założyć dom tymczasowy. Przygarnęli psy, które dzięki nim mogły nauczyć się życia w domu, a oni sprawdzić, czy dadzą radę powiększyć swoją rodzinę o czworonoga.

Roy już znalazł nową rodzinę

– Dom tymczasowy założyliśmy z pomocą Fundacji Tymmmczasy. To była dobra decyzja i obopólna korzyść. I dla nas jako rodziny, gdzie dzieci uczą się miłości do zwierząt, odpowiedzialności i empatii. I dla fundacji, która opiekuje się dziesiątką zwierząt jednocześnie. Co najważniejsze, zyskują przede wszystkim psy, bo pobyt w domu tymczasowym zwiększa szansę na stałą adopcję. Można poznać psa, sprawdzić, jak zachowuje się na co dzień, czy akceptuje dzieci, co lubi i jakie ma ewentualne trudne zachowania. Dzięki temu możemy znaleźć jak najbardziej dobraną dla niego rodzinę adopcyjną – opowiada Katarzyna. Do tej pory w jej domu udało się wyadoptować Moly i Roya. 

Okazało się, że prowadzenie domu tymczasowego wcale nie jest takie trudne i udało się bez większych przygód okiełznać dodatkową logistykę. Pomogła praca z domu. – Wydawało mi się, że największym problemem będą dla nas spacery. Jednak dzieci, po wielu godzinach lekcji online, chętnie wychodziły na dwór. Spacery stały się oczekiwanym wytchnieniem zamiast obowiązkiem. Momentami to pies już nie dawał rady, bo chętnych na zabawę na dworze było wielu – wyjaśnia Katarzyna.

O takim wytchnieniu marzyli też Agata i Michał z Gdańska. W ich rodzinnych domach psy zawsze były obecne. Przed adopcją powstrzymywał ich zakaz ze strony właścicielki wynajmowanego mieszkania, która nie zgadzała się na domowe zwierzęta. Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia wysłali jej wiadomość z dłuższymi życzeniami. Opowiedzieli o tym, jak bardzo trudny był ostatni rok, jak brakowało im w mieszkaniu żywego zwierzaka, który byłby z dala od trosk, które mają na co dzień. To przekonało kobietę. 

Mores i jego dom

Agata trzyletniego Moresa – niewielkiego, włochatego pieska – znalazła w ogłoszeniu hoteliku dla bezdomnych psów i koni pod Skarżyskiem-Kamienną. – Pandemia okazało się najlepszy czasem, żeby podjąć taką decyzję – przekonuje Michał.

Takich historii w Polsce mamy dziś prawdziwe zatrzęsienie.

Boom na rodowody 

W zeszłym miesiącu przestępcy w Los Angeles postrzelili Ryana Fishera, oprowadzacza psów Lady Gagi. Porwali wtedy też dwa z trzech buldożków francuskich piosenkarki. Sprawa zwróciła uwagę na problem, z którym borykają się władze Wielkiej Brytanii. Według serwisu Dog Lost w ciągu ubiegłego roku liczba kradzieży psów na Wyspach skoczyła ponad dwukrotnie.

Nielegalny handel zwierzętami jest obecnie uważany za trzecie co do wielkości źródło przestępczych dochodów w Unii Europejskiej – po zorganizowanym handlu narkotykami i bronią. Niemieckie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt mówi o 75 przypadkach nielegalnego handlu zwierzętami domowymi tylko między styczniem a październikiem 2020 roku. Ich ofiarą było ponad 800 zwierząt, głównie psów. Liczba niezgłoszonych przypadków jest prawdopodobnie znacznie wyższa. 

U nas nie ma jeszcze takich statystyk, ale możliwe, że problem także istnieje. Rasowe psy, za które można dostać sporo pieniędzy, mogą być łakomym kąskiem dla złodziei.

Według danych przytoczonych jakiś czas temu przez mBank w 2020 roku ceny zwierząt domowych z hodowli wzrosły o 28,1 proc. Początek wzrostu przypadał na okolice kwietnia i maja, a swoje apogeum osiągnął w okolicach września. Za tym zainteresowaniem idzie też wzrost cen za psy hodowlane. Jak sprawdził BizBlog, za popularnego u nas szczeniaka golden retrievera jeszcze rok temu maksymalna cena wynosiła 4 tys. zł. Dziś nie obejdzie się bez wydania co najmniej 6 tys. Podobne zjawisko jest i na Zachodzie. W Wielkiej Brytanii organizacja charytatywna Dogs Trust wylicza, że ceny psów zaledwie w ciągu kilku miesięcy urosły o ok. 89 proc.

– Zastanów się, kiedy będziesz miał lepszą okazję do kupienia psa – powiedział Jakubowi Wątorowi, dziś dziennikarzowi Spider’s Web, jego ówczesny szef rok temu. Wątor pracował wtedy w dużej korporacji, szefował sporemu zespołowi, dużo podróżował, więc posiadanie psa wydawało się pozostawać w sferze marzeń. – Pandemia miała przecież trwać tylko dwa tygodnie. Po jakimś czasie, na callu w pracy rzuciłem, że marzę o piesku i nagle ludzie zaczęli zachwalać, jak świetna to jest decyzja w obecnych czasach – wspomina Wątor. 

Jakub Wątor i Frenkie. Psiaka można obserwować na Instagramie: Frenkieborder

Od początku wiedział, że jeśli kiedykolwiek zdecyduje się na psa, będzie to border collie kupiony od rzetelnych, sprawdzonych hodowców. Okazało się jednak, że kupienie psa z hodowli nie jest proste. Trzeba długo czekać na kolejne mioty. W jednej hodowli usłyszał: styczeń 2021. Rozczarowany myślał, że wtedy pewnie już będzie po pandemii. W końcu trafił na hodowlę z Lublina i pod koniec sierpnia 2020 pojechał po Frenkiego.

– Gdy bierzesz psa ze schroniska, sprawdzają cię, przyjadą do ciebie na domu. Z hodowlami jest różnie, niekoniecznie są aż tak zaangażowane. Szukałem hodowli zrzeszonej w Międzynarodowej Federacji Kynologicznej, nie chciałem kogoś, kto sprzedaje psy niezaszczepione, niezaczipowane, bez informacji o ich pochodzeniu. Na rynku dużo jest takich pseudohodowli – opowiada dziennikarz. 

Do poszukiwań podszedł metodologicznie. Podobnie wydawało mu się, że jest przygotowany do nowego obowiązku. Zdawał sobie sprawę z tego, że szczeniak będzie wymagał na początku bardzo dużo pracy. Ale nie zdawał sobie sprawy z tego, jaka to praca. – Kupiłem trochę książek, pozapisywałem się do grup, na seminaria. Jednak podręczniki dla przyszłych opiekunów psów nie opiszą ciągłości życia z psem. Dużo wychodzi, gdy pies już jest w domu. Dopiero wtedy okazuje się, czy można puszczać głośną muzykę albo kiedy można pójść ze szczeniakiem na bardziej ruchliwą ulicę – opowiada Wątor. 

Kot królem anteny

Ale pandemia zrobiła dobrze nie tylko zwierzakom poszukującym domów. Także te już z nami mieszkające nagle od swoich przebywających częściej w domach opiekunów zaczęły dostawać więcej atencji. Spacery w godzinach, gdy normalnie byliśmy w pracy, obecność opiekuna czasem przez cały dzień w domu, stres, który idealnie można rozładować zabawami ze zwierzakiem. Któż z opiekunów zwierząt z ręką na sercu nie przyzna, że je mniej lub bardziej w ostatnim roku rozpuścił? 

Co więcej, zaczęliśmy po prostu częściej widywać zwierzęta w domach naszych znajomych. Michał Tracz, dziennikarz programu „Polska i świat” w TVN24, śmieje się, że jego kot Kajtek jest gwiazdą prawie każdego kolegium redakcyjnego, wbija na Zoomy bez skrępowania. 

U dziennikarki Ewy Siedleckiej z tygodnika „Polityka” czytelnicy dzięki nadawanym z domowego zacisza występom telewizyjnym odkryli, że ma ona współlokatora w postaci papugi Żaczka. Zresztą nie raz kradnącego show: jednego dnia podczas „Dnia na żywo” Żaczek zezłoszczony na opiekunkę za to, że nie zwraca na niego uwagi, zaczął udawać domofon. 

Nie takie pieskie żarcie

Raczej nie jest specjalnym zaskoczeniem, że efektem tego boomu na zwierzęta jest też boom w naszych wydatkach. I nie chodzi tylko o samą zapłatę za pupila. Coraz więcej wydajemy też na ich utrzymanie. Wyczuł to biznes. Od globalnych korporacji po małe lokalne firmy.

Od lat rośnie popyt na rozmaite specjalne produkty dla zwierząt. Maty węchowe, zabawki interaktywne, szelki i smycze w modnych wzorach to już codzienność. Co innego ręcznie wykonane... domki dla królików i szynszyli. Te w środku pandemii zaczęła produkować firma Follow Rabbit. Patryk Treumann od lat zajmuje się produkcją filmową i współpracuje z youtuberami. Teraz jednak postanowił zrealizować marzenie i otworzył firmę, która zaprojektuje i wyprodukuje ręcznie wykonane z pietyzmem łóżeczka i domki.

Tak jak w pandemii zaczęła rosnąć popularność jedzenia na telefon, tak zaczęło się też poważne zainteresowanie... psim cateringiem. Nie tylko bezkontaktowo dostarczy posiłki do domów, ale jeszcze jest tworzony pod indywidualne potrzeby danego psiaka.

Jedna z firm oferujących takie usługi, PsiBufet, uzyskała w tym roku w nowej rundzie finansowania kwotę 5 mln złotych. – Planujemy duże inwestycje marketingowe, rozbudowę zespołu i poszerzanie kompetencji inhouse, szerszą ofertę produktową i oferowanie naszego jedzenia w jeszcze bardziej atrakcyjnej formie dla klienta końcowego – mówił Wirtualnym Mediom Piotr Wawrysiuk, właściciel tego założonego w 2016 r. rodzinnego start-upu. Być może psi catering to w Polsce nadal niszowy biznes, ale z potencjałem. Dla przykładu: amerykański start-up The Farmers Dog, serwujący naturalne posiłki dla zwierząt, od początku istnienia zgromadził od inwestorów 103 mln dolarów. 

Psie smuteczki po lockdownie 

Choć końca pandemii nadal nie widać, eksperci podkreślają, że warto już teraz myśleć o tym, co będzie z domowymi zwierzakami po jej zakończeniu. Czy psy przyzwyczajone do stałej obecności opiekunów w domu zniosą rozłakę, gdy ci wrócą do pracy w biurze?

Amber w domu Mery chodzi swoimi drogami

– Myślę, że może odbić się to na psach na więcej niż jeden sposób. Po pierwsze, może się pojawić lęk separacyjny, czyli strach przed zostawaniem samemu w domu. Jeśli pies od początku nie jest przyzwyczajany do samotności, to potem może być mu trudno zaadaptować się do nowej sytuacji, która jest dla niego bardzo ciężka – mówi behawiorystka Anna Klimczak. Druga sprawa to brak socjalizacji, co jest również utrudnione w obecnych czasach.

– Myślę, że niektórzy mogli przecenić to, ile czasu będą mieli dla psa, kiedy już trzeba będzie wrócić do pracy w biurze. Pies to nie tylko karmienie i spacery, ale też czas spędzony na zabawie, treningu, wizytach u weterynarza czy pielęgnacji. To wszystko jest czasochłonne, a praca pochłania kawał życia, do tego często dojazdy zabierają dodatkowy czas. Mam szczerą nadzieję, że się mylę, ale niektórych może przerosnąć taka rzeczywistość... i w najgorszym wypadku psy zaczną niestety trafiać do schronisk – konkluduje behawiorystka.

Na zdjęciu tytułowym jest Ozzie. Jej opiekun Bartosz Pilitowski, prezes Fundacji Court Watch Polska, opowiada: - Ozzi jest z nami od stycznia i jest bardzo zazdrosny, gdy nasze ręce głaszczą myszkę, a nie jego.
Fot. B. Pilitowski

Geralt, kociak przygarnięty we wrześniu 2020 przez naszą korektorkę Agatę Źrałko