Odkryli nowy rodzaj kwasu w deszczu. Naukowcy biją na alarm
W ostatnich latach badacze zauważyli w opadach deszczu coraz wyższe stężenia niebezpiecznego związku chemicznego. Może zagrażać naszemu zdrowiu. Skąd się tam wziął?

Kwas trifluorooctowy (TFA) trafia do wód, gleb, a nawet ludzkiego organizmu. Naukowcy spierają się o jego wpływ na zdrowie, ale coraz głośniej mówią o konieczności działania, zanim skutki staną się nieodwracalne.
Jak TFA trafia do atmosfery i do opadów?
TFA powstaje na skutek rozpadu fluorowanych gazów stosowanych m.in. w klimatyzacji, chłodnictwie i w materiałach izolacyjnych. Substancje te uciekają podczas użytkowania urządzeń, a później, gdy te trafiają na wysypiska, ulatniają się dalej. W atmosferze ulegają reakcji i tworzą TFA, który następnie spada wraz z deszczem. To właśnie dlatego związek pojawia się nawet w miejscach oddalonych od przemysłu.
Jak czytamy na łamach Nature, nie jest to jednak jedyne źródło TFA. Badania wskazują również na przemysł chemiczny i farmaceutyczny, w którym TFA jest używany do syntezy innych związków. Do środowiska przedostaje się także poprzez degradację niektórych pestycydów, produktów konsumenckich zawierających PFAS czy leków, które trafiają do ścieków.
Coraz więcej TFA w środowisku
Pomiarów prowadzonych na całym świecie jest już tak dużo, że rysuje się tu wyraźny, ale bardzo niepokojący trend. Stężenie TFA w różnych ekosystemach stale rośnie. W Niemczech badania liści i igieł drzew prowadzone przez ostatnie 4 dekady wykazały pięcio- do dziesięciokrotny wzrost poziomów TFA. Pokazuje to, że związek odkłada się w roślinach przez lata. W duńskich wodach gruntowych również odnotowano wzrost stężeń, co jest o tyle niepokojące, że takie wody często trafiają do sieci wodociągowych.
Zobacz także:
Ślady TFA znajdują się nie tylko w glebach i wodach, lecz także w odległych rejonach świata. Jak czytamy, rdzenie lodowe z Arktyki pobrane na przestrzeni dekad pokazują systematyczne zwiększanie się ilości tego związku, mimo że miejsca poboru są daleko od źródeł przemysłowych. Do tego dochodzą doniesienia o TFA w jeziorach i rzekach.
Związek jest niebezpieczny, bo jego trwałość jest wyjątkowo duża
Związek jest wyjątkowo trwały, ponieważ wiązanie węgiel-fluor należy do najsilniejszych w chemii. Co ważne, w naturze nie istnieją mechanizmy, które mogłyby go efektywnie rozkładać. Właśnie z tego powodu TFA zaliczany jest do wiecznych chemikaliów (PFAS). Co najciekawsze, ślady występowania TFA wykryto nawet w bardzo odległych regionach. W kanadyjskich rdzeniach lodowych zarejestrowano jego obecność już w 1969 r., a późniejsze pomiary pokazywały jedynie systematyczny wzrost stężenia.
Co istotne, TFA gromadzi się również w naszych organizmach. Wykryto go w próbkach ludzkiego moczu i krwi, a niczym dziwnym dla naukowców nie jest już obecność w piwie, w wodzie butelkowanej czy w ziarnach zbóż. To dowód, że wchodzi w łańcuch pokarmowy, nawet jeśli jego biodostępność jest mniejsza, niż w przypadku innych PFAS.
Czy TFA jest groźny dla ludzi?
Wstępne badania wykazały, że TFA jest o toksyczności zbliżonej do soli kuchennej. Jest to mała, dobrze rozpuszczalna w wodzie substancja, dzięki czemu szybko jest wydalana z organizmu. Jednak nowe dane budzą niepokój. Nieopublikowane jeszcze szerzej badania na zlecenie przemysłu chemicznego, ujawnione w trakcie procedur rejestracyjnych w UE, pokazują, że przy dużych dawkach TFA u gryzoni dochodziło do deformacji płodów i zmniejszenia ich masy. Powołując się właśnie na te dane niemieccy naukowcy złożyli do Europejskiej Agencji Chemikaliów (ECHA) wniosek o uznanie TFA za toksynę reprodukcyjną oraz za substancję wyjątkowo trwałą i mobilną. To oznaczałoby objęcie jej znacznie bardziej rygorystycznymi regulacjami.
Naukowcy badają również wpływ TFA na środowisko. Rośliny pobierają go wraz z wodą i nie są w stanie usunąć w procesie transpiracji – TFA gromadzi się w liściach, igłach i tkankach. Do tej pory wykazano, że wysokie stężenia mogą spowalniać wzrost roślin oraz zmieniać pH gleby, co z kolei może zakłócać rozkład materii organicznej i obieg składników pokarmowych w ekosystemie. Badania terenowe z pustynnych rejonów wykazały, że długotrwała ekspozycja powodowała śmierć większej liczby siewek, niż krótkotrwałe kontaktowanie się z TFA.
Mniej jednoznaczne wyniki są natomiast w przypadku wody słodkiej. Testy w niewielkich stawach wykazały, że organizmy żyjące w tych ekosystemach bez problemu radziły sobie ze stężeniami TFA do 10 mg/l. Eksperci jednak podkreślają, że takie badania oceniają jedynie przeżywalność jednostek, a nie takie czynniki, jak zmiany ekspresji genów czy zaburzenia funkcji metabolicznych.
Co dalej z TFA? Co robić, jak żyć?
Część krajów już działa. Dania ogłosiła zakaz stosowania pestycydów wytwarzających TFA, a Holandia i Niemcy ustaliły maksymalne limity stężenia w wodzie pitnej. Jednak w wielu miejscach przepisy nadal nie nadążają za nauką. Kolejne dane o emisjach z klimatyzatorów samochodowych czy urządzeń chłodniczych pokazują, że bez zmian technologicznych TFA będzie się gromadzić coraz szybciej.
Specjaliści podkreślają, że potrzebne są długoterminowe badania toksykologiczne i monitoring, ale ostrzegają też przed zwlekaniem. Z całą pewnością czas nie jest tu po naszej stronie. Nawet jeśli TFA okaże się mniej groźne od innych PFAS, jego wszechobecność i trwałość w środowisku sprawiają, że lekceważenie problemu może być kosztownym błędem, szczególnie dla przyszłych pokoleń.
*Źródło zdjęcia wprowadzającego: Antony Robinson / Shutterstock