REKLAMA

Hotel California czy oddział intensywnej terapii? Administracja Trumpa ma problemy z odpowiedzią

Dla Douga Burguma, sekretarza spraw wewnętrznych w administracji Trumpa, lista gatunków zagrożonych wyginięciem przypomina słynny utwór Eagles z 1976 r. Stała się jak Hotel California: raz wejdziesz, już nigdy nie wyjdziesz - napisał Burgum, cytując jeden z najbardziej rozpoznawalnych wersów w historii rocka.

lista zagrożonych gatunków hotel california
REKLAMA

Według Burguma 97 proc. gatunków dodanych do listy pozostaje na niej na stałe, co jego zdaniem dowodzi, że obecny system skupia się bardziej na regulacjach niż na innowacjach. Ale czy rzeczywiście mamy do czynienia z niewydolnym hotelem dla zwierząt, czy może z niedofinansowanym szpitalem ratunkowym?

REKLAMA

Kiedy technologia ma zastąpić ochronę przyrody

Administracja Trumpa nie poprzestaje na muzycznych metaforach. W kwietniu, tuż po ogłoszeniu przez firmę biotechnologiczną Colossal Biosciences wskrzeszenia wilka strasznego (rodzaju szczeniąt, które w rzeczywistości są genetycznie zmodyfikowanymi szarymi wilkami), Burgum wygłosił pochwałę technologii dewymierania. Według sekretarza przyszłość ochrony przyrody leży w klonowaniu i inżynierii genetycznej, a nie w tradycyjnej ochronie siedlisk.

Czytaj też:

Odrodzenie wilka strasznego zwiastuje nadejście ekscytującej nowej ery naukowego cudu, pokazując, jak koncepcja 'dewymierania' może służyć jako fundament dla nowoczesnej ochrony gatunków - ogłosił Burgum. To brzmi futurystycznie, ale eksperci ostrzegają przed traktowaniem biotechnologii jako panaceum na kryzys bioróżnorodności, gdy jednocześnie niszczy się siedliska gatunków obecnie żyjących.

Jedna zmiana słowa, tysiące gatunków na celowniku

Doug Burgum

Prawdziwy problem kryje się w szczegółach. W kwietniu administracja Trumpa zaproponowała przepis, który w praktyce unieważniłby pół wieku ochrony siedlisk gatunków zagrożonych. Zmiana dotyczy definicji jednego słowa: szkoda (harm).

Od 50 lat Ustawa o Gatunkach Zagrożonych (ESA) interpretuje szkodę w sposób szeroki, obejmujący działania, które niszczą lub degradują siedliska kluczowe dla przetrwania zagrożonych gatunków. Nowa propozycja ograniczyłaby tę definicję jedynie do bezpośredniego zabijania lub zranienia zwierząt, wykluczając zniszczenie miejsc ich życia.

Skutki takiej zmiany byłyby katastrofalne. Zniesienie ochrony siedlisk otworzyłoby drzwi dla firm górniczych, naftowych i drzewnych do nieograniczonego eksploatowania obszarów, na których żyją ostatnie populacje zagrożonych gatunków.

Sukces za miliony dolarów i dziesięciolecia pracy

Ironią losu w lipcu administracja Trumpa świętowała usunięcie pierwszego gatunku z listy od objęcia władzy - rybki zwanej Roanoke logperch. Burgum natychmiast ogłosił to jako dowód, że lista gatunków zagrożonych nie jest już Hotel California. W administracji Trumpa gatunki w końcu mogą odejść!

Jednak ta historia sukcesu ma znacznie dłuższą genezę. Gdy Roanoke logperch została wpisana na listę w 1989 r. występowała zaledwie w 14 strumieniach. Do 2019 r. dzięki dekadzie intensywnej pracy - usuwaniu przestarzałych tam, odbudowie siedlisk wodnych oraz współpracy właścicieli gruntów prywatnych, państwowych i organizacji ochronnych - populacja ryby podwoiła swój zasięg, zajmując 31 strumieni.

Co więcej, to administracja Bidena pierwotnie zaproponowała usunięcie tego gatunku z listy w ubiegłym roku.  Sukces nie przyszedł z dnia na dzień - wymagał ponad trzech dekad, milionów dolarów i niezliczonych godzin pracy konserwatorów.

Gdy oszczędności idą w złą stronę

Tymczasem administracja Trumpa systematycznie tnie finansowanie programów ochrony przyrody.  Departament Spraw Wewnętrznych i NOAA zwolniły w ostatnich miesiącach wielu pracowników odpowiedzialnych za wdrażanie mandatu ustawy o gatunkach zagrożonych, w tym strażników monitorujących zwierzęta takie jak zagrożony wyginięciem fisher pacyficzny w Parku Narodowym Yosemite w Kalifornii. Badania pokazują, że od lat 90. liczba gatunków na liście rośnie, podczas gdy federalne finansowanie w przeliczeniu na gatunek drastycznie spada.

To nie Hotel California. To brak finansowania

Eksperci są zgodni - metafora Hotel California to chybiona analogia. Problem nie leży w samej ustawie, ale w tym, że gatunki trafiają na listę zbyt późno, gdy ich populacje są już krytycznie niskie, oraz w chronicznym niedofinansowaniu programów ratunkowych.

Statystyki mówią same za siebie: od uchwalenia ustawy w 1973 r. zaledwie 26 wymienionych gatunków wyginęło, a większość z nich nie była widziana na wolności przez lata przed wpisaniem na listę.  To oznacza skuteczność na poziomie 99 proc. w zapobieganiu wyginięciu - wynik, który każda służba zdrowia mogłaby podziwiać.

Biznes kontra bioróżnorodność

Prawdziwe powody ataków na ustawę są prozaiczne - ogranicza ona zyski. Właściciele gruntów prywatnych często postrzegają gatunki zagrożone jako przeszkodę dla swoich działań. Przykład? Dzięcioł czerwonogłowy, który gnieździ się w starych sosnach. Analiza wyrębu z lat 1984-1990 wykazała, że im bliżej działki znajdowała się populacja tych ptaków, tym większe było prawdopodobieństwo ścięcia sosen w młodym wieku - by zapobiec dojrzewaniu drzew i uniknąć regulacji dotyczących krytycznego siedliska.

Administracja Trumpa nie ukrywa, że priorytetem jest dominacja energetyczna kosztem środowiska. Wydane od stycznia rozporządzenia wykonawcze umożliwiają niektórym projektom paliwowym ominięcie standardowych ocen środowiskowych, w tym tych, które mogą zaszkodzić zagrożonym zwierzętom lub roślinom.

Ekonomia ochrony przyrody

Krytycy ustawy lubią podkreślać jej koszty ekonomiczne, ale badania pokazują, że finansowanie ochrony bioróżnorodności przynosi solidny zwrot z inwestycji dla społeczeństwa. Namorzynowe lasy na całym świecie redukują szkody majątkowe od burz o ponad 65 mld dol. rocznie i chronią ponad 15 mln ludzi.

Służba Rybołówstwa i Dzikiej Przyrody szacuje, że zapylanie roślin uprawnych przez owady ma wartość 34 mld dol. rocznie. Ochrona zagrożonych gatunków może też wspierać branże zależne od zdrowych krajobrazów i oceanów - obserwowanie wielorybów północnoatlantyckich wygenerowało w 2008 r. 2,3 mld dol. w branży whale-watching, w porównaniu z rocznymi kosztami około 30 mln dol. związanymi z ograniczeniami żeglugi i rybołówstwa.

Ustawa o Gatunkach Zagrożonych została uchwalona z szerokim poparciem obu partii, ale stała się jednym z najczęściej zaskarżanych praw środowiskowych w Stanach Zjednoczonych.

Muzyka już nie gra, rachunki pozostały

Porównanie listy gatunków zagrożonych do Hotel California może być chwytliwe medialnie, ale mija się z rzeczywistością. Problem nie leży w tym, że gatunki nie mogą odejść, ale w tym, że trafiają do tego hotelu w stanie krytycznym i nie otrzymują odpowiedniej opieki finansowej i prawnej potrzebnej do wyzdrowienia.

Administracja Trumpa, celebrując jeden sukces (który w rzeczywistości wymagał dekad pracy poprzednich administracji), jednocześnie podkopuje fundamenty systemu, który przez 50 lat zapobiegł wyginięciu 99 proc. chronionych gatunków.  To tak, jakby chwalić się działaniem szpitala, jednocześnie zwalniając lekarzy i sprzedając sprzęt medyczny.

REKLAMA

Don Henley może i miał rację - niektóre hotele rzeczywiście działają według zasady możesz się wymeldować, ale nigdy nie odejdziesz. Ale w przypadku gatunków zagrożonych problem nie leży w recepcji, lecz w tym, że nikt nie chce płacić za utrzymanie budynku.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-08-31T17:54:11+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T16:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T15:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T07:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T18:47:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T17:44:45+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T17:14:58+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T17:13:06+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T16:11:55+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T12:48:02+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T12:12:18+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA