Polacy stworzyli robota do obrony granic. "Przeciwnicy będą go przeklinać"
Mamy w Polsce coś, co bez cienia wątpliwości zasługuje na miano prawdziwego hitu. Do tego idealnie wpisuje się w najnowsze trendy wojskowości. Poznajcie PMN Bluszcz, czyli bezzałogowy pojazd minowania, który może zmieć układ sił na polu walki, a jednocześnie stanowi dowód na świetną współpracę polskiego przemysłu.

Za rozwój tego wyjątkowego pojazdu odpowiada konsorcjum, w skład którego weszły: Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej, STEKOP S.A., Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej oraz Belma S.A. To właśnie mariaż doświadczenia, wojskowej precyzji i inżynieryjnej kreatywności sprawił, że dziś możemy mówić o naprawdę interesującej konstrukcji w polskiej zbrojeniówce.
Bluszcz wyrasta z Aero
Podstawą dla PMN Bluszcz jest pojazd TAero. To ewolucja znanego już w Wojsku Polskim Pojazdu Wojsk Aeromobilnych Aero (PWA Aero). TAero to nie tylko zmodernizowana wersja, ale i krok w stronę pełnej autonomizacji.

Opracowaniem zajęło się inne konsorcjum, złożone z WITPiS, STEKOP S.A., AutoPodlasie oraz AP Solutions. Premiera miała miejsce podczas XXX MSPO w Kielcach, gdzie wzbudził spore zainteresowanie specjalistów.
To, co przyciąga uwagę w przypadku TAero (a co odziedziczył również Bluszcz), to bardzo konkretne podejście do mobilności. Mimo bogatego wyposażenia i nowoczesnych systemów masa całkowita pojazdu nie przekracza 3,5 tony.
Pod maską Bluszcza pracuje dobrze znana jednostka napędowa, czterocylindrowy diesel Toyoty o pojemności 4,2 litra i mocy 130 KM. To klasyczny silnik wykorzystywany w modelu Land Cruiser HZJ70, którego trwałość i niezawodność przeszły już niejeden test. Napęd 4x4, sztywne mosty, resory piórowe z tyłu i wahacze z przodu - wszystko to daje nie tylko mobilność terenową, ale i łatwość serwisowania w warunkach bojowych.
Więcej na Spider's Web:
PMN Bluszcz myśli sam
Prawdziwa rewolucja zaczyna się jednak dopiero tam, gdzie kończy się klasyczna motoryzacja. Zamiast manualnej skrzyni, automat od Allisona. Nie bez powodu. Pojazd musi sam zmieniać biegi, bo może działać całkowicie bezzałogowo. A kiedy trzeba, uruchomi napęd pomocniczy.
Mowa o silniku elektrycznym o mocy 50 kW, który pozwala na cichy przejazd do 30 km (na utwardzonych drogach). Tryb „cichy” oznacza nie tylko zerowy hałas, ale też minimalną emisję cieplną, co zwiększa szansę przetrwania w warunkach bojowych, bo taki pojazd trudniej wykryć przez termowizję.
Sercem pojazdu jest Centralny System Sterowania Pojazdem (CSSP) opracowany przez STEKOP. Bazuje on na doświadczeniach zdobytych podczas projektów takich jak bezzałogowe platformy lądowe Tarvos czy autonomiczny pojazd Perun.
Dzięki temu PMN Bluszcz potrafi jechać sam, wykrywać przeszkody, rozpoznawać teren i co najważniejsze, realizować zadania bez bezpośredniego udziału operatora.
Bluszcz sieje grozę wśród przeciwników
Ale przecież nie chodzi tylko o to, żeby pojazd sam jeździł. Chodzi o to, żeby robił konkretną robotę, a ta jest naprawdę konkretna. PMN Bluszcz stawia zapory minowe. W trybie bezzałogowym. Automatycznie.
Wykorzystuje przy tym znane i sprawdzone miny przeciwpancerne MN-123, te same, które znajdziemy w systemach Baobab-K i Kroton. Produkowane przez Belma S.A., miny te potrafią przebić pancerz o grubości ponad 60 mm, rozerwać gąsienice czołgów i koła pojazdów opancerzonych.

System miotający składa się z wyrzutni zawierającej 20 kaset, a każda z nich mieści 5 min. Prosty rachunek: 100 min na raz. Pojazd może rozrzucać je w pasie szerokości od 30 do 90 m, a gęstość pola minowego można precyzyjnie zaprogramować w zależności od potrzeb taktycznych.
W najbliższej przyszłości pojazd ten będzie mógł też stawiać zapory z min przeciwpiechotnych. Polska niedługo wypowie bowiem Traktat Ottawski co umożliwi nam stosowanie takich min.

Co więcej, Bluszcz nie działa w próżni. Dzięki zestawowi kamer dziennych i termowizyjnych, a także systemowi świadomości sytuacyjnej, nie tylko stawia miny, ale również zapisuje dane dotyczące ich rozmieszczenia i przekazuje je do nadrzędnych systemów dowodzenia. To oznacza pełną integrację z cyfrowym polem walki.
Mały, cichy, groźny i stworzony w Polsce
Niewielkie gabaryty i opcja jazdy w trybie elektrycznym to nie tylko zaleta logistyczna. To także większe bezpieczeństwo. Trudniej go zauważyć, trudniej zniszczyć, a dzięki niskiemu profilowi cieplnemu trudniej go wykryć. A przecież mówimy o pojeździe, który może operować bez kontaktu z własnymi siłami, bezpiecznie i skutecznie realizując zadania.
PMN Bluszcz to bez wątpienia przykład tego, jak powinna wyglądać przyszłość polskiej armii: zrobotyzowana, zintegrowana i tworzona lokalnie. To również dowód na to, że współpraca pomiędzy instytutami badawczymi, państwowymi spółkami i sektorem prywatnym może przynosić imponujące rezultaty. Nie potrzeba miliardów dolarów i amerykańskich firm, żeby robić sprzęt na światowym poziomie.
Ten projekt to coś więcej niż tylko pojazd. To zapowiedź nowego rozdziału w historii polskiej techniki wojskowej.