REKLAMA

Będą walczyć z dezinformacją. W autobusach i tramwajach

Jedziesz komunikacją miejską, przeglądasz internet, natykasz się na sensacyjną wieść, ale po chwili w tramwajowym radiu słyszysz, że jest zupełnie inaczej i nie trzeba się niepokoić. Czy to sposób na internetową manipulację?

dezinformacja
REKLAMA

To, co wydarzyło się w sieci po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony, jak na dłoni pokazuje skuteczność wrogiej nam propagandy. Wiele osób przemawiało językiem agresora, powielając pasujące mu teorie. Niestety to efekty lat pracy – dezinformacja płynąca prosto z Rosji przez długi czas miała się dobrze, kolportujący nieprawdę czuli się na społecznościowych platformach jak u siebie, algorytmy im sprzyjały.

REKLAMA

Nie chodzi jednak wyłącznie o szkodliwą nam narrację, podważającą zaufanie do państwa i naszych sojuszników. W takiej atmosferze jeszcze łatwiej o strach, niepewność i panikę. I o tym mogliśmy się przed momentem przekonać. Np. "Dziennik Łódzki" informuje, że "start samolotu Ryanair z Łodzi do Bergamo pół godziny przed północą wywołał panikę w części Łodzi", nie tylko ze względu na nietypową, późną porę, ale też niski przelot. Portal donosił, że służby otrzymywały nawet zgłoszenia w tej sprawie. Rzeczniczka łódzkiego lotniska Wioletta Gnacikowska apelowała o spokój, ale też przyznała, że "możemy się spodziewać, że teraz przez kilka dni ludzie będą patrzeć w niebo i reagować".

Strach i niepokój są naturalnymi emocjami w tak trudnych i niepewnych czasach, a nerwowa atmosfera w sieci, pełna kłamstw, teorii spiskowych i niepotwierdzonych informacji, tylko nakręca lęk. Jak przebić się z wiarygodnymi, rzetelnymi i sprawdzonymi wiadomościami? W Poznaniu chcą spróbować i mają na to pomysł.  

Zrobienie kanałów wiarygodnej informacji jest bardzo istotne – podkreślił prezydent Jacek Jaśkowiak

W poznańskich autobusach i tramwajach co godzinę transmitowane mają być wiadomości Radia Poznań. Jak zaznaczył prezydent, chodzi o wyrobienie nawyku korzystania "z pewnego źródła informacji". Gwarantem, przynajmniej w teorii, są właśnie media publiczne.

Możemy się zastanawiać, czy takie wiadomości będą dobrze słyszalne – w komunikacji miejskiej bywa głośno – na dodatek czy informacje dotrą do pasażerów, którzy w tym czasie mogą rozmawiać, słuchać muzyki na słuchawkach albo rozmawiać. Ewentualna skuteczność wydaje się być mniej istotna. To dobry pomysł, aby przynajmniej spróbować przedrzeć się z oficjalnym przekazem w przestrzeni publicznej.

Przyglądając się dyskusjom nt. tego, co można zrobić z dezinformacją w sieci, często spotykam się z rezygnacją. Skoro przez tyle lat nie udało się przycisnąć technologicznych gigantów, to dlaczego miałoby się udać teraz, tym bardziej w sytuacji, kiedy mogą liczyć na wsparcie Donalda Trumpa? To nie oznacza, że Unia Europejska nic nie robi, ale ruchy są ograniczone.

Zwykły użytkownik może więc z mediów społecznościowych uciec albo przynajmniej korzystać z nich rzadziej. To jednak nie zmieni tego, co będzie się działo w komentarzach i co będzie wyświetlane innym. Trudno od zwykłych osób oczekiwać walki z dezinformacją, tym bardziej że to wróg potężny, działający na dużą skalę, dobrze odnajdujący się w rzeczywistości, w której rządzą algorytmy chętnie podrzucające to, co wzbudza emocje, szokuje i przyciąga uwagę.

Spodobał mi się pomysł, który pojawił się w jednej z dyskusji. Instytucje państwowe nie powinny przejmować się przewagą przeciwnika i mimo wszystko same zalewać internet odpowiedziami na dezinformację. Działać na podobnej zasadzie, promując jednak wiarygodne i sprawdzone informacje. W końcu trzeba pamiętać, że nie chodzi wyłącznie o próbę przekonania tych, którzy już wierzą w spiski czy propagandę – gra toczy się też o nieprzekonanych. Jeśli w sieci jesteśmy świadkami podważania zaufania do państwa oraz NATO, to odpowiedź powinna być prosta: na przykładzie ostatnich wydarzeń pokazać, że możemy liczyć na pomoc sojuszników. I zalać tym internet.

I być może serwis informacyjny publicznych mediów w komunikacji miejskiej to jakiś sposób

Mogę sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś podczas podróży tramwajem przegląda media społecznościowe, natyka się na sensacyjną informację, ale za chwilę słyszy w radiu, że jest zupełnie inaczej.

Wiem, jak działają media społecznościowe i zdaję sobie sprawę, że zgłębienie tematu może sprawić, że wpadnie się w naprawdę niebezpieczną króliczą norę. Coś jednak robić trzeba, a wcześniejsze machnięcie ręką – bo przecież walka z dezinformacją przypomina starcie z wielogłową Hydrą – doprowadziło do sytuacji, w której wygrywa strach, propaganda, złe emocje i podsycanie niepokoju.

REKLAMA

Poznańskie rozwiązanie nie jest pewnie idealne. Może w przyszłości nieść wiele zagrożeń, bo przecież łatwo wyobrazić sobie zupełnie inny scenariusz, w którym media publiczne podporządkowane są np. niedemokratycznej władzy i przemilczają niewygodne dla niej fakty. Granicę pomiędzy weryfikacją a propagandą niestety łatwo przekroczyć.

Coś jednak zrobić trzeba, by dać odpór szerzącej się w sieci dezinformacji. Wyjście poza internetowe bańki jest pomysłem wartym spróbowania.  

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-12T13:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-12T11:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-12T09:40:19+02:00
Aktualizacja: 2025-09-12T06:45:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-12T06:23:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T19:31:53+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T19:18:30+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T18:02:04+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T17:41:37+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T17:21:52+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T14:18:38+02:00
Aktualizacja: 2025-09-11T11:08:25+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA